Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf
Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf
Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf
Create successful ePaper yourself
Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.
Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki<br />
Korekta: Dobrosława Paƒkowska<br />
Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010<br />
Copyright © by Antoni Kroh, Warszawa 2010<br />
Autorzy zdj´ç i ilustracji<br />
Stanisław Gliwa (rys.) s. 115<br />
Ryszard Halba s. 301, Maria Teresa Maszczak s. 144 (dwa zdj´cia),<br />
Jarosław Mierzwa s. 11, 30, 93, 95, 143 (dół), 347, 352, 450, 493 (lewe), 564, 568,<br />
Zofia Nasierowska s. 417, Krzysztof Ołtak s. 86, 87, 90,<br />
Antoni Zalewski s. 241, 571, 572, 573, 574 (góra i dół), 575.<br />
Pozostałe zdj´cia pochodzà z archiwum autora.<br />
Wydawnictwo doło˝yło wszelkich staraƒ, by skontaktowaç si´ z twórcami<br />
zamieszczonych w ksià˝ce zdj´ç. W kilku przypadkach okazało si´ to niemo˝liwe,<br />
dlatego twórców, z którymi nie zostały podpisane umowy, prosimy o pilny kontakt<br />
z sekretariatem wydawnictwa.<br />
ISBN 978-83-244-0127-7<br />
Wydawnictwo ISKRY<br />
ul. Smol<strong>na</strong> 11, 00-375 Warszawa<br />
tel. /faks (22) 827-94-15<br />
iskry@iskry.com.pl<br />
www.iskry.com.pl
Fraszki to wszytko, cokolwiek myÊlemy,<br />
Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;<br />
Nie masz <strong>na</strong> Êwiecie ˝adnej pewnej rzeczy,<br />
Pró˝no tu człowiek ma co mieç <strong>na</strong> pieczy.<br />
ZacnoÊç, uroda, moc, pieniàdze, sława,<br />
Wszystko to minie jako pol<strong>na</strong> trawa;<br />
NaÊmiawszy si´ <strong>na</strong>m i <strong>na</strong>szym porzàdkom,<br />
Wemknà <strong>na</strong>s w mieszek, jako czynià łàtkom*.<br />
(J. Kochanowski, O ˝ywocie ludzkim)<br />
*** Na wszelki wypadek objaÊniam, co poeta miał <strong>na</strong> myÊli: Kochanowski<br />
przyrów<strong>na</strong>ł ludzki ˝ywot do teatrzyku kukiełkowego. Gdy publicznoÊç<br />
obserwujàca <strong>na</strong>sze wysiłki uÊmieje si´ ju˝ do syta, zostaniemy wetkni´ci<br />
w worek jak laleczki po skoƒczonym widowisku.<br />
Czytelników, którzy nie potrzebujà ww. objaÊnienia, <strong>na</strong>jmocniej przepraszam<br />
za fatyg´.
<strong>Krok</strong> <strong>defiladowy</strong><br />
<strong>na</strong> <strong>gruntach</strong> <strong>podmokłych</strong><br />
PANIE TRUMAN, SPUÂå TA BANIA SON ET LUMIÈRE<br />
W GRUZACH PANI DYREKTORKA PRZEDWOJENNI<br />
TKN¢ŁO CI¢? MEBLE PA¡STWA ANDERSÓW PIOSENKI<br />
DZIECI¡STWA MIŁOÂå DO PONIEMIECKIEJ KURTKI<br />
CZOŁEM, LISIE, TWOJE ZDROWIE! IMIENINY POWÑZEK<br />
O RANY, ALE JAJA! KOSTKI KULTU JEDNOSTKI<br />
ZARASTANIE KICZEM ROZWÓD, ÂLUB I KWARANTANNA<br />
W CHLEWIKU W ZŁÑ GODZIN¢<br />
B´dzie woj<strong>na</strong>. Skoro była druga, wybuchnie i trzecia. O trzeciej wojnie<br />
Êwiatowej krà˝yły ciepłe wierszyki, dowcipy. „Jed<strong>na</strong> bomba atomowa<br />
i wrócimy znów do Lwowa. Potem druga bomba sil<strong>na</strong> i wrócimy<br />
znów do Wil<strong>na</strong>. Panie Truman, spuÊç ta bania, bo ju˝ nie do wytrzymania”.<br />
Rozmowa goÊcia z kelnerem: – Prosz´ schabowy i piwo. –<br />
B´dzie dopiero po trzeciej. – Przecie˝ jest dwadzieÊcia po trzeciej. –<br />
Tak, ale po trzeciej wojnie Êwiatowej. – DoroÊli wybuchali dziwnym<br />
Êmiechem.<br />
Niedawno ujawniono, ˝e trzecià wojn´ Êwiatowà szykowano całkiem<br />
serio. Polska central<strong>na</strong> miała byç celem zmasowanego <strong>na</strong>lotu<br />
atomowego, Wisła linià obrony, dlatego jej nie regulowano i nie przerzucano<br />
<strong>na</strong>d nià mostów. Pozostała ostatnià wielkà dzikà rzekà Europy,<br />
z wyjàtkowymi rozlewiskami, przykosami, starorzeczami<br />
i wysepkami, które wyłaniajà si´ i znikajà. Z podobnych przyczyn<br />
strategiczno-politycznych zachowały si´ równie˝ starorzecza Bugu<br />
oraz rzeki Moravy, oddzielajàcej Czechosłowacj´ od Austrii.<br />
B´dzie woj<strong>na</strong>. KtoÊ przynosił do domu wiadomoÊç z <strong>na</strong>jpewniejszego<br />
êródła, ˝e tym razem ju˝ chyba <strong>na</strong> pewno. DoroÊli niespecjalnie<br />
si´ przejmowali, byli otrzaskani – ale <strong>na</strong> wszelki wypadek
8<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
uruchamiali stosownà procedur´. Nale˝ało zrobiç zapasy. Kupowano<br />
twarde pszenne suchary z charakterystycznymi dziurkami, Êwiece,<br />
zapałki, cukier, sól, màk´, kasz´, mydło, Êrodki opatrunkowe,<br />
<strong>na</strong>ft´ (wyciàgano z piwnicy lampy <strong>na</strong>ftowe i czyszczono), de<strong>na</strong>turat<br />
i co tam jeszcze. Dla babci i dla mnie zapas leków przeciwastmatycznych.<br />
Po tygodniu, dziesi´ciu dniach emocje mijały.<br />
OczywiÊcie trwajàca wówczas w <strong>na</strong>jlepsze walka o pokój nie miała<br />
z tym absolutnie nic wspólnego. Trzecia woj<strong>na</strong> Êwiatowa była<br />
prawdopodob<strong>na</strong>, bra<strong>na</strong> pod uwag´, walka o pokój całkowicie pusta,<br />
jeÊli nie liczyç dowcipów. Opowiadano, jak <strong>na</strong> wieÊ przyjechał agitator<br />
i grzmiał: Towarzysze! My zrobimy takà walk´ o pokój, ˝e kamieƒ<br />
<strong>na</strong> kamieniu nie zostanie! Pewnà wiejskà k<strong>na</strong>jp´, czyli gospod´<br />
ludowà, przyozdobiono fryzem z gołàbków pokoju. Miejscowi mówili,<br />
˝e to białe myszki, którym wyrosły skrzydełka. A trzydzieÊci lat<br />
póêniej usłyszałem: Co to jest wro<strong>na</strong>? Gołàbek pokoju AD 1981! Młody<br />
człowiek, który mi to opowiedział, zadumał si´ <strong>na</strong> chwil´ i spytał:<br />
–Aco to był właÊciwie ten gołàbek pokoju?<br />
W niektórych domach suszono chleb i pakowano w specjalne płócienne<br />
woreczki. U <strong>na</strong>s nie, ale <strong>na</strong> przykład babcia Joli i Rysia czyniła<br />
to z wielkà wprawà. – Na jak długo starczy i czy was uratuje? –<br />
spytałem. – Pomo˝e przebiedowaç ogólne bezhołowie, które pewnie<br />
potrwa jakiÊ czas, bo jak˝e i<strong>na</strong>czej. A w ogóle nie wolno si´ poddawaç.<br />
Nigdy, przenigdy, w ˝adnej sytuacji. Dwie myszki wpadły<br />
do garnka ze Êmietanà. Jed<strong>na</strong> uz<strong>na</strong>ła swojà sytuacj´ za bez<strong>na</strong>dziejnà,<br />
nie walczyła o ˝ycie, od razu uton´ła. Druga tak uparcie przebierała<br />
łapkami, a˝ ubiła grudk´ masła. Weszła <strong>na</strong> nià, odbiła si´<br />
i wyskoczyła <strong>na</strong> swobod´. Zapami´taj to sobie. A b´dzie, co b´dzie.<br />
My, m´˝czyêni, odz<strong>na</strong>czamy si´ ˝elaznà logikà oraz wyciàgamy<br />
praktyczne wnioski. Zapytałem mam´, czy warto słaç łó˝ko, myç si´<br />
i odrabiaç lekcje, skoro i tak b´dzie woj<strong>na</strong>. Potraktowała serio mojà<br />
wàtpliwoÊç i wyjaÊniła <strong>na</strong>jpowa˝niej, ˝e <strong>na</strong>le˝y braç pod uwag´<br />
wszystkie ewentualnoÊci. Równie˝ takà, ˝e wojny nie b´dzie. Bardzo<br />
dobrze si´ składa, gdy rozumny młody człowiek ma sposobnoÊç wy-
9<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
miany poglàdów z kimÊ myÊlàcym podobnie, tylko jeszcze rozumniejszym<br />
i szanujàcym partnera.<br />
Dziewczynki mieszkajàce <strong>na</strong> Pradze nosiły w´giel ze składu opałowego<br />
po drugiej stronie ulicy. KtóregoÊ razu matka kupiła dwa nowe<br />
wiadra. Gdy szły z tymi wiadrami, <strong>na</strong>tkn´ły si´ <strong>na</strong> sàsiada.<br />
Zagadnàł ˝yczliwie, czy idà po cukier (było to w czasie wojny koreaƒskiej),<br />
a gdy zaprzeczyły, uÊmiechnàł si´: mnie nie zwiedziecie.<br />
Wojenne wykupywanie towarów pozostawiło Êlad w literaturze.<br />
Zofia Bystrzycka w satyrycznym utworze Pami´tnik przewidujàcej<br />
(1952)* <strong>na</strong>kreÊliła rodzinny dramat: jakaÊ idiotka uległa podszeptom<br />
sàsiadki i kupiła wór kaszy, z wielkim zaanga˝owaniem karmiła<br />
nià swoich <strong>na</strong>jbli˝szych, a˝ mà˝ zaczàł wieczorami miewaç pilne<br />
obowiàzki słu˝bowe i w koƒcu si´ wyprowadził, dzieci te˝ pouciekały;<br />
pani domu, choç przewidujàca i peł<strong>na</strong> <strong>na</strong>jlepszej woli, jakoÊ nie<br />
pokojarzyła tych faktów i kupiła drugi wór kaszy. Konstanty Ilde-<br />
Ania, AntoÊ i Zosia Kroh <strong>na</strong> tle choinki obwieszonej gołàbkami pokoju.<br />
Zabawa noworocz<strong>na</strong>, 1952.<br />
*** Antologia satyry polskiej 1944–1955 pod red. Antoniego Marianowicza, PIW, Warszawa<br />
1955.
fons Gałczyƒski w jednym ze swych ostatnich utworów tak˝e przedstawił<br />
humorystyczny obraz apokalipsy:<br />
– Tratata tata,<br />
tratata tata!<br />
Panie, panowie,<br />
ju˝ koniec Êwiata.<br />
Na dêwi´k puzonu,<br />
czyli tej surmy,<br />
zaraz <strong>na</strong> sklepy<br />
rzucà si´ hurmy.<br />
Zgnieceni w tłumie<br />
wołajà: – Mamo!<br />
Awsklepach znika<br />
pieprz i cy<strong>na</strong>mon;<br />
10<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
kolejki stojà<br />
jak stàd do Zgierza;<br />
baby uuu! wyjà,<br />
pisk si´ rozszerza;<br />
baby skupujà<br />
kołdry, szparagi,<br />
pinezki, <strong>na</strong>wet<br />
wypchane ptaki (…).<br />
A Lis si´ cieszy,<br />
˝e taki zam´t,<br />
łapk´ podnosi:<br />
– Okay i Amen.<br />
(K.I. Gałczyƒski, Chryzostoma Bulwiecia podró˝ do Ciemnogrodu)<br />
W dzieciƒstwie kilka razy prze˝ywałem wojenne strachy dorosłych.<br />
Zlały mi si´ w jedno. Nie wiem, skàd si´ brały, nie umiem ich<br />
powiàzaç z jakimÊ szczególnym wydarzeniem. MyÊl´, ˝e niekiedy<br />
uruchamiały si´ samoistnie. Strach i niepewnoÊç tkwiły pod skórà,<br />
rosły, a˝ w pewnym momencie przekraczały punkt krytyczny. Podobnie<br />
czasem ni z tego, ni z owego zapala si´ siano w stodole. A gdy <strong>na</strong>ród<br />
odreagował, psychoza cichła jak szczekanie psa i wszystko<br />
pozornie si´ uspokajało. Do <strong>na</strong>st´pnego razu.<br />
MyÊmy te˝ prze˝ywali wojenne emocje. Zabawa w wojn´ wyglàdała<br />
tak: <strong>na</strong> asfalcie ulicy Swarzewskiej kawałkiem cegły rysowało<br />
si´ koło. W miar´ koliste, ˝eby nie było kłótni. To był Êwiat. Dzieliło<br />
si´ je <strong>na</strong> tyle cz´Êci, ilu grajàcych. To były paƒstwa. Ka˝dy wykrzykiwał:<br />
Polska! Francja! Ameryka! Szwecja! – i ju˝ wszystko<br />
jasne. Kto wylosował pierwszy, wołał: wywołuj´ wojn´, wojn´, woj-
11<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
n´… Ameryce! Ciskał patyk, wszyscy rzucali si´ w pogoƒ, a kto dobiegł<br />
pierwszy, zabierał agresorowi kawałek terytorium. Naturalnà<br />
rzeczy kolejà <strong>na</strong>jstarszy i <strong>na</strong>jsilniejszy gracz był Polskà. Nieraz wi´c<br />
si´ zdarzało, ˝e Polska zajmowała wi´kszy obszar ni˝ Rosja i Ameryka<br />
razem wzi´te.<br />
Na polach bielaƒskich stał porzucony czołg. WymontowaliÊmy<br />
z niego ło˝yska. Hulajnogi tamtych lat kleciło si´ z trzech ło˝ysk<br />
(dwa z tyłu, jedno z przodu), dwóch desek oraz starej podeszwy<br />
od tenisówki, pełniàcej rol´ przegubu mi´dzy deskà poziomà, <strong>na</strong> której<br />
si´ stało, i pionowà, pełniàcà funkcj´ kierownicy, z przybitym<br />
<strong>na</strong> koƒcu uchwytem. Miały t´ dodatkowà zalet´, ˝e straszliwie szurgotały<br />
po asfalcie. Wystarczyło kilka minut jazdy tam i z powrotem,<br />
aby jakiÊ nerwowy pan wystawiał głow´ przez lufcik i wrzeszczał<br />
<strong>na</strong> całà ulic´, ˝e wszyscy pochodzimy z nieprawego ło˝a i ˝ebyÊmy<br />
<strong>na</strong>tychmiast wynieÊli si´ gdzie indziej, bo jak nie, to <strong>na</strong>m powyrywa.<br />
Cudowne uczucie.<br />
Ale <strong>na</strong>jfajniej czuliÊmy si´ w gruzach. (DziÊ cz´Êciej mówi si´<br />
„ruiny”). Kamienice, przekrojone bombami od dachów po partery,<br />
odsłoniły fragmenty przedpowstaniowych mieszkaƒ. Cegły wystajàce<br />
z rozłupanych Êcian tworzyły schodki, a jeÊli si´ niewiele wa˝yło,<br />
miało drobne dzieci´ce stopy, dusz´ zdobywcy i ani krzty rozumu,<br />
mo˝<strong>na</strong> było si´ wdrapaç choçby i <strong>na</strong> trzecie pi´tro. To <strong>na</strong>prawd´ nie<br />
było trudne. W pomieszczeniu, które ongiÊ było kuchnià, mo˝e łazienkà,<br />
ale teraz przybrało kształt loggii z rozległà panoramà, stała<br />
Z<strong>na</strong>lazłem w gruzach, to były moje zabawki.
12<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
<strong>na</strong> trójnogu blasza<strong>na</strong> balia do prania bielizny. Chłopaki <strong>na</strong>znosili<br />
do niej amunicji, wsz´dzie pełno jej si´ walało, zaleli kilkoma kanistrami<br />
benzyny skàdÊ podprowadzonej, wsadzili koniec sznura<br />
od bielizny, a drugi koniec, ten <strong>na</strong> dole, podpalili. Wieczorowà porà,<br />
dla wi´kszego wra˝enia. I rzeczywiÊcie, było <strong>na</strong> co popatrzeç i czego<br />
posłuchaç, a potem wspomi<strong>na</strong>ç przez wiele dni. Kulki gwizdały, strugi<br />
płonàcej benzyny tryskajàce z wysokoÊci tworzyły efektowne esy-<br />
-floresy. Nazajutrz milicjant chodził od domu do domu, po raz<br />
pierwszy w ˝yciu byłem przesłuchiwany. Nikogo nie wydałem, bo nie<br />
miałem o niczym poj´cia. JeÊli nie liczyç mglistych, choç bardzo prawdopodobnych<br />
podejrzeƒ. Sprawców nie wykryto, bo byłbym wiedział.<br />
Chłopaki ze Swarzewskiej to była elitar<strong>na</strong>, zamkni´ta organizacja,<br />
a gdy w takim hermetycznym Êrodowisku zawià˝e si´ konspiracj´<br />
w konspiracji, system podwójnego zabezpieczenia, ryzyko wpadki<br />
jest minimalne. Pokolenie mamy i pokolenie dziadka wypraktykowało<br />
t´ starà prawd´.<br />
Samo widowisko batalistyczne, son et lumi¯re <strong>na</strong>szego pokolenia,<br />
niestety mnie omin´ło, z<strong>na</strong>m je tylko z opowieÊci <strong>na</strong>ocznych Êwiadków,<br />
a zwłaszcza zmasowanych wyzwisk pod adresem młodzie˝y,<br />
w szkole i <strong>na</strong> ulicy. Jakby starsi byli màdrzejsi.<br />
W roku pi´çdziesiàtym szóstym miałem trzy<strong>na</strong>Êcie lat, nie bawiłem<br />
si´ ju˝ w chowanego, ale zapami´tałem wyliczank´:<br />
Lenin zjadł li<strong>na</strong>,<br />
wysrał Stali<strong>na</strong>.<br />
Stalin zjadł druta,<br />
wysrał Bieruta.<br />
Bierut zjadł schaba,<br />
wysrał Ochaba.<br />
Ochab zjadł bułk´,<br />
wysrał Gomułk´.<br />
Pałka, zapałka, dwa kije,<br />
kto si´ nie schowa, ten kryje. Szukaaaam!
13<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Jesienià w Budapeszcie lała si´ krew, w Warszawie wrzało, czołgi<br />
radzieckie szły od Legionowa <strong>na</strong> ˚eraƒ, robotnicy szykowali si´<br />
do obrony, woj<strong>na</strong> wisiała <strong>na</strong> włosku. Sowieci zawrócili <strong>na</strong> północ;<br />
nietrudno było wywnioskowaç, ˝e przejdà Wisł´ w Modlinie, a jutro,<br />
<strong>na</strong>jdalej pojutrze wychynà z Puszczy Kampinoskiej i b´dziemy ich<br />
mieli u <strong>na</strong>s <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch. Pani Zofia Ringmanowa, dyrektorka, drob<strong>na</strong><br />
siwa staruszka, roztrz´sio<strong>na</strong>, zwołała całà szkoł´ <strong>na</strong> apel i błagała,<br />
zakli<strong>na</strong>ła łamiàcym si´ głosem, ˝eby nie daç si´ w nic wplàtaç,<br />
w niczym nie uczestniczyç. Nie prowokowaç, nie krzyczeç, nie robiç<br />
obraêliwych gestów, nie rzucaç kamieniami. Najlepiej siedzieç w domu.<br />
Ten młody, biedny Wania w czołgu niczemu nie winien, te˝ si´<br />
boi, wie o <strong>na</strong>szych polskich sprawach tyle, co mu powiedzieli, mo˝e<br />
nie zdzier˝yç, a wtedy dojdzie do rzeczy nieodwracalnych.<br />
KtoÊ mruknàł, mo˝e <strong>na</strong>wet to byłem ja, ˝e pani dyrektorka coÊ<br />
za bardzo strachliwa, nie wypada si´ tak Ruskich baç. Wychowawczyni<br />
dosłyszała i zaraz po apelu, gdy wróciliÊmy do klasy, wygłosiła<br />
mow´. O tym, ˝e pani przeło˝o<strong>na</strong> (u˝ywała tej formy, bo te˝ była<br />
przedwojen<strong>na</strong>) w czasie wojny prowadziła tajne <strong>na</strong>uczanie, po stronie<br />
aryjskiej i w getcie. W razie wpadki Êmierç <strong>na</strong> miejscu, jakby<br />
kto pytał. W getcie wykładała przedmioty Êcisłe, uczestniczyła<br />
w egzami<strong>na</strong>ch maturalnych w konspiracyjnym liceum. Przemycała<br />
˝ydowskie dzieci <strong>na</strong> aryjskà stron´, robiła tysiàc innych rzeczy.<br />
Wtych <strong>na</strong>jtrudniejszych latach z<strong>na</strong><strong>na</strong> była z zimnej krwi i szaleƒczej<br />
odwagi. Teraz rzeczywiÊcie si´ boi, ale nie o siebie, tylko o was.<br />
Wie, co to woj<strong>na</strong>, bo prze˝yła trzy. ˚adnej z nich za piecem nie przesiedziała.<br />
W latach stalinowskich te˝ zachowała twarz. Wspomi<strong>na</strong>ł jà Jacek<br />
Kuroƒ:<br />
„(…) od razu <strong>na</strong> pierwszej lekcji religii wstałem i zaczàłem polemizowaç<br />
z ksi´dzem. (…) Zapytałem, czy mog´ wyjÊç, bo jestem<br />
niewierzàcy, on <strong>na</strong> to, ˝e oczywiÊcie. Wyszło ze mnà jeszcze dwóch<br />
kolegów, poszliÊmy graç w siatkówk´. Wkrótce w <strong>na</strong>szej klasie zrobiło<br />
si´ pi´t<strong>na</strong>stu ateistów, dobre dwie dru˝yny. (…) Ksiàdz poskar-
14<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
˝ył si´ dyrektorce, a była to Zofia Ringmanowa, staruszka, jeszcze<br />
ze szkoły Sempołowskiej, wybit<strong>na</strong> działaczka strajku szkolnego<br />
w 1905–7, wspaniała baba. Kiedy <strong>na</strong>st´pny raz wybiegliÊmy tłumem<br />
z religii, powiedziała:<br />
– Panowie wolnomyÊlàcy, ˝adnej siatkówki, uczymy si´ fizyki.<br />
I zacz´ła odpytywaç, stawiajàc ka˝demu po trzy dwójki. (…) gdyby<br />
ktokolwiek z <strong>na</strong>s doniósł <strong>na</strong> Ringmanowà, ˝e obci<strong>na</strong> z fizyki młodzie˝,<br />
która wychodzi z religii, to <strong>na</strong>tychmiast przestałaby byç<br />
dyrektorkà. (…) nigdy, ani przez chwil´ nie próbowała przedstawiç<br />
si´ jako zwolenniczka nowego ładu. Stawiała dwójki, ale przy całej<br />
swojej surowoÊci była bardzo sprawiedliwa. ZłoÊliwa i jednoczeÊnie<br />
niesłychanie ˝yczliwa. Była dla <strong>na</strong>s starà reakcjonistkà, ale wiedzieliÊmy,<br />
˝e nie karierowiczem. Dyrektorkà była od zawsze, baliÊmy si´<br />
jej, ale i lubiliÊmy jà”*.<br />
A wi´c dzi´ki temu, ˝e Kuroƒ i jego koledzy nie podporzàdkowali<br />
si´ ideologii, którà wtedy wyz<strong>na</strong>wali i pragn´li wprowadziç w ˝ycie,<br />
par´ lat póêniej zdà˝yłem jeszcze pochodziç do liceum<br />
pod dyrekcjà pani Ringmanowej. Podczas WyÊcigu Pokoju, gdy<br />
<strong>na</strong> Stadionie Dziesi´ciolecia kolarz radziecki w chuligaƒski sposób<br />
odebrał pewne zwyci´stwo Polakowi, stadion gwizdał, tak˝e podczas<br />
dekoracji i odgrywania hymnu ZSRR. Cała Warszawa o tym mówiła.<br />
Pani dyrektorka te˝, <strong>na</strong> apelu.<br />
– Mamy sàsiadów takich czy innych, ale tym bardziej powinniÊmy<br />
si´ godnie zachowywaç. Nic <strong>na</strong>s od tego nie zwalnia, bo przecie˝ jesteÊmy<br />
Polakami. Gdyby <strong>na</strong> widok tego łajdactwa publicznoÊç wstała<br />
i w milczeniu skierowała si´ do wyjÊcia, miałoby to bez porów<strong>na</strong>nia<br />
silniejszà wymow´. A tak, było, jak było: jeden łobuz <strong>na</strong> bie˝ni i siedemdziesiàt<br />
tysi´cy łobuzów <strong>na</strong> trybu<strong>na</strong>ch. Szkoda, przepadła Êwiet<strong>na</strong><br />
okazja. Cały Êwiat by o tym mówił, dopiero mieliby si´ z pysz<strong>na</strong>.<br />
W moich czasach licealnych, to z<strong>na</strong>czy w drugiej połowie lat pi´çdziesiàtych,<br />
jeszcze pracowali przedwojenni profesorowie. Trudno<br />
*** J. Kuroƒ, Wiara i wi<strong>na</strong>. Do i od komunizmu, Niezale˝<strong>na</strong> Oficy<strong>na</strong> Wydawnicza, Warszawa<br />
1990.
15<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
definiowalne, ale wyraziste zjawisko. Mi´dzy nimi a generacjà <strong>na</strong>st´pców<br />
ziała przepaÊç, rów tektoniczny. (Jak wszystkie uogólnienia,<br />
równie˝ i to odnosi si´ do zbiorowoÊci, nie jednostek). Ró˝nica<br />
była zasadnicza – pedagodzy starej daty budzili respekt bez podnoszenia<br />
głosu, wyzwisk czy okazywania uczniom lekcewa˝enia. Oni<br />
byli kulturalni. Godni szacunku, jak to si´ mówiło. Nie tylko nieÊli<br />
oÊwiaty kaganiec, ale <strong>na</strong>wet, a˝ trudno dzisiaj w to uwierzyç, akceptowali<br />
<strong>na</strong>sze istnienie, a niekiedy okazywali <strong>na</strong>m sympati´. Czego<br />
nie dało si´ powiedzieç o ich młodszych kolegach. Panowało wtedy<br />
powszechne przeko<strong>na</strong>nie, ˝e pracowaç do szkoły idà ci, którym gdzie<br />
indziej si´ nie powiodło. Sami o tym mówili. Uczniom. Tak jest, pami´tam.<br />
Ubolewali, ˝e sà marnie opłacani i dlatego my, uczniowie,<br />
ich nie szanujemy. Istotnie, szanowaliÊmy ich nieszczególnie, lecz<br />
mo˝e nie z tego powodu. A w ogóle byliÊmy obrzydliwi. Taki <strong>na</strong> przykład<br />
Kroh: t´pak, głàb, osioł, leƒ, tuman i jak pani T., polonistka,<br />
<strong>na</strong> niego patrzy, to zbiera jej si´ <strong>na</strong> wymioty. Rzecz działa si´ w szacownych<br />
murach renomowanego warszawskiego liceum, czwartego<br />
i ostatniego w mojej karierze. Pani profesorko, z wzajemnoÊcià.<br />
Od mojej matury min´ło prawie pi´çdziesiàt lat, prze˝yłem niejedno,<br />
ale takiego traktowania, jak w liceum, póêniej nie zaz<strong>na</strong>łem.<br />
Trudno si´ od tego uwolniç.<br />
W <strong>na</strong>szej ówczesnej mowie słowo „przedwojenny” oz<strong>na</strong>czało „solidny,<br />
w dobrym gatunku, godzien zaufania”. Przedwojenny garnitur,<br />
przedwojenny szewc. „Dadzà mi <strong>na</strong>gan´ za nieobecnoÊç<br />
<strong>na</strong> zebraniu czy nie dadzà, mi to wisi jak kilo kitu u sufitu <strong>na</strong> przedwojennej<br />
agrafce” – zanotowała mama spontanicznà wypowiedê kole˝anki<br />
w biurze, lata 50. „Masło przedwojenne” (sklepik w Łodzi<br />
<strong>na</strong> Piotrkowskiej, lata 40. Osoba, która to zapisała, była zdumio<strong>na</strong>,<br />
˝e tylu ludzi <strong>na</strong> widok tej wywieszki uÊmiecha si´ ze zrozumieniem).<br />
„Od kiedy tylko zaczàłem swe Êwiadome ˝ycie, zdarzyło si´ tu i ówdzie<br />
słyszeç okreÊlenie «przedwojenny pan». Mawiano tak z podziwem<br />
o ludziach, którzy wyroÊli z mi´dzywojennej Polski i potrafili<br />
w ˝yciu zachowaç formy i zasady, które im wtedy zaszczepiono.
16<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
«Przedwojenny pan» to był w ka˝dym calu d˝entelmen, nieprzekraczajàcy<br />
pewnych granic w trudnych sytuacjach, trzymajàcy w ryzach<br />
słowa i emocje”. („Kulisy” I 1993). „On jeden mo˝e to wiedzieç,<br />
ma przecie˝ przedwojennà matur´!” (zasłyszane, Wrocław 1968).<br />
„JakoÊ si´ trzymam, przecie˝ chodz´ <strong>na</strong> solidnych, przedwojennych<br />
cz´Êciach” (wyz<strong>na</strong>nie staruszka, zasłyszane, Łódê 1972). „Odszedł<br />
rzemieÊlnik starej daty, skrojony z dobrego, przedwojennego materiału.<br />
˚yczliwy dla klientów, niedzisiejszy, bo siedzàcy w warsztacie<br />
długo po oficjalnych godzi<strong>na</strong>ch otwarcia, dotrzymujàcy słowa i terminów”.<br />
(„Dziennik Polski” IX 1997)*.<br />
Gdy poło˝yli mnie w szpitalu, pan z sàsiedniego łó˝ka, starszy<br />
człowiek, był właÊnie po skomplikowanej operacji. Ordy<strong>na</strong>tor podczas<br />
codziennego obchodu oglàdał go i powtarzał:<br />
– Zrasta si´, Êwietnie si´ zrasta! ˚adnych powikłaƒ! Zuch z pa<strong>na</strong>!<br />
Przedwojen<strong>na</strong>, solid<strong>na</strong> robota, od razu widaç!<br />
Niektórzy starsi wyz<strong>na</strong>wali poglàd, ˝e doÊwiadczenia wojenne<br />
wyniosły ich <strong>na</strong> szczyty eksperiencji. Sà tacy màdrzy i doÊwiadczeni<br />
˝yciowo, ˝e ju˝ bardziej si´ nie da. Wiele razy słyszałem: ech, ci<br />
młodzi, niczego nie zaz<strong>na</strong>li, có˝ oni rozumiejà, co tam oni wiedzà.<br />
Po czym westchnienie i charakterystyczny ruch r´kà. Próbowałem<br />
oponowaç, ˝e skoro urodziłem si´ w roku czterdziestym drugim i ˝yj´,<br />
to i ja prze˝yłem wojn´. A co ty prze˝yłeÊ, dzieciuchu, co ty pami´tasz.<br />
Dałem wi´c spokój i przyjàłem porzàdkujàce zało˝enie, ˝e<br />
ka˝dy dorosły to wariat, tylko <strong>na</strong>silenie i objawy fiksum-dyrdum bywajà<br />
rozmaite.<br />
A było co podziwiaç. Druh harcmistrz M. stale miał przy sobie<br />
dwa chlebaki. W jednym apteczk´, w drugim ˝elaznà racj´ ˝ywno-<br />
Êciowà. Przechwalał si´, ˝e dwa razy dał si´ zaskoczyç, ale trzeci<br />
raz ju˝ go nie podejdà. Pani profesor doktor K. za ˝adne skarby nie<br />
zostawiła płaszcza w szatni, <strong>na</strong>wet w restauracji czy w teatrze; reagowała<br />
złoÊcià, gdy ktoÊ zwracał jej uwag´. Bo przecie˝ gdyby przy-<br />
*** B. Magierowa, A. Kroh, Prywatny leksykon współczesnej polszczyzny (w przygotowaniu).
17<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
szło co do czego, mogłaby go straciç; płaszcz z przedwojennej bielskiej<br />
wełny, dziÊ nie do zdobycia. In<strong>na</strong> pani K., ongiÊ królowa elegancji,<br />
muza poetów, bywalczyni Ziemiaƒskiej i Adrii, paradowała<br />
po Warszawie w nieprawdopodobnych łachach. Tłumaczyła, w czasie<br />
wojny ubranie szybciej si´ niszczy, wi´c rozsàdek podpowiada,<br />
by sprawunki odło˝yç <strong>na</strong> spokojniejsze czasy. Mruknàłem, ˝e przecie˝…<br />
i <strong>na</strong>tychmiast tego po˝ałowałem. Pan Ch. równie˝ był ci´˝ko<br />
chory <strong>na</strong> wojennà abnegacj´. Brał prace zlecone, Êl´czał <strong>na</strong>d nimi<br />
po nocach, tyrał jak wół, oddawał w terminie, ale ju˝ nie starczało<br />
mu energii, by jechaç <strong>na</strong> drugi koniec Warszawy po wypłat´ (nie było<br />
wtedy prywatnych kont bankowych ani przelewania honorariów).<br />
Bo prosz´ paƒstwa czasy sà takie, ˝e nie ma co zaprzàtaç sobie głowy<br />
pieni´dzmi, przecie˝ i tak w jednej chwili wszystko diabli wezmà.<br />
Wolał si´ zadłu˝aç i nie zwracaç, to według niego było bli˝sze<br />
prawom <strong>na</strong>tury. Wkrótce przestano mu po˝yczaç, co przejmowało<br />
go bolesnym zdziwieniem. Ostentacyjnie marudził, ˝e znowu nie ma<br />
innego wyjÊcia, jak fatygowaç si´ do kasy po pieniàdze, jaka˝ to strata<br />
czasu. Pani W. mieszkała po wojnie w małym parterowym domku;<br />
cz´sto wstawała w nocy i po ciemku, zachowujàc si´ jak <strong>na</strong>jciszej,<br />
tkwiła za firankà, bo wcià˝ jej si´ wydawało, ˝e ktoÊ chodzi<br />
pod ok<strong>na</strong>mi. Jej kilkuletnia wnuczka te˝ swoje przeszła, spała czujnym<br />
płytkim snem dzikiego zwierzàtka – i kiedy babcia stawała<br />
przy oknie, nieruchomo le˝ała w ciemnoÊciach z otwartymi oczami,<br />
przera˝o<strong>na</strong>, ˝e to po nià ktoÊ idzie. Pani M. pod koniec ˝ycia jeszcze<br />
raz musiała si´ przeprowadzaç. Jej córka, opró˝niajàc piwnic´, trafiła<br />
<strong>na</strong> stare drewniane saneczki. Chciała je podarowaç dzieciom<br />
z sàsiedztwa. – Nie, zostaw! – Dlaczego? – Jak to dlaczego? A <strong>na</strong> co<br />
wsadzimy rzeczy, gdy <strong>na</strong>s b´dà wysiedlaç i wrzasnà: собирайтесь<br />
с вещами!*. Pan G., jowialny starszy pan, miał zadowolonà min´<br />
i zawsze jakiÊ ˝art <strong>na</strong> podor´dziu, dopóki nie usłyszał w publicznym<br />
miejscu j´zyka niemieckiego. Wtedy zaczy<strong>na</strong>ł tupaç, wymachiwaç<br />
*** Szykujcie si´ w drog´ z rzeczami!
18<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
laskà i wrzeszczeç, a z<strong>na</strong>ł sporo niemieckich przekleƒstw. Plotkowano<br />
o nim, ˝e omija Âwi´tokrzyskà, ˝eby nie patrzeç <strong>na</strong> witryn´<br />
OÊrodka Kultury i Informacji Niemieckiej Republiki Demokratycznej.<br />
Pan S., człek sympatyczny, inteligentny, dystyngowany, kierownik<br />
działu w du˝ej instytucji, przeszedł przez OÊwi´cim. Oszacował,<br />
nie wiem, jak do tego doszedł, koszt utrzymania statystycznego kacetowca,<br />
przeliczył to <strong>na</strong> złote polskie koƒca lat pi´çdziesiàtych, pomno˝ył<br />
przez pi´ç i wynik uz<strong>na</strong>ł za współczynnik absolutnego<br />
komfortu. Wypomi<strong>na</strong>ł podwładnym, ˝e nie doÊç, ˝e si´ pławià w dostatku,<br />
to jeszcze zachciewa im si´ jakichÊ podwy˝ek, to przecie˝<br />
niemoralne. Gdy odchodził <strong>na</strong> emerytur´, uradowany personel zło˝ył<br />
si´ <strong>na</strong> po˝eg<strong>na</strong>lnà wystawnà bibk´. Pani G. po wojnie uło˝yła sobie<br />
˝ycie, ale przeszłoÊç nie dawała si´ wymazaç; gdy jej syn dorastał<br />
i zaczàł oglàdaç si´ za dziewczy<strong>na</strong>mi, wygłosiła mu pogadank´<br />
uÊwiadamiajàcà, ˝e kobieta cz´sto podkreÊla urod´ fryzurà albo<br />
strojem. Dlatego wybrank´ serca trzeba wyobraziç sobie w pasiaku,<br />
z ogolonà głowà; dopiero wtedy mo˝<strong>na</strong> oceniç, czy jest ład<strong>na</strong>, bo niektórym<br />
taki obozowy wyglàd dodawał urody, inne szpecił. Pan J.,<br />
w miar´ jak zapadał w staroÊç, coraz cz´Êciej opowiadał o swojej odwadze;<br />
grywał Chopi<strong>na</strong> w prywatnych mieszkaniach, co groziło <strong>na</strong>jsurowszymi<br />
konsekwencjami. Tak si´ zło˝yło, ˝e zwierzał si´ z tego<br />
pani, która słu˝yła w wywiadzie AK i sporo przeszła; o<strong>na</strong> tak˝e si´<br />
starzała, wspomnienia nieustraszonego pianisty były dla niej coraz<br />
trudniejsze do zniesienia. Niepotrzebnie si´ irytowała; mogła przecie˝<br />
wziàç pod uwag´, ˝e pan J. wirtuozem był nieszczególnym; owe<br />
koncerty pozostały <strong>na</strong>jszcz´Êliwszymi chwilami jego ˝ycia, w normalnych<br />
czasach nie zebrałby tylu wzruszonych słuchaczy.<br />
Pani A. wakacje pi´çdziesiàtego piàtego roku sp´dzała w Bukowinie,<br />
spacerowaliÊmy, bawiła jà moja góralska gwara, podarowała<br />
mi ksià˝k´ Biała foka. Co wieczór przy kolacji <strong>na</strong> werandzie opowiadała<br />
babuni o Ravensbrück, ale o samym obozie niewiele; przewa˝nie<br />
mówiła, jak po wojnie Szwedzki Czerwony Krzy˝ zaprosił byłe<br />
wi´êniarki <strong>na</strong> rekonwalescencj´. Trudno jej było znieÊç ten <strong>na</strong>tych-
19<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
miastowy przeskok z hitlerowskiej katorgi w senne szwedzkie miasteczko,<br />
mi´dzy gospodynie domowe, pełne <strong>na</strong>jlepszej woli, troskliwe,<br />
serdeczne, wyrozumiałe. Po jakimÊ czasie delikatnie poprosiły,<br />
˝eby im wygłosiç seri´ pogadanek o warunkach ˝ycia w obozie koncentracyjnym.<br />
Słuchały, kiwały głowami, bardzo chciały zrozumieç,<br />
miały coraz smutniejsze oczy, a˝ w koƒcu któraÊ zapytała o zawartoÊç<br />
obozowej biblioteki i czy przy łó˝kach były nocne lampki. OpowieÊç<br />
o bibliotece i nocnych lampkach słyszałem kilka razy. Pani A.<br />
po powrocie do Polski skoƒczyła studia, podj´ła prac´, wyszła za<br />
mà˝, urodziła dwoje dzieci. Ale o tym nie mówiła. Tylko o tych zasłuchanych<br />
kobietach. Za ka˝dym razem koƒczyła konkluzjà, ˝e bezden<strong>na</strong><br />
głupota owych Szwedek była całkowicie zrozumiała. One były<br />
normalne, my nie. Bo przecie˝ tamtych prze˝yç nie da si´ ogarnàç<br />
zwyczajnym rozumem.<br />
Pani D., z pochodzenia wilniuczce, <strong>na</strong> wrocławskiej ulicy <strong>na</strong>gle<br />
zastàpił drog´ m´˝czyz<strong>na</strong> w sowieckim mundurze i o coÊ zapytał<br />
po rosyjsku. Nie wiedziała, jak i kiedy z<strong>na</strong>lazła si´ w bramie. Tkwiła<br />
tam do zmroku, bo miała pełno w majtkach i kr´powała si´ wyjÊç.<br />
Zosia, urodzo<strong>na</strong> w czterdziestym szóstym, pisze, ˝e jako kilkuletnie<br />
dziecko była przeko<strong>na</strong><strong>na</strong>, ˝e nigdy w ˝yciu nie b´dzie mieç przyjaciół,<br />
no bo kto b´dzie chciał si´ z nià zaprzyjaêniç – przecie˝<br />
urodziła si´ po wojnie, wi´c jest gorsza. „OczywiÊcie doÊç szybko wyrosłam<br />
z tego i nie zostawiło to u mnie ˝adnych urazów, a teraz si´<br />
tylko uÊmiecham, gdy sobie o tym pomyÊl´”.<br />
Raz po raz ktoÊ ze starszych opowiadał, ˝e w odpowiednim momencie<br />
coÊ go tkn´ło i tylko dzi´ki temu ˝yje. Potem <strong>na</strong> ogół ktoÊ inny<br />
dodawał, ˝e jego te˝ tkn´ło i równie˝ ˝yje wyłàcznie z tego niepoj´tego<br />
powodu. „Szedłem Nowym Âwiatem, coÊ mnie tkn´ło, skr´ciłem<br />
w Wareckà, a wieczorem dowiedziałem si´, ˝e gdybym tego<br />
nie uczynił, wlazłbym prosto <strong>na</strong> łapank´ w Alejach”. Albo: „Byłam<br />
łàczniczkà, nosiłam bibuł´, broƒ, ju˝ mi to <strong>na</strong>wet troch´ spowszedniało,<br />
nie zasta<strong>na</strong>wiałam si´, ˝e mogà mnie zwinàç, ale tamtego<br />
dnia coÊ mnie tkn´ło, wyszłam <strong>na</strong> miasto czysta jak łza, no i ze trzy
20<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
razy ˝andarmi zaglàdali mi do torby”. Nast´powała pointa adresowa<strong>na</strong><br />
do młodych: pami´tajcie dzieci, ˝e jeÊli coÊ was tknie, <strong>na</strong>le˝y<br />
posłuchaç przeczucia, nie ignorowaç, nie wzruszaç ramio<strong>na</strong>mi.<br />
Ludzie, których coÊ tkn´ło i ch´tnie o tym opowiadali, byli zjawiskiem<br />
<strong>na</strong> tyle cz´stym, ˝e my, warszawskie dzieci pierwszych lat powojennych,<br />
przej´liÊmy ten wyraz, <strong>na</strong>dajàc mu nowy sens. – Tkn´ło<br />
ci´? – z<strong>na</strong>czyło w <strong>na</strong>szej mowie to, co dzisiaj: odbiło ci? Przez wiele<br />
lat byłem przeko<strong>na</strong>ny, ˝e wszystkie owe tkni´cia to zabobon, nic nigdy<br />
nikogo nie tkn´ło, a jeÊli w odpowiedniej chwili skr´cimy w Wareckà<br />
albo <strong>na</strong> przykład nie wsiàdziemy do auta i dzi´ki temu<br />
unikniemy katastrofy, jest to czysty przypadek; równie dobrze mogliÊmy<br />
daç si´ złapaç, w ogólnym rozrachunku wychodzi <strong>na</strong> jedno,<br />
przecie˝ zawsze tak jest, ˝e ktoÊ skr´ca w Wareckà, a ktoÊ inny zasuwa<br />
prosto ku swemu przez<strong>na</strong>czeniu. Otó˝ razu pewnego mnie tak-<br />
˝e tkn´ło. Nagle, <strong>na</strong> polecenie Anioła Stró˝a, zmarłych przodków<br />
albo nie wiem czyje, jakby mi ktoÊ <strong>na</strong>cisnàł pstryczek w mózgu, postàpiłem<br />
nieracjo<strong>na</strong>lnie, bez sensu, co niebawem okazało si´ wyj-<br />
Êciem <strong>na</strong>jlepszym z mo˝liwych. Gdyby mnie było nie tkn´ło,<br />
wpadłbym w paskudnà sytuacj´. Nie wiem, czy i jak udałoby mi si´<br />
z niej wyplàtaç. Strach wspomi<strong>na</strong>ç.<br />
Tkn´ło ci´? Zapewne ju˝ w staro˝ytnej Grecji młodzie˝ miała<br />
swój j´zyk Êrodowiskowy, irytujàcy dorosłych, zwiastujàcy niechybny<br />
upadek kultury. U <strong>na</strong>s <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch w latach pi´çdziesiàtych<br />
modne było pozdrowienie: czołem, stary trupie. Z<strong>na</strong>czyło: witaj przyjacielu,<br />
miło mi ci´ widzieç. Nie wiem, czy mod´ <strong>na</strong> starego trupa<br />
mo˝<strong>na</strong> zaliczyç do wojennych reminiscencji. Chyba tak. ˚yła dłu˝ej<br />
ni˝ inne, poniewa˝ bardziej działała dorosłym <strong>na</strong> nerwy. Wielokrotnie<br />
mi wytykano, ˝e nie wiem, co mówi´, skoro prawdziwego trupa<br />
<strong>na</strong> oczy nie widziałem. Dziw<strong>na</strong> pretensja. Widziałem, nie widziałem,<br />
co z tego? Nazywanie ludzi facetami uchodziło, rów<strong>na</strong> babka<br />
mogła byç, forsi´ga zamiast pieni´dzy była do przyj´cia, <strong>na</strong>tomiast<br />
stare trupy wywoływały nerwowe reakcje. Babciu, zostawiam<br />
<strong>na</strong> wierzchu zeszyt od geografii, za godzin´ przyjdzie trup, obieca-
21<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
łem mu po˝yczyç. Powiedziawszy to, <strong>na</strong>le˝ało <strong>na</strong>tychmiast rzuciç<br />
si´ do drzwi, aby nie słyszeç, co babcia ma w tej sprawie do powiedzenia.<br />
Otó˝ gwara młodzie˝owa odgrywa z<strong>na</strong>cznà rol´ w utrzymaniu<br />
ciàgłoÊci kultury. Tam, gdzie Polacy sà w mniejszoÊci, <strong>na</strong> przykład<br />
w Londynie czy we Lwowie, głównà przyczynà wy<strong>na</strong>rodowienia jest<br />
brak miejscowej polskiej gwary młodzie˝owej. Dzieci przechodzà <strong>na</strong><br />
rosyjski, <strong>na</strong> angielski, bo j´zyk Sienkiewicza czy Orzeszkowej nie<br />
oddaje ich Êwiata.<br />
Woj<strong>na</strong> mieszała ludziom w głowach <strong>na</strong> tysiàce sposobów. Pani generałowa<br />
Andersowa wspomi<strong>na</strong>ła z uÊmiechem, ˝e jeszcze długo<br />
po wojnie mà˝ nie zgadzał si´ <strong>na</strong> kupno porzàdnych mebli do ich londyƒskiego<br />
mieszkania, po co, przecie˝ niebawem b´dziemy znów si´<br />
przeprowadzaç, tym razem <strong>na</strong> dobre, do Warszawy… Nie dowiemy<br />
si´ nigdy, ile w tym było kalkulacji politycznej, a ile bezwiednego<br />
przedłu˝ania <strong>na</strong>jintensywniejszych lat w ˝yciu generała, gdy obywał<br />
si´ prawie bez mebli. Pan profesor S. powiedział kiedyÊ mimochodem<br />
<strong>na</strong> wykładzie, wprawiajàc mnie w zdumienie, ˝e okupacj´ w Warszawie<br />
wspomi<strong>na</strong> z rozrzewnieniem, to <strong>na</strong>jlepsze lata jego ˝ycia. – Nie<br />
w tym rzecz, ˝e byłem wtedy młody, choç oczywiÊcie i to nie jest bez<br />
z<strong>na</strong>czenia. Ale mam <strong>na</strong> myÊli co innego. Atmosfer´. Tramwaj, ulica,<br />
sklep – czuło si´ solidarnoÊç, ˝yczliwoÊç. Było jasne, kto <strong>na</strong>sz, a kto<br />
wróg, któr´dy biegnie linia podziału. Zwyci´˝ymy, choç nie wiadomo<br />
kiedy, ale to w koƒcu nie takie wa˝ne. Człowiek cieszył si´ i był dumny,<br />
˝e Pan Bóg stworzył go Polakiem. Nie macie paƒstwo poj´cia –<br />
niez<strong>na</strong>jomi <strong>na</strong> ulicy uÊmiechali si´ do siebie.<br />
Powstaƒców warszawskich, których dane mi było poz<strong>na</strong>ç, dzieliłem<br />
<strong>na</strong> dwie kategorie: tych, którzy po wojnie ˝yli zwyczajnie, oraz tych,<br />
którzy równie˝ ˝yli zwyczajnie, ale czas im si´ zatrzymał, nic oprócz<br />
powstania si´ dla nich <strong>na</strong>prawd´ nie liczyło. Mówiono, ˝e raz <strong>na</strong> zawsze<br />
stanàł im zegarek. W ciàgu owych szeÊçdziesi´ciu trzech dni zu-<br />
˝yli cały zapas ˝yciowej energii, nie zostało nic <strong>na</strong> póêniej, no i tak<br />
padło, ˝e powstanie to była ich jedy<strong>na</strong> wartoÊç, potem ju˝ jechali <strong>na</strong> jałowym<br />
biegu. Na ogół bli˝sze i dalsze otoczenie miało ich serdecznie
22<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
dosyç. W k<strong>na</strong>jpie Flis <strong>na</strong> Ho˝ej, gdzie serwowano tylko jednà potraw´,<br />
flaki, było zawsze pełno, głównie m´˝czyzn. Przed bufetem długa kolejka,<br />
jadło si´ <strong>na</strong> stojàco, trudno było o miejsce. Ciasno. I chyba z powodu<br />
owej ciasnoty i przewagi m´˝czyzn kr´cił si´ tam dziwny<br />
osobnik, ciut szmatławy, strasznie <strong>na</strong>molny. Niby przychodził <strong>na</strong> flaki,<br />
ale raczej po to, by mieç słuchaczy swoich powstaƒczych wspomnieƒ.<br />
MyÊlałem, ˝e fantazjuje. KiedyÊ troch´ <strong>na</strong> odczepnego spytałem<br />
go o pseudonim i przy<strong>na</strong>le˝noÊç. Sprawdziłem i dowiedziałem si´,<br />
˝e to bohater, legenda Starówki, a wszystko, co mówił, było prawdà.<br />
– Serwus – uÊmiecha si´ Tadek – jak si´ masz? – Marnie – odpowiadam<br />
– nie mam forsy, głód mi grozi. Tadkowi twarz si´ zmienia.<br />
– Ty durny, nie gadaj, jak nie rozumisz, co gadasz. Głód mu grozi! Ty<br />
wiesz, co to głód? Id´ we Lwowie ulicà, za Sowietów to było, miałem<br />
wtedy z pi´t<strong>na</strong>Êcie, mo˝e szes<strong>na</strong>Êcie lat, i goÊç mnie zaczepia, ˝ebym<br />
pomógł meble staszczyç z pomieszkania <strong>na</strong> trzecim pi´trze. Ta<br />
dobrze. Fest dygowałem ze dwie godziny. Zafasowałem za to półlitrowà<br />
flaszk´ oleju, takiego do sma˝enia. Zasuwam dumny jak jaki<br />
rycerz spod Grunwaldu, ciesz´ si´, ˝e dam mamie, zobaczy, jaki ze<br />
mnie m´˝czyz<strong>na</strong>, głowa rodziny, alem nie zdzier˝ył, odkorkowałem<br />
flaszk´, przytknàłem do ust. Tylko kapk´, tylko łyczek. Joj, jakie dobre.<br />
Patrz´, a o<strong>na</strong> pró˝<strong>na</strong>. Wstyd mi si´ strasznie zrobiło, mamie si´<br />
nie przyz<strong>na</strong>łem, ten olej przeÊladował mnie wiele lat. Głód. Ty frajerze.<br />
Głód to b´dzie wtedy, gdy idàc do domu z bochenkiem chleba,<br />
b´dziesz go chował, ˝eby ktoÊ <strong>na</strong> ulicy nie zobaczył i ci´ nie stuknàł,<br />
˝eby go chapnàç, pacanie jeden.<br />
Do babci przyszła <strong>na</strong> pogaduszki sàsiadka, pani C., bezetka. Rozmawiały<br />
po francusku i niemiecku, ˝eby AntoÊ nie zrozumiał i gdzieÊ<br />
czegoÊ nie wypaplał, chocia˝ takie słowa, jak Stalin, Bierut, Rokossowski,<br />
Sowieci, komuniÊci brzmiały dla dziecka zrozumiale, a reszt´<br />
mo˝<strong>na</strong> było sobie bez trudu doÊpiewaç. Ale gdy pani C. zacz´ła<br />
wspomi<strong>na</strong>ç wrzesieƒ trzydziestego dziewiàtego, odruchowo przeszła<br />
<strong>na</strong> polski. Widocznie uz<strong>na</strong>ła, ˝e tego w innym j´zyku opowiedzieç<br />
si´ nie da. Mieszkała w Warszawie, niedaleko ˝eƒskiego
23<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
klasztoru, gdzie <strong>na</strong>turalnà rzeczy kolejà zorganizowano szpital polowy.<br />
Pani C. poszła do przeoryszy zaofiarowaç pomoc – była doÊwiadczonà<br />
sanitariuszkà jeszcze z dwudziestego roku. – Dosko<strong>na</strong>le<br />
– ucieszyła si´ ksieni – awktórej sali chce pani pracowaç, oficerskiej<br />
czy ˝ołnierskiej? – Tam, gdzie b´d´ potrzeb<strong>na</strong>, gdzie matka przeło˝o<strong>na</strong><br />
rozka˝e – odpowiedziała pani C. z lekkim zdziwieniem. – Doprawdy?<br />
– zdumiała si´ mniszka – to Êwietnie. Prosz´ wybaczyç to<br />
pytanie. Eleganckie damy, których tu pełno, chcà si´ troszczyç tylko<br />
o oficerów. Skutek taki, ˝e oficerowie majà po kilka opiekunek,<br />
a ˝ołnierzom nie ma kto zmieniaç opatrunków.<br />
Babcia opowiedziała t´ histori´ mamie, mama panu K. Rozpromienił<br />
si´. – Wiesz, we wrzeÊniu byłem ranny w nog´, le˝ałem<br />
w Chełmie, to była sala szkol<strong>na</strong>. Przyszła panienka ze dworu, spytała,<br />
który z panów jest <strong>na</strong>jwy˝szy rangà, wr´czyła mu elegancki pakuneczek,<br />
w Êrodku rurki z kremem. Zapytał, czy ma takie rurki dla<br />
wszystkich. – No, nie, tylko dla pa<strong>na</strong> chorà˝ego. – Cisnàł podarunkiem,<br />
krem spływał po Êcianie, ranni ˝ołnierze wybuchn´li Êmiechem,<br />
panienka zrobiła obra˝onà min´ i poszła. Mama i pan K.<br />
zasta<strong>na</strong>wiali si´, czy to przypadkiem nie była ciocia Jadzia. Uzgodnili,<br />
˝e trudno powiedzieç.<br />
Drugà wojn´ Êwiatowà oglàdałem jak cienie w pieczarze, cudze<br />
wspomnienia, reminiscencje, powidoki. Ale bardzo intensywnie.<br />
Pierwszà wojn´ i wojn´ dwudziestego roku cieplej, milej, bo w opowiadaniach<br />
i piosenkach. Pełniły rol´ kołysanek, dobranocek, pojawiały<br />
si´ <strong>na</strong> przemian z Kaczkà Dziwaczkà i Słoniem Tràbalskim.<br />
Bajk´ o Jasiu i Małgosi zatrzymała domowa cenzura, skoro czarownica<br />
zamierzała dzieci upiec i zjeÊç. Wierszyk Dziad i baba o tym, ˝e<br />
Êmierç weszła kominem do chatki, w której zabarykadowała si´ para<br />
staruszków, równie˝ był nieodpowiedni, zwłaszcza ze wzgl´du<br />
<strong>na</strong> ekspresyjne ilustracje. PieÊni legionowe <strong>na</strong>dawały si´ jak ulał.<br />
A je˝eli zgin´ od szabli,<br />
nie zabiorà duszy mej diabli.
24<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Nie zabiorà duszy do piekła,<br />
bo by im po drodze uciekła.<br />
Odilidilidi, odilidiradi,<br />
nie taka to strasz<strong>na</strong> jest ze Êmiercià gra.<br />
Odilidilidi, odilidiradi,<br />
nie taka to strasz<strong>na</strong> ze Êmiercià gra.<br />
A je˝eli zgin´ w południe,<br />
zagra mi muzyka przecudnie.<br />
Zagra mi muzyka tak mile,<br />
˝e stan´ posłuchaç <strong>na</strong> chwil´.<br />
Odilidilidi, odilidiradi…<br />
A je˝eli zgin´ od kuli,<br />
nie mówcie nic tylko matuli.<br />
Powiedzcie jej prosz´, ˝e ˝yj´,<br />
i kaw´ codziennie se pij´.<br />
Odilidilidi, odilidiradi…<br />
Latem trzydziestego dziewiàtego Polskie Radio <strong>na</strong>dawało to co<br />
kilka godzin, ˝eby ludziom dodaç otuchy, oswoiç zbli˝ajàcà si´ wojn´.<br />
Rodzice właÊnie kupili odbiornik. Min´ło par´ miesi´cy; radio<br />
trzeba było owinàç kocem i o szarej godzinie wynieÊç w pole rozciàgni´te<br />
mi´dzy Sadybà a Wilanowem, zatłuc młotkiem i przysypaç<br />
piaskiem. Zdecydowali, ˝e nie b´dà <strong>na</strong>ra˝aç ˝ycia swojego i małej<br />
Anusi, a odniesienie cennego odbiornika Niemcom nie wchodziło<br />
w rachub´.<br />
Bioràc w r´k´ dawny ˝ołnierski Êpiewnik, uÊmiecham si´ co chwil´:<br />
sami starzy z<strong>na</strong>jomi, wiàzanka kołysanek mojego dzieciƒstwa.<br />
Ksiàdz mi zakazował, ˝ebym nie całował w rozdziałek,<br />
a ja sobie musz´ uradowaç dusz´ w poniedziałek.<br />
Aktorek we wtorek, pod brod´ we Êrod´, czwartek nie pami´tam,<br />
dziewczàtek choç w piàtek, Dorot´ w sobot´, w koÊciele w niedzie-
25<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
l´, w Popielec bom strzelec. Jedzie, jedzie <strong>na</strong> Kasztance siwy strzelca<br />
strój. Ułani, ułani, malowane dzieci. Siedział sobie Êwi´ty Pieter,<br />
o rety.<br />
Hej panienki posłuchajcie, raz dwa trzy,<br />
i gazetki poczytajcie, raz dwa trzy.<br />
Sà tam wesołe nowinki, wesołe nowinki,<br />
b´dzie pobór <strong>na</strong> dziewczynki, raz dwa trzy.<br />
Z <strong>na</strong>jpi´kniejszych warszawianek, raz dwa trzy,<br />
utworzymy pułk ułanek, raz dwa trzy,<br />
a która nie ma ochoty, nie ma ochoty,<br />
to jà damy do piechoty, raz dwa trzy.<br />
Stare, brzydkie i garbate, raz dwa trzy,<br />
posadzimy <strong>na</strong> armat´, raz dwa trzy,<br />
krawcowe b´dà w rezerwie, b´dà w rezerwie,<br />
gdy si´ komuÊ guzik zerwie, raz dwa trzy.<br />
Wygada<strong>na</strong> porucznikiem, raz dwa trzy,<br />
wykształco<strong>na</strong> pułkownikiem, raz dwa trzy,<br />
gdy b´dzie chłopców kochała, chłopców kochała,<br />
dojdzie stopnia generała, raz dwa trzy.<br />
Gdy si´ o tym ksiàdz dowiedział, raz dwa trzy,<br />
<strong>na</strong> plebanii nie wysiedział, raz dwa trzy.<br />
MyÊlał w nocy i <strong>na</strong>d ranem, w nocy i <strong>na</strong>d ranem,<br />
jakby zostaç kapelanem w wojsku tym.<br />
T´ piosenk´ lubiłem szczególnie, Êpiewałem z uczuciem i wyrazistà,<br />
dzieci´cà mimikà, doroÊli klaskali, babcia si´ gorszyła, było wspaniale.<br />
KiedyÊ dziadek nucił sobie przy goleniu, a widzàc, ˝e kr´c´ si´<br />
po kuchni, zastosował, pewnie z niech´cià, autocenzur´:<br />
Pan porucznik nic nie winien, hm, hm, hm, hm, bo powinien.<br />
Ale pan<strong>na</strong>, pan<strong>na</strong> win<strong>na</strong>, hm, hm, hm, hm, nie powin<strong>na</strong>.
26<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Zachodziłem w głow´, co powinien pan porucznik, a czego pan<strong>na</strong><br />
nie powin<strong>na</strong>, lecz nie udało mi si´ nic wydedukowaç.<br />
Gdy kogut piał swe kukuryku, pies szczekał mu <strong>na</strong> vis-∫-vis,<br />
wtedy <strong>na</strong>gle w bojowym swym szyku pułk ułanów zawitał do wsi.<br />
A matka mówiła do córki, o nie ciesz si´ córuÊ, o nie,<br />
pójdziemy dziÊ spaç do komórki, bo ułani to bestie sà złe<br />
(<strong>na</strong> melodi´ carskiego marsza jegrów fiƒskich, zresztà).<br />
Miała matka trzech synów, dwóch màdrych siedzi w domu,<br />
a trzeci, ˝e był głupi, poszedł do legionów.<br />
(Szybko si´ zraził panujàcà tam głupotà, wi´c zrezygnował).<br />
I wraca syn do matki, idzie se poprzez pole,<br />
<strong>na</strong> piersi mu si´ błyszczà trzy złote mendole*.<br />
A jeden mendol za to, ˝e Moskali omijał,<br />
a drugi mendol za to, ˝e wszy t´go bijał.<br />
A trzeci, <strong>na</strong>jwa˝niejszy, <strong>na</strong> wstà˝ce zawieszony,<br />
kupił se go w Krakowie za cztery korony.<br />
Dobrze, dobrze matulu u ciebie tu w chałupie,<br />
a ja te trzy mendole powiesz´ <strong>na</strong> czole.<br />
Czasem sobie podÊpiewuj´ i od razu mi l˝ej. Nie tylko piosenki<br />
<strong>na</strong>dajàce si´ <strong>na</strong> rocznicowà akademi´, ale i te z w´˝szego kr´gu wtajemniczenia.<br />
Na cmentarzu wicher Êwista,<br />
kury ju˝ przestały piaç,<br />
tylko jeden legionista<br />
Êciàgnàł portki, zaczàł sraç.<br />
*** Połàczenie medali z mendami.
27<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Wtem otwiera si´ mogiła<br />
i wychodzi koÊciotrup,<br />
czemuÊ, czemuÊ legionisto,<br />
czemuÊ <strong>na</strong>srał <strong>na</strong> mój grób?<br />
Mam ci´ w dupie, koÊciotrupie…<br />
Dalej nie umiem.<br />
Zosia, młodsza ode mnie o cztery lata, pisze z Anglii, ˝e te˝ ma<br />
wielki sentyment do legionowych piosenek, ale gdyby miała wybieraç,<br />
to Rozkwitały p´ki białych ró˝. „Âpiewam sobie od czasu do czasu,<br />
ale tylko wtedy, gdy jestem sama, bo strasznie fałszuj´ i nie<br />
wiem, czy mi si´ po takim Êpiewaniu robi lepiej, czy gorzej”.<br />
Wiele jest ksià˝ek o działaniach wojennych, mniej o wojnie jako<br />
formie kultury i sposobie myÊlenia, szczególnym rodzaju wi´zi społecznych,<br />
gospodarczych, rodzinnych, o t´sknocie za wojnà, potrzebie<br />
wojny i w ogóle wojnie tkwiàcej w ludziach, o wojennych ideałach,<br />
obyczajach, erotyce, etykiecie, patosie i kiczu wojennym, wojnie b´dàcej<br />
niepowtarzalnà okazjà do załatwiania spraw osobistych.<br />
Mo˝e jakiÊ młody wilczek, który właÊnie skoƒczył studia i rozglàda<br />
si´ po˝àdliwie, <strong>na</strong> czym by tu sobie z´by połamaç, wgryzie si´<br />
w temat wojny jako organicznej cz´Êci <strong>na</strong>szej cywilizacji? Wysnuje<br />
odkrywcze, czyli ba<strong>na</strong>lne wnioski, rodacy zmieszajà go z błotem, zasłynie.<br />
Byç mo˝e w którymÊ momencie b´dzie musiał wrzuciç do jednego<br />
worka potwornoÊci wojny i folklor Studium Wojskowego<br />
Uniwersytetu Warszawskiego. – Obywatelu majorze, fama głosi, ˝e<br />
pisze pan prac´ doktorskà. – Tak, a <strong>na</strong> jaki temat? – <strong>Krok</strong> <strong>defiladowy</strong><br />
<strong>na</strong> <strong>gruntach</strong> <strong>podmokłych</strong>. – Powiedzcie Famie, ˝e jest idiotà.<br />
***<br />
Ojciec po wojnie pracował <strong>na</strong> Mazurach, montował i demontował stalowe<br />
konstrukcje. Za którymÊ razem przyjechał do Warszawy w skórzanej<br />
poniemieckiej kurtce z wielkà iloÊcià kieszeni, Êwietnej do
28<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
pracy w terenie. Zostawił jà w domu, bo był lipiec, upały, a wkrótce<br />
miał powróciç. Dziesi´ç lat po jego Êmierci odkryłem t´ kurtk´ w szafie<br />
i zakochałem si´ od pierwszego wejrzenia. Dokładnie czegoÊ takiego<br />
było mi potrzeba, abym uwierzył, ˝e wyglàdam jak chłopiec<br />
z lasu <strong>na</strong>zajutrz po demobilizacji. Kurtka znoszo<strong>na</strong>, tu i tam przetarcia,<br />
plamy. Od Êciółki, gliny w ziemiance, mo˝e od krwi. Dobitnie dawała<br />
do zrozumienia, ˝e moje ˝ycie toczy si´ gdzie indziej, a w szkole<br />
z<strong>na</strong>lazłem si´ absolutnym przypadkiem, zaraz stàd pójd´ i nigdy nie<br />
wróc´. Byłem wtedy zafascynowany opowieÊciami o Leopoldzie Lisie-Kuli,<br />
który jako szes<strong>na</strong>stolatek został zast´pcà komendanta<br />
okr´gu Zwiàzku Strzeleckiego w Rzeszowie, dwa lata póêniej podporucznikiem<br />
Pierwszej Brygady Legionów Polskich, okrył si´ chwałà<br />
pod Łowczówkiem i Krzywopłotami, a w tak zwanych wolnych chwilach<br />
kuł do matury, bo do Legionów uciekł ze szkolnej ławy. Zimà<br />
1915 roku dostał kilkudniowy urlop i wprost z frontu, w polowym<br />
mundurze, stanàł przed gronem pedagogicznym szacownego cesarsko-królewskiego<br />
gim<strong>na</strong>zjum w Wadowicach. Grono zdało egzamin,<br />
bowiem uchwaliło jednogłoÊnie, ˝e abiturient wystarczajàco dowiódł<br />
swej dojrzałoÊci, i wr´czyło mu Êwiadectwo maturalne (celujàcy, celujàcy,<br />
celujàcy…) bez dodatkowych indagacji. Niesłycha<strong>na</strong> historia.<br />
I jeszcze druga. Gdy w 1932 roku w Rzeszowie odsłaniano pomnik<br />
Lisa-Kuli, zjechali si´ jego dawni towarzysze broni. Popili sobie, rzecz<br />
zrozumiała. KtóryÊ przerwał pompatyczne przemówienie, Êpiewajàc<br />
Lisowi sz<strong>na</strong>psbarytonem legionowà piosenk´, mo˝e niezbyt stosownà<br />
(„Ju˝ murarze grób murujà, tarara, niech mnie w dup´ pocałujà.<br />
Ksiàdz kapelan trzyma mow´, tarara, a ja jemu sram <strong>na</strong> głow´. Liga<br />
Kobiet wije wieƒce, tarara…”), inny głoÊno si´ zwierzał, có˝ to za<br />
uczucie byç z pomnikiem <strong>na</strong> ty, gnieêdziç si´ z nim w ziemiance i biegaç<br />
do latryny pod ogniem Moskali; jeszcze inny pozdrowił rzeêb´<br />
uniesionym kieliszkiem i okrzykiem: Czołem Lisie, twoje zdrowie!<br />
Nikt nie wa˝ył si´ ich upomnieç, pułkowników i generałów.<br />
Nie wiem, czy stryj Tadeusz Lechnicki uczestniczył w tym Êwi´cie,<br />
ale bardzo prawdopodobne, bo w czasie wielkiej wojny był bez-
29<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Tadeusz Lechnicki, artylerzysta,<br />
około 1915.<br />
poÊrednim podkomendnym pomnika i prze˝ył z nim niejedno, no i lubił<br />
takie okazje. Był nieprzeÊcignionym wodzirejem, Êwietnie taƒczył<br />
mazura, a gdy taƒczono we dworze, wyprowadzał korowód<br />
oknem i wprowadzał drzwiami. Ile˝ było przy tym pisku, ile radoÊci!<br />
Panie Êpiewały: „Est-ce-que tu con<strong>na</strong>is colonela postaç? Ah, comme<br />
je voudrais jego ˝onà zostaç!”*. Nawet kronika filmowa Polskiej<br />
Agencji Telegraficznej, jed<strong>na</strong> z ostatnich przed wojnà, uwieczniła<br />
tradycyjnà pogoƒ za lisem, w kilkadziesiàt koni, pod jego komendà.<br />
Za czasów władzy ludowej posàg Lisa Kuli znikł, pozostał tylko<br />
skwerek i powietrze, zaÊ par´ kroków dalej wzniesiono monument,<br />
z racji swej nieba<strong>na</strong>lnej rzeêbiarskiej formy <strong>na</strong>tychmiast ochrzczony<br />
Cipà Kruczkowej (˝o<strong>na</strong> rzeszowskiego pierwszego sekretarza), czyli<br />
Pomnik Czynu Rewolucyjnego, nowoczesny w formie i słuszny w tre-<br />
Êci; jeden z wielu, które jak Polska długa i szeroka stawiano w PRL.<br />
*** Czy z<strong>na</strong>sz pułkownika…? Och, jak˝e chciałabym…
30<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Ale có˝ – ciemny lud, miast si´ dowartoÊciowaç, szydził bezlitoÊnie<br />
z monumentów swej chwały, <strong>na</strong>dajàc im mia<strong>na</strong>, <strong>na</strong> ten przykład: Szubienica<br />
(Olsztyn), Maczuga (Siedlce), pomnik Jimiego Hendrixa<br />
(Dàbrowa Górnicza), Bolka i Lolka (Chełm), Niez<strong>na</strong>nych Sprawców<br />
(Warszawa), Hydraulików (Sosnowiec) i wiele innych*; regio<strong>na</strong>lne<br />
okreÊlenia pomników ˝ołnierzy radzieckich uprzejmie pomijam. Gdy<br />
Polska Rzeczpospolita Ludowa przemin´ła, generała Âwierczewskiego<br />
zdobiàcego plac w Koszalinie przerobiono <strong>na</strong> Andersa, zaÊ rzeszowskiego<br />
Lisa zrekonstruowano i ponownie odsłoni´to. Tym razem<br />
nikt nie zmàcił wzniosłej atmosfery, ˝aden z towarzyszy bohatera<br />
ju˝ nie ˝ył.<br />
Kurtka <strong>na</strong>dawała si´ idealnie <strong>na</strong> parady harcerskie. Tradycja noszenia<br />
cz´Êci niemieckich mundurów wywodziła si´ jeszcze z powstania.<br />
W pierwszych dniach sierpnia padł wojskowy magazyn <strong>na</strong><br />
Woli; zdobyczne bluzy, czapki, buty, hełmy miały wielkie powodzenie,<br />
a hitlerowska panterka stała si´ symbolicznym powstaƒczym<br />
mundurem. W pi´çdziesiàtym szóstym, po reaktywowaniu Zwiàzku<br />
Harcerstwa Polskiego, okazało si´, ˝e jeszcze troch´ tych panterek<br />
w Warszawie pozostało. Naturalnym prawem sukcesji przej´ła<br />
Powstaniec wyrzucił, mama podniosła i schowała.<br />
*** B. Magierowa, A. Kroh, Prywatny leksykon…
31<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Czar<strong>na</strong> Ósemka <strong>na</strong> biwaku.<br />
je młodzie˝, wyró˝niały si´ <strong>na</strong> pierwszym zlocie choràgwianym,<br />
budzàc podziw i zazdroÊç. W pi´çdziesiàtym siódmym ktoÊ wymy-<br />
Êlił, ˝eby grupa harcerzy przebranych za powstaƒców <strong>na</strong> pochodzie<br />
pierwszomajowym przed trybunà odegrała scenk´: strzelani<strong>na</strong>, padnij,<br />
tyraliera, rzuty gra<strong>na</strong>tem (oczywiÊcie bez gra<strong>na</strong>tów), jezdnia<br />
pochlapa<strong>na</strong> czerwonà plakatówkà, zbieranie <strong>na</strong> nosze rannych i poległych.<br />
Po paru dniach w „˚yciu Warszawy” ukazał si´ tekst pod tytułem<br />
Zabawa w trupki. W <strong>na</strong>szym hufcu zawrzało. Mówiono, ˝e<br />
artykuł jest plugawy, ale nie b´dziemy reagowaç, bo „˚ycie” <strong>na</strong> pewno<br />
nie zamieÊci. Mo˝e sam pomysł inscenizacji nie był zbyt màdry<br />
i troch´ za przeproszeniem kiczowaty, wi´c nic si´ nie stało, ˝e go<br />
oÊmieszono. Ale dla wszystkich przecie˝ było jasne, ˝e sedno sprawy<br />
tkwi gdzie indziej. Toczyła si´ ostra walka o ideowe oblicze harcerstwa.<br />
Czyli o <strong>na</strong>s. Chodziło o to, by jak <strong>na</strong>jszybciej pozbyç si´<br />
starych instruktorów, a <strong>na</strong>m, młodym, obrzydziç akowskà tradycj´.<br />
Ka˝dy pretekst był dobry.
32<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Kilka lat w tamtej atmosferze wyposa˝yło mnie <strong>na</strong> reszt´ ˝ycia.<br />
Co prawda kr´c´ dzisiaj głowà ze zdumienia, wspomi<strong>na</strong>jàc, jak w koƒcu<br />
lat pi´çdziesiàtych my, <strong>na</strong>stolatki, ÊpiewaliÊmy przy ognisku, ˝e<br />
ka˝dy chłopaczek chce byç ranny i nie b´dziemy strzelaç do ksi´˝yca,<br />
bo szkoda kul marnowaç. Ja te piosenki lubi´ do dzisiaj, dobrze mi<br />
z nimi było. To dzi´ki harcerstwu udało mi si´ przebrnàç paskudne<br />
przedmaturalne lata. Rzecz jas<strong>na</strong>, ˝e skoro chodziłem do szkoły<br />
w ÂródmieÊciu, do harcerstwa <strong>na</strong>le˝ałem <strong>na</strong> Mokotowie. Przy <strong>na</strong>szym<br />
liceum co prawda działała historycz<strong>na</strong> czar<strong>na</strong> ósemka, ojciec<br />
przed wojnà do niej <strong>na</strong>le˝ał, zachowały si´ fotografie – ale tam,<br />
za chiƒskiego boga…<br />
No i do˝yłem mody <strong>na</strong> tak zwanà turystyk´ temporalnà – festyny<br />
archeologiczne, turnieje rycerskie, inscenizacje walk powstaƒczych.<br />
Na jednej, ˝e tak powiem, płaszczyênie emocjo<strong>na</strong>lnej. W rocznic´<br />
stanu wojennego chodzili po Warszawie rozeÊmiani chłopcy, przebrani<br />
za zomowców. ˚e niby przybli˝a im to histori´, teraz ju˝ wiedzà,<br />
jak to <strong>na</strong>prawd´ było.<br />
***<br />
Zaledwie kilka razy w ˝yciu czułem si´ dobrze w wi´kszej ludzkiej<br />
gromadzie. Pierwszy raz w paêdzierniku pi´çdziesiàtego szóstego<br />
roku, w hali <strong>na</strong> Koszykach, gdy stanàłem przed stoiskiem warzywniczym.<br />
Przekupki nie było, tylko w pryzmie marchwi tkwił kawałek<br />
tektury z <strong>na</strong>pisem PROSZ¢ NIE RUSZAå, JESTEM NA WIECU.<br />
Ludzie przechodzili, uÊmiechali si´. Bardzo ˝ałowałem, ˝e nie mam<br />
aparatu fotograficznego.<br />
Nie sposób te˝ zapomnieç atmosfery pierwszej papieskiej pielgrzymki<br />
w czerwcu siedemdziesiàtego dziewiàtego.<br />
Ale nigdy nie byłem tak szcz´Êliwy w tłumie, jak pod koniec lat<br />
pi´çdziesiàtych i <strong>na</strong> poczàtku szeÊçdziesiàtych, w kolejne rocznice<br />
wybuchu powstania, <strong>na</strong> Cmentarzu Wojskowym <strong>na</strong> Powàzkach. Ludzie<br />
uÊmiechali si´, padali sobie w ramio<strong>na</strong>. Wymieniali informacje:<br />
kto gdzie pochowany, kto ile siedział, kiedy wyszedł, kto zaginàł bez
33<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
wieÊci, zwiał za granic´, kogo złamali, kto si´ zeÊwinił. Wielu przyszło<br />
odszukaç swoje młodzieƒcze sympatie. Modlili si´ <strong>na</strong>d grobami,<br />
troch´ do Pa<strong>na</strong> Boga, troch´ do poległych. Kwiaty, znicze. Czuło si´,<br />
˝e ˝ywi i zmarli tworzà bratni kràg (harcerze wiedzà, co to z<strong>na</strong>czy).<br />
Rozmawiano <strong>na</strong> głos, bez obaw, u˝ywano pseudonimów. Starsze panie<br />
i starsi panowie o wyrazistych twarzach, kto wie, o czym mowa,<br />
ten wie, a kto nie wie, nic <strong>na</strong> to nie poradz´, w zawadiacko przekrzywionych<br />
beretach, przepasali swoje codzienne okryjbidy wojskowymi<br />
rzemieniami, a <strong>na</strong> r´kawach mieli biało-czerwone opaski,<br />
niektóre orygi<strong>na</strong>lne, inne Êwie˝o uszyte, z kotwicà, literami W.P.<br />
i <strong>na</strong>pisami: Kiliƒski, Baszta, Parasol, Wigry, ˚ywiciel. (Niedawno<br />
<strong>na</strong> placu Inwalidów zobaczyłem restauracj´ „˚ywiciel”. Zrobiło mi<br />
si´ bardzo przykro). Przedwojenni instruktorzy harcerscy, ludzie<br />
z racji swych charakterów i ˝yciorysów niebogaci, kombinowali<br />
mundury jak mogli, niektórzy wło˝yli zachodnie battledressy z półkolistà<br />
<strong>na</strong>szywkà POLAND (takie <strong>na</strong>szywki mo˝<strong>na</strong> było kupiç<br />
<strong>na</strong> Nowym Âwiecie, zasta<strong>na</strong>wiałem si´, czy <strong>na</strong>szyç sobie <strong>na</strong> bluzie,<br />
ale po <strong>na</strong>myÊle zrezygnowałem), instruktorskà sukiennà lilijkà,<br />
krzy˝em z podkładkà w tym samym kolorze, huculskà krajkà i sznurem,<br />
którego kolor niekoniecznie mówił o aktualnie pełnionej funkcji.<br />
Bo chocia˝ wszyscy czuli si´ w pełni harcerzami, to nie wszyscy<br />
byli do koƒca przeko<strong>na</strong>ni, ˝e Zwiàzek Harcerstwa Polskiego <strong>na</strong>prawd´<br />
od˝ył, wi´c traktujàc rzecz formalnie, członkami ZHP nie byli<br />
i prawa do munduru nie mieli. CoÊ jak stary Maciaszczyk z Chlapkowic,<br />
który w rocznic´ wyzwolenia zjawił si´ w Urz´dzie Gminy z reklamacjà,<br />
˝e wszyscy si´ cieszà, a on jakoÊ nie mo˝e, bo nie czuje<br />
si´ tak całkiem wyzwolóny. (Opowiadał o tym w radiu sołtys Kierdziołek,<br />
czyli Jerzy Ofierski, cała Polska powtarzała).<br />
KtoÊ starszy odzywa si´ półgłosem: zobacz, ta pani to Natalia.<br />
„O Natalio, o Natalio, bez pami´ci ci´ uwielbia <strong>na</strong>sz batalion”. A tam,<br />
spójrz bardziej w lewo, druh Jerzy Dargiel. „Kiedy drogà szła piechota,<br />
to z uÊmiechem swym Dorota…” A tu, bli˝ej, druh Markowski,<br />
autor melodii do Marszu Mokotowa. Siostra Tadeusza Zawadzkiego,
34<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
ZoÊki z Kamieni <strong>na</strong> szaniec, Koza. Ten w eleganckim mundurze to<br />
Jerzy Fiutowski, <strong>na</strong>sz komendant choràgwi. Stracił r´k´ w powstaniu.<br />
(KiedyÊ <strong>na</strong> korytarzu Głównej Kwatery usłyszałem rozmow´<br />
dwóch instruktorek. – Nie przejmujcie si´, towarzyszko. Nie b´dzie<br />
<strong>na</strong>m ten akowiec bez r´ki mówił, co mamy robiç). Tamten to Kazimierz<br />
Leski, Bradl, obok niego ˝o<strong>na</strong>, widzisz? Współtwórca akowskiego<br />
wywiadu, jeêdził do Francji w mundurze hitlerowskiego<br />
generała, Niemiaszki obwoziły go po <strong>na</strong>dmorskich fortach Normandii,<br />
udzielały wszelkich informacji. Co si´ nie udało Niemcom, udało<br />
si´ ubekom, siedział w potwornych warunkach, torturowali go,<br />
ale ubekom si´ te˝ nie udało, bo gdy tylko go wypuÊcili, otworzył<br />
przewód doktorski. Widzisz tamtà kruchà staruszk´ w płaszczu <strong>na</strong>rzuconym<br />
<strong>na</strong> ramio<strong>na</strong>? To mama Janka Byt<strong>na</strong>ra, Rudego. Nie, nie<br />
ta. Ta, to mama Antka Rozpylacza… Druh Aleksander Kamiƒski…<br />
A tam, a tam, o, o… Mogłem si´ przeko<strong>na</strong>ç <strong>na</strong> własne oczy, ˝e ci ludzie<br />
z czwartego wymiaru sà <strong>na</strong>jzwyczajniejsi w Êwiecie, mijam takich<br />
codziennie w sklepie czy w tramwaju. Patrzałem, chłonàłem<br />
i tak ju˝ zostało. Moje prywatne Muzeum Powstania Warszawskiego.<br />
Niepotrzebne mi audio, wideo, sztuczny właz do sztucznego ka<strong>na</strong>łu<br />
ani inne efekty specjalne, zaÊ <strong>na</strong> agresywne posypywanie<br />
tamtych spraw cukrem pudrem z okazji kolejnych rocznic albo i bez<br />
okazji czy wykorzystywanie ich w doraênej grze politycznej usiłuj´<br />
nie reagowaç, choç czasem trudno.<br />
Oto pełni´ wart´ honorowà w harcerskiej rogatywce, poniemieckiej<br />
kurtce, wojskowy pas, finka, biało-czerwo<strong>na</strong> opaska. Za mnà rz´dy<br />
betonowych krzy˝y. Jedni mówià, ˝e to polegli w pierwszej wojnie<br />
Êwiatowej, inni, ˝e w roku dwudziestym. Trudno powiedzieç, <strong>na</strong> krzy-<br />
˝ach nie ma tabliczek z <strong>na</strong>zwiskami i datami Êmierci. Podobno pozrywali<br />
je zetempowcy, wi´c chyba chodzi o tych drugich, bo co by<br />
zetempowcom szkodziła pierwsza woj<strong>na</strong>? Po reaktywowaniu ZHP pozytywnie<br />
zweryfikowano wielu działaczy Organizacji Harcerskiej Polski<br />
Ludowej z lat stalinowskich. Nie jest wi´c wykluczone – myÊl´ –<br />
˝e ci sami, którzy kilka lat temu zrywali tabliczki albo <strong>na</strong>wet wymyÊ-
35<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
lili całà akcj´ i nià kierowali, dzisiaj rozprowadzajà warty. W gł´bi,<br />
za łanem krzy˝y, kwatera powstaƒców styczniowych, nieco dalej<br />
w bok drewnia<strong>na</strong> wiejska kapliczka sprowadzo<strong>na</strong> przed wojnà z Wileƒszczyzny;<br />
<strong>na</strong>jpierw byłem przeko<strong>na</strong>ny ˝e podhalaƒska, ale pani<br />
z tamtych stron sprostowała pomyłk´. Naprzeciw masywny grobowiec<br />
Julia<strong>na</strong> Marchlewskiego. Latem 1920 roku kwaterował <strong>na</strong> probostwie<br />
w Wyszkowie, razem z Dzier˝yƒskim i paroma innymi czekał a˝ Armia<br />
Radziecka zdob´dzie Warszaw´, by proklamowaç Polskà Republik´<br />
Rad i poprosiç o przyłàczenie do Sowietów. Ale gówno im z tego<br />
wyszło, musieli uciekaç, porzucajàc <strong>na</strong>wet cukier; par´ dni póêniej<br />
słodził nim herbat´ Stefan ˚eromski, autor lektur szkolnych i zakazanego<br />
utworu, w którym to wyraziÊcie opisał. Czytałem, z<strong>na</strong>lazł si´<br />
ktoÊ, kto mi podsunàł. Prochy Marchlewskiego przeniesiono do Warszawy<br />
po wojnie. W mojej czytance szkolnej był o tym wiersz, nie pami´tam<br />
autora, mog´ jedynie zacytowaç pierwsze linijki:<br />
Nie <strong>na</strong> darmo,<br />
nie <strong>na</strong> darmo była walka i praca…<br />
Generał Lucjan ˚eligowski, który wygrał bitw´ pod Radzyminem,<br />
niweczàc plany Marchlewskiego, Dzier˝yƒskiego i towarzyszy,<br />
le˝y par´ kroków stàd, w Alei Zasłu˝onych.<br />
Dalej sarkofag Bolesława Bieruta, za nim rzàd kwater. Podczas<br />
okupacji cały cmentarz był Nur für Deutsche; wyspa grobów niemieckich<br />
z<strong>na</strong>jdowała si´ <strong>na</strong> zachód od bramy głównej. Polacy mieli wst´p<br />
<strong>na</strong> cmentarz tylko za przepustkami (wydawano je <strong>na</strong>jbli˝szym krewnym<br />
pochowanych) i jedynie w okreÊlonych godzi<strong>na</strong>ch, bocznà furtkà,<br />
gdy akurat nie było hitlerowskiego pogrzebu. Po wojnie groby niemieckie<br />
zlikwidowano, a przez pi´ç lat okupacji sporo ich si´ uskładało;<br />
szczàtki wywieziono nie wiadomo dokàd, co podobno oburzyło działacza<br />
młodzie˝owego z NRD, członka oficjalnej delegacji partyjno-<br />
-rzàdowej, kiedy korzystajàc z pobytu w Warszawie, chciał odwiedziç<br />
grób tatusia.
36<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Za moich czasów kwatery „ZoÊki”, „Parasola”, „Miotły” i sàsiednie<br />
miały proste ˝ołnierskie brzozowe krzy˝e, pi´kne i nietrwałe.<br />
Czasem ktoÊ wieszał <strong>na</strong> nich chusty, przyczepiał tarcze szkolne<br />
i herby miast z harcerskich mundurków. Dolinka Katyƒska, zwa<strong>na</strong><br />
te˝ Dołkiem Katyƒskim, to był zwykły trawnik, troch´ nieckowaty,<br />
g´sto obstawiony zniczami. Morze zniczy, jeden ogromny składkowy<br />
płomieƒ. Gromadzili si´ tam ludzie, zapalali kolejne znicze i milczeli,<br />
albo chórem odmawiali modlitwy. Skàd wiedziałem, ˝e ten nieistniejàcy<br />
pomnik upami´tnia ofiary zbrodni katyƒskiej, nie sklec´.<br />
Od kiedy tak <strong>na</strong>zywano to miejsce, nie wiem. Dla mnie od zawsze, bo<br />
w roku pi´çdziesiàtym siódmym <strong>na</strong> pewno. Dramatyczne dzieje stawiania<br />
i usuwania krzy˝a w tym miejscu z<strong>na</strong>m słabo, nie mieszkałem<br />
ju˝ wtedy w Warszawie.<br />
Inny pomnik, który w moich harcerskich czasach był, choç go nie<br />
było, wszyscy o nim wiedzieli, choç był ÊciÊle tajny, składano tu kwiaty<br />
i modlono si´, choç pełnił funkcj´ Êmietnika – to kwatera Ł, zwa<strong>na</strong><br />
Łàczkà, w południowo-wschodnim rogu cmentarza. Jedno z wielu<br />
miejsc w Warszawie, gdzie zakopywano (bo przecie˝ nie grzebano,<br />
nie chowano) zwłoki ludzi zam´czonych <strong>na</strong> Mokotowie, w Informacji<br />
Wojskowej, <strong>na</strong> 11 Listopada, w piwnicach kontrwywiadu <strong>na</strong> Krzywickiego,<br />
<strong>na</strong> Cyryla i Metodego. „Na miejscu tym, nie przypadkiem<br />
urzàdzono kompostowni´, potem zwyczajny Êmietnik, a wreszcie<br />
w 1964 roku (…) zagospodarowano przestrzennie, wytyczono nowe<br />
kwatery, alejki i w ten sposób wi´zien<strong>na</strong> Łàczka z<strong>na</strong>cznie ju˝ okrojo<strong>na</strong><br />
stała si´ cz´Êcià dzisiejszej kwatery Ł”*. Na planie cmentarza,<br />
wydanym w 1971 roku pod patro<strong>na</strong>tem Rady Ochrony Pomników<br />
Walki i M´czeƒstwa, Łàczk´ oz<strong>na</strong>czono jako kwater´ wolnà. Wmurowanie<br />
aktu erekcyjnego pomnika <strong>na</strong>stàpiło jesienià 1990 roku,<br />
uczynił to premier Tadeusz Mazowiecki. Chwała ówczesnej władzy,<br />
˝e w takiej lawinie problemów, jaka si´ wtedy <strong>na</strong> nià zwaliła, za jednà<br />
z pilnych kwestii uz<strong>na</strong>ła odkłamanie <strong>na</strong>jwa˝niejszych faktów historycznych<br />
i pokłon tym, którym nie było dane doczekaç.<br />
*** T. Swat, Niewinnie straceni w Warszawie 1945–1956, Warszawa 1991.
37<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Co nie z<strong>na</strong>czy, ˝e uczyniono wszystko, co było do zrobienia. Na<br />
Cmentarzu Wojskowym wcià˝ brak pomnika ofiar przewrotu majowego<br />
w 1926 roku. Jak wiadomo, wówczas jedni stan´li za Marszałkiem,<br />
inni za Prezydentem, a byli tacy, którzy uciekli przed wyborem<br />
w samobójstwo. Poległo wówczas 330–380 ˝ołnierzy i cywilów, rannych<br />
582, a mo˝e <strong>na</strong>wet około tysiàca, opracowania ró˝nie podajà.<br />
Pomnik powinien byç jeden, dla uczczenia wszystkich ofiar, tragizmu<br />
ich wyboru i wiernoÊci a˝ do koƒca. Nie wzniesiono go wkrótce<br />
po przewrocie. Pewnie czekano, a˝ <strong>na</strong>stroje opadnà. Mo˝<strong>na</strong> to zrozumieç,<br />
choç z trudem.<br />
Gwałtow<strong>na</strong> dyskusja wokół skutków przewrotu majowego rozgorzała<br />
po dziesi´ciu latach; deto<strong>na</strong>torem był wiersz Konstantego Ildefonsa<br />
Gałczyƒskiego:<br />
(…) Chce pan <strong>na</strong>prawiç bł´dy systemu?<br />
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />
Był tu ju˝ taki dziesi´ç lat temu.<br />
(skumbrie w tomacie pstràg)<br />
Tak˝e szlachetny. Strzelał. Nie wyszło.<br />
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />
Krew si´ polała, a potem wyschło.<br />
(skumbrie w tomacie pstràg)<br />
(…) Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!<br />
(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />
ChcieliÊcie Polski, no to jà macie!<br />
(skumbrie w tomacie pstràg)<br />
(K.I. Gałczyƒski, Skumbrie w tomacie)<br />
Wkrótce wybuchła woj<strong>na</strong>, potem <strong>na</strong>stała PRL. Ale przecie ju˝<br />
od lat dwudziestu mamy Rzeczpospolità Polskà. Stan´ły pomniki,<br />
zawisły tablice pamiàtkowe i tabliczki z nowymi albo przywróconymi<br />
<strong>na</strong>zwami ulic, ukazały si´ ksià˝ki upami´tniajàce Legiony, Orl´-
38<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
ta Lwowskie, wojn´ dwudziestego roku, wywózki, Katyƒ, rzezie<br />
<strong>na</strong> Wołyniu, powojenne konspiracje, zbrodnie stalinowskie. Wzniesiono<br />
pomniki m´˝om stanu z lat dwudziestych, niektórzy <strong>na</strong>wet<br />
mówià o pomnikomanii, choç to chyba <strong>na</strong>tural<strong>na</strong> reakcja <strong>na</strong> wolnoÊç<br />
po tak długim poÊcie. Nie ma jedynie pomnika ofiar przewrotu majowego.<br />
O ile mi wiadomo, nikt si´ nie upomniał. Mo˝<strong>na</strong> domniemywaç,<br />
dlaczego: oddajàc czeÊç tamtym ludziom, trzeba by uz<strong>na</strong>ç, ˝e<br />
przy<strong>na</strong>le˝noÊç do jednych lub drugich nie czyni jeszcze z człowieka<br />
patrioty (albo sprzedawczyka). No, a inicjatorzy takiego monumentu<br />
niczego w sensie politycznym nie zyskajà, <strong>na</strong>tomiast mogà oberwaç.<br />
Z ró˝nych stron, <strong>na</strong>jmniej spodziewanych.<br />
Ârodowisko byłych ˝ołnierzy Polskich Sił Zbrojnych <strong>na</strong> Zachodzie<br />
przez wiele lat czyniło starania o wyz<strong>na</strong>czenie kwatery i postawienie<br />
kolumbarium dla swych poległych i zmarłych towarzyszy<br />
broni. W latach siedemdziesiàtych uzyskano zgod´ Zarzàdu Miasta<br />
Stołecznego Warszawy, ale sprzeciwił si´, tak jest, Główny Zarzàd<br />
Polityczny Wojska Polskiego, powołujàc si´ <strong>na</strong> ni mniej, ni wi´cej tylko<br />
rozporzàdzenie Prezydenta RP z 1933 roku (w myÊl owego rozporzàdzenia<br />
<strong>na</strong> polskim cmentarzu wojennym mogà le˝eç wyłàcznie<br />
˝ołnierze polegli <strong>na</strong> polskiej ziemi). Sà pytania? Zresztà w 1964 roku<br />
cmentarzowi zmieniono <strong>na</strong>zw´ i administratora (odtàd a˝ do lat<br />
dziewi´çdziesiàtych oficjalnie był nie wojskowy, lecz komu<strong>na</strong>lny,<br />
oczywiÊcie warszawiacy dalej mówili po swojemu), wi´c GZP teoretycznie<br />
nie powinien mieç tu nic do powiedzenia.<br />
Dopiero w 1987 roku uzyskano miejsce i zgod´ <strong>na</strong> urzàdzenie kwatery,<br />
a <strong>na</strong>wet współprac´; wojsko oddelegowało do pomocy jednostk´<br />
budowlanà. 19 marca 1992 roku uroczyÊcie wmurowano pierwsze<br />
urny w kolumbarium*. I to mógłby byç koniec owej haniebnej historii.<br />
Choç nie jest. Jako ˝e paƒstwo nie kwapiło si´ do partycypowa-<br />
*** Za: Do wolnej Polski <strong>na</strong>m powróciç daj. 1939–1945 Powàzki – dawny cmentarz wojskowy,<br />
Polskie Siły Zbrojne <strong>na</strong> Zachodzie, opr. Tadeusz Karolak, Władysław Metelski, Zygmunt<br />
Prugar-Ketling. Fundacja ˚ołnierzy Polskich Sił Zbrojnych <strong>na</strong> Zachodzie,<br />
Tom I, Warszawa 1998; Tom II, Warszawa 2000; Tom III, Warszawa 2004.
39<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
nia w kosztach, trzeba było powołaç fundacj´, by zaapelowała do<br />
˝ołnierzy PSZ i ich rodzin <strong>na</strong> całym Êwiecie o <strong>na</strong>bywanie symbolicznych<br />
cegiełek i wykupywanie miejsc w kolumbarium. Kochani rodacy,<br />
jeÊli chcecie piel´gnowaç tradycj´ i spoczywaç w ojczystej ziemi,<br />
to piel´gnujcie, spoczywajcie, ale za swoje.<br />
Cmentarz Wojskowy <strong>na</strong> Powàzkach, „Dziady” dziewi´t<strong>na</strong>stego<br />
i dwudziestego wieku. Moja <strong>na</strong>jwa˝niejsza Êciàga z historii <strong>na</strong>jnowszej,<br />
tablice poglàdowe, mój wzorzec metra. Gdy po powstaniu listopadowym<br />
lewobrze˝nà Warszaw´ otaczano fortami, ˝eby nie mogła<br />
ponownie si´ zbuntowaç, <strong>na</strong> Powàzkach stanàł garnizonowy szpital,<br />
obok przyszpitalny cmentarz, jak˝e i<strong>na</strong>czej. Takie były poczàtki jednej<br />
z <strong>na</strong>jÊwi´tszych polskich nekropolii. Jeszcze w latach pi´çdziesiàtych<br />
pod zachodnim murem widziałem rosyjskie ˝ołnierskie mogiły<br />
z dziewi´t<strong>na</strong>stego wieku, zaroÊni´te krzakami, zapuszczone. Na zachód<br />
od cmentarza ciàgnie si´ dzielnica Bemowo, resztki fortów i załamujàca<br />
si´ w kilku miejscach ulica Wrocławska, przy niej bloki<br />
pracowników Wojskowej Akademii Technicznej. W 2009 roku cz´Êç<br />
Wrocławskiej chciano przemianowaç <strong>na</strong> ulic´ ˚ołnierzy Wykl´tych,<br />
czyli partyzantów, którzy po 1945 roku walczyli dalej. „Ale pytany<br />
przez «Gazet´ Stołecznà» oficer rezerwy ma inne wytłumaczenie:<br />
«DziÊ ˝ołnierze wykl´ci to ci, którzy koƒczyli radzieckie uczelnie»”*.<br />
Imieniny Powàzek<br />
starych i nowych, wojskowych,<br />
nietrudny obowiàzek<br />
Êwieczek stearynowych.<br />
Le˝à zimne kamienie,<br />
stajemy co kawałek.<br />
Âwieczek pełne kieszenie,<br />
dwa pudełka zapałek…<br />
*** „Polityka” nr 19 (2704), 9 maja 2009.<br />
(W. Dàbrowski, Portret trumienny)
40<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
No i do˝yłem.<br />
Oto slogan reklamowy z<strong>na</strong>nej ksi´garni w Warszawie: „Kup dowolnà<br />
ksià˝k´ o powstaniu, a dostaniesz bezpłatnie opask´ powstaƒca”*.<br />
Sà pytania?<br />
„Wokół pomnika Gloria Victis powstaje 1 sierpnia specjalny sektor<br />
dla VIP-ów oddzielony od reszty cmentarza ochronnymi barierkami.<br />
(…) Setki powstaƒców muszà staç z daleka. Najbardziej<br />
poszkodowani sà ˝ołnierze słynnego batalionu AK «Parasol», którego<br />
kwatera sàsiaduje z pomnikiem. – O godz. 17 nie mo˝emy byç<br />
przy grobach bliskich. Przychodzimy wi´c o 15, potem jesteÊmy<br />
grzecznie wypraszani. Dawniej takie rzeczy si´ nie zdarzały – mówi<br />
Maria Stypułkowska-Chojecka, Kama z «Parasola». Z kolei ˝ołnierze<br />
batalionów AK «Miotła»i«Wigry» nie mogà zbli˝yç si´ do grobów<br />
kolegów, bo alejk´ mi´dzy kwaterami zastawiajà platformy<br />
telewizyjne. (…) Nic jed<strong>na</strong>k tak nie oburza powstaƒców jak rozgrywajàce<br />
si´ <strong>na</strong> cmentarzu awantury. Politycy ciàgnà za sobà swoich<br />
zwolenników i przeciwników. W ubiegłym roku uroczystoÊç przy<br />
Gloria Victis zmieniła si´ w wiec”**.<br />
Zacytowałem fragment artykułu, ˝eby nie musieç opisywaç tego<br />
łajdactwa własnymi słowami.<br />
***<br />
Poniemieckà kurtk´ nosiłem przez całe liceum, studia i jeszcze troch´,<br />
a˝ przeprowadziłem si´ do Zakopanego, a tamtejsze Êrodowisko<br />
w <strong>na</strong>turalny sposób wymusiło <strong>na</strong> mnie inny rodzaj ubraniowego<br />
szpanerstwa.<br />
Szedłem Krupówkami, kiedy zaczepił mnie starszy pan w staromodnych<br />
pumpach i zagadał z polska po niemiecku, czy wiem, ˝e to<br />
kurtka oficerska, ch´tnie by jà odkupił. Ni z tego, ni z owego dostałem<br />
małpiego rozumu i odpowiedziałem, ˝e nie sprzedam, bo to pamiàtka<br />
rodzin<strong>na</strong>, ojciec był partyzantem, zabił właÊciciela, a zresztà<br />
dobrze mi si´ w niej chodzi. Wkrótce potem przyjrzałem si´ kurtce<br />
*** „Polityka” nr 33 (2718), 15 sierpnia 2009.<br />
*** T. Urzykowski, Powstaƒcy za barierkà. „Gazeta Wyborcza” nr 163 (6075), 13 lipca 2009.
41<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Kurtka w okresie schyłkowym.<br />
Êwie˝ym okiem i odkryłem rzecz ba<strong>na</strong>lnà, ˝e ju˝ od daw<strong>na</strong> nie <strong>na</strong>daje<br />
si´ do noszenia. Zapewne kupiłaby jà filmowa rekwizytornia, par´<br />
groszy z pewnoÊcià by si´ przydało, ale nie miałem poj´cia, jak to<br />
załatwiç. Młodzieƒcza skłonnoÊç do ˝artowania te˝ stawała si´ coraz<br />
bardziej a<strong>na</strong>chronicz<strong>na</strong>.<br />
***<br />
W grudniu 1990 roku ciocia Terenia przyleciała z Londynu jako członek<br />
delegacji wiozàcej insygnia władzy paƒstwowej, by <strong>na</strong> Zamku<br />
Królewskim przekazaç je uroczyÊcie prezydentowi Lechowi Wał´sie.<br />
Ju˝ atmosfera w samolocie wprawiła jà w dobry humor, który<br />
przez całe ˝ycie pomagał jej przetrwaç, ale te˝ przysparzał kłopotów.<br />
Gdy inni członkowie delegacji zacz´li <strong>na</strong>kładaç biało-czerwone opaski,<br />
przypi<strong>na</strong>ç miniaturki orderów i dyskutowaç, w jakiej kolejnoÊci<br />
majà wkraczaç do wyjÊcia dla VIP-ów, ciocia niczego sobie nie
42<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
przypi´ła, poszła do wyjÊcia dla zwykłych pasa˝erów, wi´c komitet<br />
powitalny <strong>na</strong> lotnisku wr´czajàcy czcigodnym weteranom bukiety<br />
i wsadzajàcy ich do aut, o mało jej nie pominàł i musiałaby smarowaç<br />
z Ok´cia <strong>na</strong> własnà r´k´, a potem szukaç hotelu. Nie wiem<br />
zresztà, mo˝e to było nie za pierwszym, lecz za drugim jej przylotem,<br />
w rocznic´ powstania, gdy jà odz<strong>na</strong>czali. – Bardzo pi´k<strong>na</strong> uroczystoÊç,<br />
jestem wzruszo<strong>na</strong>, ale przykro mi, bo zupełnie nie widz´ tu<br />
młodzie˝y, za to wielu urz´dników, choç owszem, nie powiem, eleganccy<br />
– wyz<strong>na</strong>ła do kamery telewizyjnej. O ˝alu z powodu braku<br />
młodzie˝y poszło, elegancj´ urz´dników wyci´to.<br />
Byłem z nià wtedy jeden jedyny raz <strong>na</strong> cmentarzu wojskowym.<br />
Rozglàdała si´ z niedowierzaniem, ˝e jed<strong>na</strong>k po tylu latach tu dotarła.<br />
– O rany, ale jaja! – zawołała, <strong>na</strong>jwyraêniej chcàc ukryç wzruszenie.<br />
Przez jej dom w Londynie przewin´ła si´ masa ludzi z kraju,<br />
ciocia pomagała im jak mogła, wspierała podziemnà „SolidarnoÊç”,<br />
a przy okazji, by nie traciç kontaktu z Ojczyznà, przyswajała młodzie˝owy<br />
slang, to był jej swego rodzaju snobizm, choç w odniesieniu<br />
do cioci nie jest to <strong>na</strong>jodpowiedniejsze słowo. Wło˝yła powstaƒczy<br />
beret z orzełkiem i gwiazdkami, stan´ła w szyku, uÊmiechn´ła si´<br />
i pomaszerowała obok sarkofagów Bieruta i Marchlewskiego pod pomnik<br />
Gloria Victis. Stanàłem z innymi <strong>na</strong> chodniku, w miejscu, gdzie<br />
przed laty pełniłem wart´. Uformował si´ spory pochód, szły delegacje.<br />
W jednej z nich Tadeusz Fiszbach. – Co tu robisz partyjniaku,<br />
wynocha stàd, tu <strong>na</strong>m takich nie potrzeba, tu jest Polska! – krzykn´ła<br />
któraÊ z moich sàsiadek. Klaskały albo chrzàkały, w zale˝noÊci<br />
od tego, kto właÊnie przechodził. Rodziła si´ nowa obrz´dowoÊç mojej<br />
nekropolii, jeszcze niedawno nie do pomyÊlenia.<br />
„Na powàzkowskim pomniku, przy którym odbywajà si´ obchody<br />
rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, widnieje <strong>na</strong>pis «Gloria<br />
victis», czyli chwała zwyci´˝onym. W tym roku mo˝<strong>na</strong> było odnieÊç<br />
wra˝enie, i˝ zwyci´˝eni wcale nie sà <strong>na</strong>jwa˝niejsi – włàcznie<br />
z kombatantami, których tradycyjnie odsuni´to od postumentu, gdy<br />
zjawiła si´ tam delegacja rzàdowa. Nie był to jedyny zasmucajàcy
43<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
obrazek. Rozpoczy<strong>na</strong>jà si´ uroczystoÊci <strong>na</strong> tzw. Łàczce, w miejscu,<br />
gdzie potajemnie grzebano ofiary represji z lat 40. i 50. Przemawia<br />
minister Bartoszewski, którego osoba nie wszystkim zgromadzonym<br />
wokół si´ podoba, skoro słychaç półgłosem wypowiadane opinie:<br />
«Niemiecki zdrajca!». Kiedy minister oddaje hołd patriotom,<br />
rozlegajà si´ okrzyki niezadowolenia, ju˝ teraz głoÊniejsze: «Kto<br />
ich pomordował? Ubecy ˚ydzi!». UroczystoÊç koƒczy si´ w ciszy, jakby<br />
w ogólnym zawstydzeniu. Przyglàdam si´ jeszcze z daleka, jak<br />
dwie starsze agresywne kobiety dopadły solidarnoÊciowà posłank´<br />
Ew´ Tomaszewskà i chcà jà rozszarpaç. Jakby za mało było polityki<br />
<strong>na</strong> cmentarzu, przy bramach usadowili si´ emisariusze jednego<br />
z kandydatów <strong>na</strong> se<strong>na</strong>tora z Bloku 2001, <strong>na</strong>mawiajàcy przechodniów<br />
do składania podpisów.<br />
Chwała to wielkie słowo. Wystarczyłby przy<strong>na</strong>jmniej szacunek<br />
dla zmarłych bohaterów”*.<br />
Zjawisko <strong>na</strong>rasta, informacje podobnej treÊci pojawiajà si´ w prasie<br />
rokrocznie. W 2008 roku jed<strong>na</strong> z gazet poszła jeszcze dalej i zaproponowała,<br />
˝eby szczàtki Bieruta i Marchlewskiego przenieÊç<br />
z Alei Zasłu˝onych <strong>na</strong> mniej reprezentacyjne miejsca, choçby w obr´bie<br />
tego samego cmentarza. Ha. Przed laty, gdy mumi´ Stali<strong>na</strong><br />
wyniesiono z mauzoleum i pochowano pod murem kremlowskim, reakcjà<br />
ludzi, tak zapami´tałem, było troch´ złoÊliwej satysfakcji, troch´<br />
Êmichów-chichów, ale przede wszystkim niesmak, kr´cenie<br />
głowami: jak˝e tak mo˝<strong>na</strong>… Jak˝e to… Powtarzano, ˝e ktoÊ widział<br />
<strong>na</strong>pis <strong>na</strong> sarkofagu Bieruta: BOLEK, SZYKUJ SI¢ DO PRZE-<br />
PROWADZKI! Nie wiem, czy taki <strong>na</strong>pis rzeczywiÊcie był, bardziej<br />
prawdopodobne, ˝e to po prostu jeden z wielu sarkastycznych warszawskich<br />
dowcipów, ale <strong>na</strong> własne oczy widziałem w ubikacji Biblioteki<br />
Uniwersyteckiej: PRZENIEÂLI KOSTKI KULTU JED-<br />
NOSTKI. Ludzi sprawa <strong>na</strong>dspodziewanie obeszła, sporo si´ <strong>na</strong> ten<br />
temat mówiło, nie tyle ze wzgl´du <strong>na</strong> Stali<strong>na</strong>, ile… no… Zbigniew<br />
*** Z. Pietrasik, Szacunek zwyci´˝onym, „Polityka” nr 32 (2310), 11 sierpnia 2001.
44<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Herbert w wierszu o pot´dze smaku jasno to wyło˝ył. Krà˝ył kawał,<br />
˝e <strong>na</strong> ˝yczenie towarzyszy radzieckich PZPR zmieniła statut; dotychczas<br />
<strong>na</strong>jwy˝szà karà było wyrzucenie z partii, od dziÊ wyrzucenie<br />
z grobu.<br />
Mo˝e by tak pójÊç dalej i zlustrowaç całà Alej´ Zasłu˝onych,<br />
od generała Karola Âwierczewskiego do dyrygenta Waleria<strong>na</strong> Bierdiajewa,<br />
od Andrzeja Struga do Władysława Gomułki? Ten godzien,<br />
tamten niegodzien. Co robiç z odrzuconymi – porozstawiaç po kàtach,<br />
wytyczyç Alej´ Byłych Zasłu˝onych, w ogóle zlikwidowaç?<br />
(Aleja Byłych Zasłu˝onych to nie mój głupi dowcip; widziałem taki<br />
<strong>na</strong>pis <strong>na</strong> cmentarzu w Legnicy).<br />
A gdy ju˝ uda si´ to przeprowadziç w Warszawie, pozostanà inne<br />
miasta. Przed kilkoma laty oglàdałem cmentarz mauzoleum.<br />
Centralnie pomnik ze stosownym <strong>na</strong>pisem, po lewej i prawej obeliski<br />
upami´tniajàce ofiary wojny, a poÊród nich, tu˝ koło pomnika,<br />
w trawie, omszała płyta. Metalowe litery oderwano, lecz pozostał<br />
Êlad, słabo czytelny: BOHATEROM W WALCE O SOCJALIZM.<br />
KtoÊ pochlapał ten kamieƒ czerwonym lakierem.<br />
OczywiÊcie, ˝e nie walczyli o socjalizm, <strong>na</strong>jprawdopodobniej nie<br />
z<strong>na</strong>li tego słowa w peerelowskim z<strong>na</strong>czeniu, w pierwszych latach po<br />
wojnie mówiło si´ d e m o k r a c j a. DziÊ s o c j a l i z m kojarzy si´ powszechnie<br />
z komunizmem, <strong>na</strong>wet ze stalinizmem. Dawny, ongiÊ<br />
oczywisty, jednoz<strong>na</strong>czny sens został wymazany ze ÊwiadomoÊci, je-<br />
Êli nie liczyç paru hobbystów.<br />
Ukazała si´ właÊnie ksià˝ka Adama Uziembły NiepodległoÊç socjalisty*,<br />
próba przywrócenia fundamentalnej wiedzy o tradycji polskiego<br />
ruchu socjalistycznego, który przed pierwszà wojnà Êwiatowà<br />
wniósł ide´ niepodległoÊciowà. Ten ruch poszedł w niepami´ç. Zarówno<br />
PRL-owska propaganda, jak póêniejsze Êrodowiska prawicowe<br />
nie były zainteresowane, by t´ pami´ç przywróciç. Nie ma si´ co<br />
łudziç, ˝e jed<strong>na</strong> ksià˝ka załatwi problem, ale niech˝e przy<strong>na</strong>jmniej<br />
*** A. Uziembło, NiepodległoÊç socjalisty, z komentarzami Anieli Uziembło, OÊrodek KAR-<br />
TA, Dom Spotkaƒ z Historià, Warszawa 2008.
45<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
ktoÊ si´ zdziwi, ˝e socjaliÊci to nie komuniÊci, a ju˝ z pewnoÊcià nie<br />
utrwalacze. Warto by wznowiç monumentalne dzieło Lidii i Adama<br />
Ciołkoszów Zarys dziejów socjalizmu polskiego, wydawane w Londynie<br />
w latach szeÊçdziesiàtych i siedemdziesiàtych, dziÊ praktycznie<br />
niedost´pne. A to przecie˝ wielki szmat dziejów kultury polskiej.<br />
O ile˝ wi´cej tu wolnoÊci<br />
ni˝ dziad za Batorego miał –<br />
wolno <strong>na</strong> wiwat paliç z dział<br />
i wolno koÊçmi grywaç w koÊci,<br />
gdy je niesiemy z leÊnej jamy<br />
w godniejszy czy mniej godny grób,<br />
gdy ci´, historio, poprawiamy<br />
metodà wielokrotnych prób.<br />
(W. Dàbrowski, Portret trumienny)<br />
Polskie nekropolie dwudziestego wieku mogà zainspirowaç producentów<br />
gier komputerowych. Gra edukacyj<strong>na</strong>: Mały lustrator.<br />
Z załàczonej listy sławnych Polaków ułó˝ Alej´ Zasłu˝onych<br />
AD 1938, 1948, 1956, 1968, 1989 i aktualnà. Wersja dla zaawansowanych:<br />
zasłu˝eni z <strong>na</strong>dania piłsudczyków, endeków, chadeków, ludowców,<br />
socjalistów, komunistów. Postacie do przełkni´cia i nie do<br />
przełkni´cia dla przeciwników politycznych oz<strong>na</strong>czyç kółkiem lub<br />
krzy˝ykiem. Zatwierdzone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej<br />
do u˝ytku szkolnego jako materiał pomocniczy z historii <strong>na</strong>jnowszej.<br />
Ja tu sobie ironizuj´, a to przecie˝ niebezpieczne; nie ma konceptu<br />
<strong>na</strong> tyle głupiego, by nie z<strong>na</strong>lazł zwolenników, ju˝ Jan<br />
Kochanowski o tym pisał.<br />
Podobnie jak ruiny zarastajà trawà i chwastami, spomi´dzy których<br />
strzelajà brzózki, podobnie jak w Beskidzie Niskim w doliny,<br />
z których wysiedlono Łemków, schodzi z wierchów las – <strong>na</strong>jpierw<br />
jałowce, za nimi drzewa i cała reszta – tak wojenne pogorzeliska<br />
i powstaƒcze symbole zarastajà kiczem. Kicz to rozpaczliwe prag-
nienie szcz´Êcia, właÊciwe ka˝demu człowiekowi, wyprawa do Arkadii<br />
<strong>na</strong> skróty, <strong>na</strong> przełaj, bez wzgl´du <strong>na</strong> realia, teraz zaraz, wbrew<br />
wszystkiemu. Kicz obłaskawi <strong>na</strong>wet wojn´ i powstanie, jeÊli daç mu<br />
wi´cej czasu. A skoro dojrzeje i spełni swojà rol´, wnuki wyszydzà go<br />
i beztrosko odrzucà, zast´pujàc niepami´cià. Zwykła kolej rzeczy.<br />
Tak było po ka˝dym kataklizmie.<br />
Gdy si´ ˝yje kop´ lat z okładem, mo˝<strong>na</strong> spojrzeç wstecz i wyraênie<br />
dostrzec etapy owego procesu. Najpierw był humor, bardziej lub<br />
mniej wyszukany, ludzie musieli odreagowaç. – Chlaj liter! – pozdrawiali<br />
si´ pijacy pierwszych lat powojennych, a my, chłopaki, powtarzaliÊmy<br />
wierszyk:<br />
AwBerlinie, w magazynie,<br />
siedzi Hitler <strong>na</strong> spr´˝ynie.<br />
A spr´˝y<strong>na</strong> si´ wygi´ła<br />
i Hitlera w nos paln´ła.<br />
Tu˝ po wojnie chodzili jeszcze po Biela<strong>na</strong>ch kol´dnicy z gwiazdà<br />
i turoniem. Ówczesny król Herod miał to, co zawsze: czerwony<br />
płaszcz, koron´, berło, ale ˝eby rozweseliç publicznoÊç i zgarnàç troch´<br />
wi´cej grosza, malował sobie w´glem charakterystyczny wàsik,<br />
a swà odwiecznà kwesti´ skandował, w zàbek czesany, charakterystycznà<br />
into<strong>na</strong>cjà, z r´kà uniesionà w faszystowskim pozdrowieniu.<br />
Oto jestem Êwiata król.<br />
Tysiàc rzek i tysiàc pól<br />
Pod moim panowaniem.<br />
A gdy id´, lud pada,<br />
Sto pokłonów mi składa.<br />
Od Êwitu a˝ do zmroku<br />
Id´ we krwi potoku.<br />
Ja, pan Êwiata całego,<br />
Brz´kiem miecza mojego<br />
46<br />
ANTONI KROH STARORZECZA
47<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Podbiłem całe <strong>na</strong>rody.<br />
Na tronie siadam<br />
I wam zapowiadam,<br />
ByÊcie tu przy mnie byli<br />
I rozkazy moje pełnili.<br />
PublicznoÊç p´kała ze Êmiechu i biła brawo. Była zaskoczo<strong>na</strong>,<br />
choç przecie˝ z<strong>na</strong>ła tekst. Cichła, kiedy Herod rozkazał wymordowaç<br />
wszystkie niemowl´ta w paƒstwie, zaÊ entuzjazm si´gał szczytu<br />
w scenie fi<strong>na</strong>łowej, gdy diabeł, kłujàc Heroda widłami w tyłek,<br />
wołał:<br />
Ej, Hitlerze, za twe zbytki<br />
idê do piekła, boÊ ty brzydki!<br />
Milicja wkrótce zakazała kol´dowania w ramach walki z bandytyzmem,<br />
bowiem niektórzy przebieraƒcy terroryzowali lokatorów,<br />
kradli z mieszkaƒ co si´ dało i spokojnie wychodzili, głoÊno Êpiewajàc<br />
kol´dy i kr´càc gwiazdà, uradowani, ˝e nikt nie rozpoz<strong>na</strong> w nich<br />
rabusiów.<br />
Po Biela<strong>na</strong>ch chodziła te˝ kapela podwórkowa. Biegałem za nià<br />
jak inne dzieci, chłonàłem jej niedoÊcignionà maestri´, kształtowała<br />
moje poczucie pi´k<strong>na</strong>. Zapadł we mnie urywek powstaƒczej piosenki,<br />
Êciskajàcej gardło wzruszeniem:<br />
Pod czołg idzie z butelkà dziewczy<strong>na</strong>,<br />
Szkopy walà w nià.<br />
Jaka pi´k<strong>na</strong> jest moja dziewczy<strong>na</strong>,<br />
wi´c uwielbiam jà.<br />
A usteczka ma słodsze od wi<strong>na</strong>,<br />
kiedy spragnione dr˝à,<br />
jaka miła jest moja dziewczy<strong>na</strong>,<br />
wi´c uwielbiam jà.
48<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Nigdy ju˝ jej póêniej nie spotkałem. Mo˝e rozpłyn´ła si´, jak tyle<br />
innych, mo˝e gdzieÊ ˝yje. JeÊli jà kiedyÊ usłysz´, zrobi mi si´<br />
smutno. Ulicz<strong>na</strong> kapela zarabiajàca <strong>na</strong> kieliszek chleba i kapela<br />
przebranych apaszy w telewizyjnym studiu zatrudnio<strong>na</strong> <strong>na</strong> umow´<br />
o dzieło tak ró˝nià si´ od siebie, jak przej´ty dziesi´cioletni AntoÊ<br />
ró˝ni si´ od starego konia, który właÊnie zbiera si´ w sobie, ˝eby to<br />
dzieło <strong>na</strong>jwy˝szych artystycznych lotów, płynàce z samej gł´bi serca,<br />
wyciskajàce <strong>na</strong>jprawdziwsze łzy, <strong>na</strong>zwaç szmirà.<br />
Musiało minàç dwadzieÊcia lat i wyrosnàç nowe pokolenie, ˝eby<br />
kicz wojenny wszedł w kultur´ masowà jak nó˝ w masło. Kapitan<br />
Kloss (1965) i Czterej pancerni z psem Szarikiem (1966) zawojowali<br />
serca Polaków, zwłaszcza dzieci i młodzie˝y. Mijajà ustroje i generacje,<br />
a uwielbienie trwa i zapewne długo jeszcze potrwa. ˚eromski<br />
si´ zestarzał, Waƒkowicz porasta mchem, przecenio<strong>na</strong> Tr´dowata<br />
˝ółknie <strong>na</strong> wystawie, a Stawka wi´ksza ni˝ ˝ycie i Czterej pancerni<br />
i pies bijà kolejne rekordy oglàdalnoÊci.<br />
Obu serialom zarzucano niezgodnoÊç z prawdà historycznà, a to<br />
przecie˝ błàd logiczny, pomieszanie poj´ç. To nie sà filmy historyczne,<br />
lecz przygodowe w wojennej scenografii. Choçby jed<strong>na</strong> zasadnicza<br />
sprawa – <strong>na</strong> prawdziwej wojnie co dnia ginà ˝ołnierze, mo˝e to<br />
spotkaç ka˝dego w ka˝dej chwili, lecz nie Klossa ani pancernych,<br />
skoro majà wystàpiç w <strong>na</strong>st´pnym odcinku. Sà bezpieczni, choç tak<br />
nieprawdopodobnie si´ <strong>na</strong>ra˝ajà. Ale wszystko b´dzie dobrze, bo takie<br />
sà prawa gatunku. Wyobraêmy sobie, jaka wybuchłaby awantura,<br />
gdyby sce<strong>na</strong>rzysta uÊmiercił Gustlika albo gdyby przyczepił Szarikowi<br />
do obro˝y materiał wybuchowy i kazał podczołgaç si´ pod niemiecki<br />
czołg, by wysadziç go w powietrze. Wykluczone. A przecie˝ Armia<br />
Radziecka tresowała po to psy, <strong>na</strong>wet wydano o tym ksià˝eczk´ dla<br />
dzieci z obrazkami. Wypo˝yczyłem w szkolnej bibliotece i przeczytałem.<br />
˚eby wam za to, szanowni wydawcy, smród nogi powykr´cał.<br />
NiezniszczalnoÊç głównych bohaterów, oczywista dla ka˝dego widza,<br />
była warunkiem powodzenia Stawki wi´kszej ni˝ ˝ycie i Czterech<br />
pancernych.
49<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Gdyby ktoÊ <strong>na</strong>kr´cił, jak trzej muszkieterowie i d’Artag<strong>na</strong>n przybyli<br />
do Polski, by wspomóc solidarnoÊciowców w potyczkach z zomowcami,<br />
i z okrzykiem Vive la Solidarité! zmuszajà do rejterady<br />
batalion chłopców gol´dzinowskich, zdobywajàc armatk´ wodnà<br />
i kolumn´ radiowozów, byłby to film historyczny w takim samym<br />
stopniu co Kloss albo Pancerni i równie˝ mógłby si´ bardzo podobaç.<br />
Za moich studenckich lat leciał w ki<strong>na</strong>ch wojenny film amerykaƒski,<br />
którego akcja działa si´ mi´dzy innymi w Warszawie. Gestapowiec<br />
aresztuje łàczniczk´, katuje, dziewczy<strong>na</strong> osuwa si´<br />
<strong>na</strong> ziemi´, Niemiec widzi, ˝e jà z rozp´du zabił, jest przera˝ony. Bierze<br />
bohaterk´ <strong>na</strong> r´ce, próbuje ratowaç, dziewczynie opada głowa,<br />
oczy m´tniejà, spod beretu wypływa kaskada lÊniàcych złotych włosów,<br />
niewàtpliwie przed chwilà umytych <strong>na</strong>jlepszym szamponem<br />
z od˝ywkà. Gasnàca konspiratorka uÊmiecha si´, szepce, ˝e nic nie<br />
powie, nie powie, nie powie, nie po… Sztywnieje, gestapowca dr´czà<br />
wyrzuty sumienia, w tle solówka <strong>na</strong> skrzypcach. Okupacyj<strong>na</strong><br />
Warszawa po hollywódzku. Jeszcze pi´t<strong>na</strong>Êcie lat wczeÊniej byłoby<br />
wielkie zgorszenie, o ile rzecz w ogóle dopuszczono by do rozpowszechniania,<br />
co wydaje mi si´ nieprawdopodobne. W połowie lat<br />
szeÊçdziesiàtych publicznoÊç wyła ze Êmiechu. Najbardziej, gdy zobaczyła<br />
<strong>na</strong> ekranie zbli˝enie zdumionej, a po chwili przera˝onej<br />
i zrozpaczonej twarzy zbrodniarza-wra˝liwca w szwabskim mundurze.<br />
Ciekawe, czy pan re˝yser o tym si´ dowiedział.<br />
Dzisiaj ludzie przypuszczalnie ziewaliby z nudów, jeÊli w ogóle<br />
wybraliby si´ <strong>na</strong> taki film.<br />
Z biegiem lat rocznica wybuchu wojny coraz bardziej zlewała si´<br />
z uroczystoÊcià rozpocz´cia roku szkolnego. Na ogół załatwiano<br />
spraw´ raz dwa, identycznie jak przed rokiem, bo có˝ nowego mo˝<strong>na</strong><br />
tu wymyÊliç? W mieÊcie, którego <strong>na</strong>zwiska nie powiem, nic to albowiem<br />
do rzeczy nie przyda, postanowiono rocznic´ o˝ywiç,<br />
uprzyst´pniç młodzie˝y, tym bardziej ˝e akurat wypadła okràgła,<br />
szeÊçdziesiàta. Ale tak krawiec kraje… Mieli byç s<strong>na</strong>jperzy <strong>na</strong> dachach,<br />
có˝, kiedy nie starczyło pieni´dzy. Nalot i bombardowanie te˝
50<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
okazały si´, dzi´ki Bogu, zbyt kosztowne i kłopotliwe. Uruchomienie<br />
syren alarmowych wymagało zezwolenia wojewody, za póêno si´<br />
zwrócono i równie˝ nic z tego nie wyszło. Za to było przemówienie<br />
ministra Becka z taÊmy i muzyka z filmu Podwójne ˝ycie Weroniki<br />
oraz dymy i wybuchy, młodzie˝ si´ cieszyła, starsi mniej, ktoÊ całkiem<br />
bez powodu dostał ataku serca, rozdzwoniły si´ telefony do<br />
Stra˝y Miejskiej, ˝e przecie˝ <strong>na</strong>le˝ało t a k i e c o Ê wczeÊniej ogłosiç,<br />
˝eby si´ psychicznie przygotowaç (moje sprawozdanie jest mo-<br />
˝e zbyt ogólnikowe, ale ka˝dy z<strong>na</strong> tych kilka <strong>na</strong>jwa˝niejszych przekleƒstw<br />
i mo˝e sobie uzupełniç). Lepiej udała si´ łapanka, uzgodnio<strong>na</strong><br />
z łapanymi, przeszkolonymi uczniami. Na rynek zajechały ci´˝arówki,<br />
wysypali si´ z nich ˝ołnierze, co prawda grupa uczennic<br />
zmodyfikowała sce<strong>na</strong>riusz i samowolnie pogalopowała w stron´ bud,<br />
aby si´ nie daç poszturchiwaç „gestapowcom”, bo to wstyd. Ci´˝arówki<br />
zgodnie z planem rozwiozły aresztantów pod pomniki i groby<br />
celem zło˝enia wiàzanek kwiatów. Ale młodzie˝, jak to młodzie˝:<br />
kilku licealistów zaczepiało <strong>na</strong>potykanych mundurowych prowokacyjnym<br />
pytaniem: – Szprechen zi dojcz? – Ci poskar˝yli si´ pedagogom,<br />
wi´c <strong>na</strong>st´pnego dnia w liceach <strong>na</strong>pi´tnowano sprawców tych<br />
po˝ałowania godnych incydentów. Nie zawiedli zaproszeni duchowni:<br />
katolicki, ewangelicki, ˝ydowski i prawosławny, zaÊ prezydent<br />
miasta, tłumaczàc si´ w radiu z tych atrakcji, bo impreza zrobiła si´<br />
sław<strong>na</strong>, obÊmiewano jà przez kilka dni, był uprzejmy podkreÊliç:<br />
„W uroczystoÊci wzi´li te˝ udział byli wi´êniowie obozów koncentracyjnych.<br />
Mamy ich jeszcze kilku ˝ywych”. Tak mu si´ powiedziało.<br />
***<br />
W 2008 roku Jelenia Góra obchodziła dziewi´çsetlecie lokacji. Przygotowano<br />
wiele atrakcji, mi´dzy innymi spalenie czarownicy <strong>na</strong> stosie.<br />
„Z proÊbà o odstàpienie od tego punktu programu w liÊcie<br />
otwartym do prezydenta miasta wystàpiła dr hab. Monika Płatek,<br />
prezeska Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. Jej zdaniem,<br />
czynienie z tragicznej Êmierci ludzi atrakcji turystycznej jest w <strong>na</strong>j-
51<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
wy˝szym stopniu <strong>na</strong>ganne i ˝ałosne”*. Ojcowie Jeleniej Góry <strong>na</strong>tychmiast<br />
wycofali si´ z niefortunnego pomysłu, choç przecie jasne<br />
jak słoƒce, ˝e to miało byç <strong>na</strong> niby. W tej samej notatce czytamy:<br />
„Podczas coraz bardziej ostatnio modnych inscenizacji i rekonstrukcji<br />
historycznych mogliÊmy ju˝ oglàdaç sceny rozstrzeliwania<br />
powstaƒców warszawskich”. Mo˝<strong>na</strong> te˝ wypo˝yczyç panterk´ i fura-<br />
˝erk´ z orzełkiem i za stosownà opłatà przejÊç ka<strong>na</strong>łami.<br />
***<br />
Woj<strong>na</strong> zarasta kiczem nierównomiernie: <strong>na</strong>jszybciej wrzeÊniowa<br />
agresja z zachodu, wolniej powstanie, bo oficjalnie mówiono o nim<br />
półg´bkiem, ˝e bohaterscy ˝ołnierze i zbrodnicze dowództwo, <strong>na</strong>jwolniej<br />
zaÊ siedem<strong>na</strong>sty wrzeÊnia, poniewa˝ owa data ˝yła tylko<br />
w ludzkiej pami´ci. Swojà drogà ciekawe, czy ktoÊ <strong>na</strong>prawd´ wierzył,<br />
˝e wielomilionowy <strong>na</strong>ród o czymÊ takim jak siedem<strong>na</strong>sty wrze-<br />
Ênia po prostu zapomni, skoro gazety konsekwentnie milczà. Raczej<br />
nie, ze strony władzy to był chyba zwykły dupochron, a mówiàc ówczesnym<br />
j´zykiem, chowanie głowy w piasek. W latach siedemdziesiàtych<br />
tłumaczyłem powieÊç z gatunku płaszcza i szpady; rzecz<br />
działa si´ w siedem<strong>na</strong>stym wieku, bohaterami byli dwaj przyjaciele,<br />
którzy w połowie utworu si´ znie<strong>na</strong>widzili, jeden drugiemu usiłował<br />
wbiç nó˝ w plecy. – Niech pan zmieni to sformułowanie, bo mogà byç<br />
kłopoty. Nó˝ w plecy to przecie˝ siedem<strong>na</strong>sty wrzeÊnia, ka˝demu<br />
tak si´ kojarzy. – Zostawmy, prosz´ pani, mo˝e si´ uda. – Udało si´,<br />
cenzura przeoczyła, czytelnicy pewnie te˝.<br />
Katynia równie˝ nie było, a jeÊli ju˝ koniecznie, to sprawcami tej<br />
zbrodni byli Niemcy. Tak <strong>na</strong>m tłumaczyła pani profesorka, przedstawiajàc<br />
argumenty nie do podwa˝enia. Nie sama z siebie, tylko dlatego,<br />
˝e ktoÊ z klasy zapytał. Miałem londyƒskà broszurk´, postanowiłem<br />
puÊciç jà w obieg. Zaczàłem od kolegi, do którego miałem zaufanie.<br />
Oczy mu błysn´ły, chwycił. Na <strong>na</strong>st´pnej lekcji do klasy wszedł woêny.<br />
*** M.H., Niestosowny stos, „Polityka” nr 36 (2670), 6 wrzeÊnia 2008.
52<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
– Kroh do dyrektora!<br />
Dyro miał bardzo srogà min´. Przed nim <strong>na</strong> biurku le˝ała moja<br />
broszura.<br />
– Posłuchaj Antek uwa˝nie, bo nie b´d´ powtarzaç. Po pierwsze,<br />
zabraniam ci jakiejkolwiek agitacji <strong>na</strong> terenie szkoły. JeÊli mi obiecasz,<br />
˝e to si´ nie powtórzy i nikomu si´ tym nie pochwalisz, sprawa<br />
zostanie mi´dzy <strong>na</strong>mi i nie b´d´ ci´ musiał relegowaç. Bardzo<br />
bym nie chciał. I po drugie, zapami´taj sobie <strong>na</strong> całe ˝ycie, dobrze<br />
zapami´taj, <strong>na</strong>zwisko tego kolegi. KiedyÊ ta informacja mo˝e ci si´<br />
przydaç.<br />
UÊmiechnàł si´.<br />
– Mo˝esz mi to po˝yczyç <strong>na</strong> kilka dni? Bàdê spokojny, ja <strong>na</strong> ciebie<br />
do dyrektora z pewnoÊcià nie donios´.<br />
Tak właÊnie było. Nikomu si´ nie pochwaliłem, tylko mamie, a o<strong>na</strong>,<br />
w <strong>na</strong>jwi´kszym zaufaniu, powiedziała kilku przyjaciołom. A teraz,<br />
w dwudziestym pierwszym wieku, b´dzie mi tu jeden z drugim wypisywał,<br />
˝e PRL była paƒstwem totalitarnym.<br />
No i tak. Min´ło kilkadziesiàt lat, jad´ tramwajem i podsłuchuj´<br />
trajkocàce <strong>na</strong>stolatki.<br />
– Stara, ci mówi´, wczoraj miałam w domu normalny katyƒ. Matka<br />
mi wywaliła wszystko z szafy i kazała poukładaç.<br />
Normalniejemy, chwaliç Boga – pomyÊlałem.<br />
Z legendà partyzanckà było jeszcze i<strong>na</strong>czej. W 1968 roku, gdy moczarowcy<br />
próbowali zjed<strong>na</strong>ç sobie społeczeƒstwo, pozujàc <strong>na</strong> spadkobierców<br />
i stra˝ników partyzanckiego etosu, zacz´to <strong>na</strong>zywaç ich<br />
ironicznie partyzantami. Pojawiła si´ cała seria dowcipów i skrzydlatych<br />
słów: „partyzant z wyci´tego lasu”; „Ênieg po pas, a my<br />
w zbo˝e”; „był dwa razy ranny – jeden raz pod Kielcami, a drugi raz<br />
w dup´” (zresztà jest to powiedzonko z pierwszej wojny Êwiatowej,<br />
popularne wÊród legionistów). „Pami´tnik partyzanta: Poniedziałek.<br />
Zaj´liÊmy leÊniczówk´. Wtorek. Niemcy wyparli <strong>na</strong>s z leÊniczówki.<br />
Âroda. OdbiliÊmy leÊniczówk´. I tak a˝ do niedzieli, kiedy<br />
wrócił z miasta leÊniczy i wygonił <strong>na</strong>s i Niemców z lasu”. „Co to by-
53<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
ła druga woj<strong>na</strong> Êwiatowa? Historyczne tło bitwy w Lasach Janowskich”.<br />
Sporo tego krà˝yło mi´dzy ludem, zwłaszcza po marcu.<br />
W koƒcu lat pi´çdziesiàtych społeczeƒstwo <strong>na</strong>s, harcerzy, lubiło.<br />
CzuliÊmy to. Kontroler komunikacji miejskiej nie ˝àdał okazania biletu;<br />
było rzeczà oczywistà, ˝e harcerz nie jedzie <strong>na</strong> gap´. Mundur<br />
ułatwiał te˝ podró˝owanie autostopem.<br />
Lecz wkrótce z<strong>na</strong>czenia poj´ç „harcerz” i „partyzant” w mowie<br />
potocznej zbli˝yły si´ do siebie – zacz´ły oz<strong>na</strong>czaç pajaca, człowieka<br />
niepowa˝nego, wiecznego chłopca. „Działania partyzanckie”,<br />
czyli chaotyczne, bezplanowe, <strong>na</strong> łapu capu. Mimo ˝e w owych latach<br />
˝yło niemało ludzi, którzy dobrze wiedzieli z własnego doÊwiadczenia,<br />
˝e akcja partyzancka, jeÊli miała przynieÊç po˝àdany skutek,<br />
musiała byç przemyÊla<strong>na</strong> w <strong>na</strong>jdrobniejszych szczegółach i przeprowadzo<strong>na</strong><br />
z <strong>na</strong>jwi´kszà precyzjà. ˚yli jeszcze członkowie Szarych<br />
Szeregów, absolutnego fenomenu w całej okupowanej Europie.<br />
***<br />
W dzieciƒstwie chwaliłem si´, ˝e jestem wojenny, choç starsi tego<br />
nie uz<strong>na</strong>wali. DziÊ myÊl´, ˝e miałem niebywałe szcz´Êcie, bo nie jestem.<br />
Nale˝´ do pierwszego od co <strong>na</strong>jmniej dwóch stuleci pokolenia<br />
Polaków, które nie zaz<strong>na</strong>ło wojny. Stanu wojennego 1981/1982 nie licz´,<br />
to była woj<strong>na</strong> tylko z <strong>na</strong>zwy, woj<strong>na</strong> bez wojny. Wyrosłem, prze-<br />
˝yłem młodoÊç, teraz si´ starzej´, robi´, co chc´, nikt mnie nie<br />
przeÊladuje za głoÊne mówienie po polsku, nie musiałem do nikogo<br />
strzelaç, nikt nie strzelał do mnie. Nie uciekałem z płonàcego domu,<br />
miałem i wcià˝ mam cudowne ˝ycie.<br />
***<br />
Stryj Tadeusz, ten, co tak mazura wodził, zachował si´ <strong>na</strong> paru fotografiach<br />
i w kilku spisanych wspomnieniach.<br />
„(…) o<strong>na</strong> – płowa, z odrzuconà w tył głowà, gibka, on – kr´py, barczysty,<br />
zwarty, ze szczecinà wàsów <strong>na</strong>d mocno wysuni´tà dolnà<br />
szcz´kà, <strong>na</strong>jłatwiej byłoby powiedzieç – brzydki, ale by to nie okre-
54<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Êliło ani zrywu, ani pulsujàcego w nim ˝ycia. Jak taƒczyli! Zapami´tale,<br />
«organicznie», inne pary odchodziły <strong>na</strong> bok, by zostawiç ich<br />
<strong>na</strong> placu. Fascynowali – patrzyło si´ <strong>na</strong> tego ich niezrów<strong>na</strong>nego kujawiaka<br />
nie mogàc oczu oderwaç, jak od płomienia <strong>na</strong> kominku. (…).<br />
Spotkałam go po dłu˝szym czasie znów <strong>na</strong> jakimÊ wieczorze czy<br />
balu. Powiedział mi: «Dobry hodowca powinien rozpoz<strong>na</strong>ç êrebca<br />
od pierwszego wejrzenia, jeszcze <strong>na</strong> okólniku. Widziałem panià<br />
przed dwoma laty u Skórewicza. Kiep byłem». RozeÊmiałam si´ –<br />
tak, to był prawdziwy komplement. (…) Opowiadał o koniach swoich,<br />
o polowaniu, o tym, ˝e jak si´ nie uda za pierwszym spotkaniem<br />
zastrzeliç lisa, to potem trzeba go bardzo długo obje˝d˝aç coraz to<br />
ciaÊniejszym kr´giem, zanim si´ go upoluje. WÊród ˝yczeƒ, jakie<br />
otrzymałam po Êlubie, była kartka z Afryki – Maroka czy Algerii.<br />
«Polujàc <strong>na</strong> lwy, dowiedziałem si´, ˝e lisa ju˝ ‘objechali’, przesyłam<br />
wi´c <strong>na</strong>jlepsze ˝yczenia. T. L.».<br />
Ten polski centaur był pułkownikiem artylerii konnej, legendarnej<br />
odwagi i fantazji, wielokrotnie ranny <strong>na</strong> wojnie, brak mu było palców<br />
u strzaskanej lewej r´ki. Miał ukoƒczonà Wiedeƒskà Akademi´ Handlowà<br />
i inne studia ekonomiczne. Był podsekretarzem stanu przy Prezydium<br />
Rady Ministrów, podlegało mu Biuro Ekonomiczne (…).<br />
Tadeusz Lechnicki miał niebywałà fantazj´ w staropolskim<br />
i współczesnym z<strong>na</strong>czeniu tego słowa i równie wielkie poczucie humoru.<br />
Promieniował jakby st´˝onà witalnoÊcià.<br />
KiedyÊ pojechaliÊmy w kilka osób do Wilanowa i o małoÊmy si´<br />
nie rozbili i nie pozabijali o jadàcà w stron´ Warszawy, lewà stronà<br />
szosy, <strong>na</strong>ładowanà kopiasto zieleninà fur´ bez Êwiatła ze Êpiàcym<br />
jak kamieƒ woênicà. Lechnicki wysiadł z auta, nie dał zdenerwowanemu<br />
do białoÊci szoferowi budziç pijanego woênicy, tylko sam zawrócił<br />
fur´ i pop´dził konia, który spokojnie, po właÊciwej ju˝ teraz<br />
stronie szosy kontynuował swojà w´drówk´, tyle ˝e w przeciwnym<br />
kierunku. Lechnickiego zabawiła myÊl o zdumieniu zbudzonego<br />
w domu chłopa i uz<strong>na</strong>ł to za zasłu˝onà sankcj´ karnà. To było w jego<br />
stylu. (…)
55<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
Na swoje imieniny, wyprzedzajàc o par´ dni Êw. Huberta, urzàdzał<br />
bieg myÊliwski. I kiedy tak z niesłychanym rozmachem konno<br />
p´dził, prowadzàc ów bieg, pomyÊlałam o jakimÊ wata˝ce <strong>na</strong> czele<br />
swej dru˝yny, nie podejrzewajàc, ˝e uj´cie tego˝ obrazu wkrótce powtórzy<br />
historia – w jakim˝ powi´kszeniu!<br />
W 1939 roku przyjaciele <strong>na</strong>si ani mój mà˝ nie wierzyli w wybuch<br />
wojny. (…) KtóregoÊ z ostatnich dni sierpnia zostawiwszy córk´ i jej<br />
przyjaciółk´ pod opiekà sàsiadów w Sulejówku przyjechałam dopilnowaç<br />
koƒca remontu <strong>na</strong>szego mieszkania <strong>na</strong> Szucha 16. (…) <strong>na</strong> rogu<br />
Alei Ujazdowskich <strong>na</strong>tkn´liÊmy si´ <strong>na</strong> płk. Lechnickiego.<br />
Ucieszył si´ ogromnie tym spotkaniem i <strong>na</strong>mówił <strong>na</strong> kolacj´ u Simo<strong>na</strong><br />
i Steckiego. Na moje obiekcje powiedział, ˝e to jego ostatni<br />
wieczór w cywilu. Lechnicki zdawał w ciàgu tego dnia urz´dowanie<br />
i wszystkie swe godnoÊci w Prezydium Rady Ministrów i zgłosił si´<br />
po prostu do swojej jednostki wojskowej.<br />
(…) Dalszego ciàgu dowiedziałam si´ bardzo póêno. Po rozbiciu<br />
frontu do gł´bi podobno zrozpaczony płk Lechnicki <strong>na</strong> czele szczàtków<br />
swego oddziału bronił si´ w Lubelszczyênie, zbierajàc rozbitków,<br />
którzy si´ do niego z ró˝nych formacji dołàczali. Cofał si´ ku<br />
południowi w dobrze z<strong>na</strong>ny sobie lesisty teren. Doszedł do Janowa<br />
Lubelskiego ze sporym ju˝ oddziałem. Robił niebywałej brawury wypady<br />
<strong>na</strong> Niemców. Jest to przypadek jakby drugiego, wczeÊniejszego<br />
Hubala. U˝ywam tu tego porów<strong>na</strong>nia, gdy˝ przez film i pras´ <strong>na</strong>zwisko<br />
to spopularyzowało w obecnym społeczeƒstwie postaw´ bohaterskiego<br />
oporu i nieuz<strong>na</strong>wania rzeczywistoÊci kl´ski. Na którymÊ<br />
z tych wypadów porwawszy za sobà swój oddział – Tadeusz Lechnicki<br />
desperacko zaatakował wi´zienie janowskie, ci´˝ko ranny przeniesiony<br />
został do szpitala. I tu spotkałam dwie wersje. Wedle jednej<br />
– Êmiertelnie ranny płk Lechnicki usłyszał <strong>na</strong> swym szpitalnym łó˝ku<br />
dalekie dêwi´ki wojskowej orkiestry. MyÊlàc w goràczce, ˝e to polska<br />
odsiecz, zerwał si´, jakimÊ niesłychanym wysiłkiem dotarł do<br />
ok<strong>na</strong> i uczepił framugi: zobaczywszy wkraczajàcy <strong>na</strong> rynek oddział<br />
niemiecki – osunàł si´ martwy <strong>na</strong> podłog´. Druga wersja nic nie mó-
56<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
Polska Liga Wojen<strong>na</strong> Walki Czynnej skupiała dawnych konspiratorów,<br />
którzy w latach wielkiej wojny tworzyli wojsko polskie <strong>na</strong> wschodzie.<br />
wi o Êmierci przy oknie. W obu wersjach <strong>na</strong>tomiast powtarza si´ fakt<br />
wystawienia przez niemieckiego dowódc´ warty honorowej – według<br />
jednej przy łó˝ku szpitalnym. Obie wersje mówià o salwie honorowej<br />
niemieckiego oddziału <strong>na</strong> cmentarzu w uz<strong>na</strong>niu bohaterskiej postawy<br />
wojskowej w obliczu wroga. No có˝ – był to poczàtek wojny. Wehrmacht<br />
honorował jeszcze tytuły militarne”*.<br />
Podczas jednej z ostatnich konnych przeja˝d˝ek <strong>na</strong>d Âwidrem<br />
stryj powiedział do mamy, gdy stan´li <strong>na</strong> popas:<br />
– Wiesz, Zosiu, ˝al mi ciebie. MyÊmy walczyli, <strong>na</strong>ra˝aliÊmy si´,<br />
widzieliÊmy <strong>na</strong> własne oczy, jak ni z tego, ni z owego była Polska <strong>na</strong><br />
pierwszego. BraliÊmy w tym udział, jest co wspomi<strong>na</strong>ç. Pami´tam<br />
<strong>na</strong> Wołyniu, miałem dwadzieÊcia kilka lat, dowodziłem niewielkim<br />
oddziałem, stacjonowaliÊmy we wsi. Byłem – czy ty to rozumiesz? –<br />
byłem Polskà we własnej osobie, <strong>na</strong>jwy˝szà władzà. Stan´ła przede<br />
mnà para miejscowych staruszków. – Panie poruczniku, <strong>na</strong>jpokorniej<br />
prosimy o rozwód, my ju˝ ze sobà wytrzymaç nie mo˝emy. – A ile<br />
*** H. Ostrowska-Grabska, Bric ∫ brac 1848–1939, PIW, Warszawa 1978.
57<br />
KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />
lat jesteÊcie razem? – Ze czterdzieÊci, kto by zliczył. – Dobrze,<br />
oz<strong>na</strong>jmiam wam, ˝e nie jesteÊcie ju˝ m´˝em i ˝onà. Wystarczy? –<br />
Wystarczy, wystarczy, dzi´kujemy stokrotnie. Chcieli mnie całowaç<br />
po r´kach, ale nie pozwoliłem. To był, Zosiu, pierwszy akt prawny<br />
Rzeczypospolitej w tamtej okolicy. Staruszkowie wrócili <strong>na</strong>st´pnego<br />
dnia. – Panie poruczniku, my bez siebie ˝yç nie mo˝emy, prosimy<br />
o Êlub, bo jak˝e tak mieszkaç ze sobà bez Êlubu? To˝ to wielki<br />
grzech. – Dobrze, od tej chwili przed majestatem NajjaÊniejszej Rzeczypospolitej<br />
jesteÊcie m´˝em i ˝onà. To był drugi akt prawny. – Bóg<br />
zapłaç, Bóg zapłaç! Dwa dni póêniej: panie poruczniku, my ju˝ ze<br />
sobà wytrzymaç nie mo˝emy, prosimy o rozwód. Kazałem ich zamknàç<br />
w chlewiku <strong>na</strong> trzy doby o chlebie i wodzie, ˝eby si´ pogodzili.<br />
To był trzeci akt prawny. WieÊç si´ rozniosła i trudno opisaç, jaki<br />
potem miałem mir w całej okolicy. – B´dzie <strong>na</strong>m dobrze w Polsce,<br />
jak takie màdre i sprawiedliwe oficery komandirujà.<br />
Tadeusz Lechnicki
58<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
A co przed tobà? Spokoj<strong>na</strong>, cicha egzystencja. Masz dobrego m´-<br />
˝a in˝yniera, Êlicznà córeczk´, głod<strong>na</strong> nie chodzisz. I co dalej? Kolejne<br />
dzieci, wnuki, coraz lepsze mieszkania, auto, woja˝e.<br />
– Stryju, ˝eby stryj nie powiedział tego w złà godzin´.<br />
–Etam, w złà godzin´. Pleciesz, dziecko. Ja tkwi´ w samym<br />
Êrodku polityki. Chyba wiem, co si´ dzieje.<br />
Kilka miesi´cy póêniej pułkownik Tadeusz Lechnicki poległ <strong>na</strong><br />
wojnie, jak tylu innych.
Ksià˝´<br />
BANDA CZERWONEGO BYKA I INNE ORGANIZACJE<br />
DZIADEK MRÓZ BABCIA PRZESTAŁA LUBIå CZEKOLADOWE<br />
CUKIERKI SEZON ZAMORDOWANYCH CHOINEK<br />
METAMORFOZY DZIADKA MROZA I WANT YOU<br />
FOR U.S. ARMY! CZY STARSI KOCHAJÑ WIELKIEGO STALINA?<br />
SIEPACZE SIEPIÑ CZY SIEPAJÑ? PI¢åDZIESIÑT GROSZY<br />
W ZYSKU<br />
Informator o nielegalnych antypaƒstwowych organizacjach i bandach<br />
zbrojnych działajàcych w Polsce Ludowej w latach 1944–1956, Ministerstwo<br />
Spraw Wewn´trznych Biuro „C” Tajne!, Warszawa 1964. Wpadł<br />
mi w r´ce przedruk tego dzieła z poczàtku lat dziewi´çdziesiàtych*.<br />
W dziale Organizacje młodzie˝owe (w tym klerykalne) wymieniono, po-<br />
Êród wielu, takie oto sprzysi´˝enia: Bracia Atomy; Chór Walki z Komunizmem;<br />
Eskadra Wyzwolicieli Ziemi Kieleckiej z Komunizmu;<br />
Młoda Gwardia Przeciwko Komunizmowi; Szajka Krajowa; Banda<br />
Czerwonego Byka; Kochaj Ryzyko; MÊciwy S´p; Taj<strong>na</strong> Organizacja<br />
Patyków; Taj<strong>na</strong> Organizacja Wy<strong>na</strong>lazców i Odkrywców. Podano liczb´<br />
członków (od kilku do kilkudziesi´ciu), ich wiek (12–16 lat), Êrodowisko<br />
(<strong>na</strong>jcz´Êciej paczka szkol<strong>na</strong>, podwórkowa, przyjaciele z rozwiàzanej<br />
w 1949 roku dru˝yny harcerskiej albo zuchowej, ministranci).<br />
Data powstania, data rozbicia, <strong>na</strong>zwiska, pseudonimy, inne wa˝niejsze<br />
dane, zastosowane Êrodki.<br />
Otó˝ <strong>na</strong> tej liÊcie nie z<strong>na</strong>lazła si´ Polska Partia Podziem<strong>na</strong>, PPP,<br />
zało˝o<strong>na</strong> w Warszawie <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch w grudniu 1952, działajàca do lutego<br />
1953 roku.<br />
*** Wydawnictwo RETRO, Lublin 1993.
60<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
M´˝czyz<strong>na</strong> roÊnie, krzepnie, powa˝nieje, jest ogromnie spostrzegawczy,<br />
ma Êwietnà pami´ç, du˝o czyta, rozglàda si´ bystro po okolicy,<br />
chłonie i a<strong>na</strong>lizuje fakty, stawia zasadnicze kwestie, staje si´<br />
odpowiedzialny za siebie i innych – a˝ <strong>na</strong>dchodzi dzieƒ, kiedy koniecznie,<br />
teraz, zaraz, <strong>na</strong>tychmiast, musi doko<strong>na</strong>ç czegoÊ wielkiego.<br />
Nie i<strong>na</strong>czej było i ze mnà.<br />
Niemało czynników zło˝yło si´ <strong>na</strong> utworzenie PPP: lektura zakazanej<br />
ksià˝ki Kamienie <strong>na</strong> szaniec, piosenka „O mamo otrzyj oczy,<br />
z uÊmiechem do mnie mów, ta krew, co z piersi broczy, to za <strong>na</strong>s,<br />
za <strong>na</strong>sz Lwów”, fotografia uÊmiechni´tego chłopaczka w harcerskim<br />
mundurku, dêwigajàcego torb´ powstaƒczej poczty, przedwojen<strong>na</strong><br />
powieÊç dla młodzie˝y Zdzich szuka ojca o małym warszawiaku, który<br />
ruszył w podró˝ pełnà przygód przez Gdyni´, Oslo (tam wyciàgnàł<br />
ze stawu tonàcego chłopca, przypadkiem królewicza), Laponi´, by<br />
w koƒcu wyrwaç z łap bolszewickich ukochanego tatusia; lecz bezpoÊrednim<br />
impulsem było opowiadanie w „Płomyczku”, jak to pastuszek<br />
spod Połaƒca uratował ˝ycie Tadeuszowi KoÊciuszce, za co<br />
otrzymał pierÊcieƒ z <strong>na</strong>pisem Oyczyz<strong>na</strong> – Obroƒcy Swemu. PierÊcieƒ<br />
był za du˝y, zsuwał si´ z palca. – Nie myÊlałem, ˝e i dzieci b´d´ nim<br />
<strong>na</strong>gradzał – powiedział wzruszony Naczelnik.<br />
Pastuszek z czytanki miał dziesi´ç lat, ja niecałe dziesi´ç i pół,<br />
niepodob<strong>na</strong> było zwlekaç.<br />
Zebranie organizacyjne Polskiej Partii Podziemnej odbyło si´<br />
w piwnicy spalonego domu.<br />
Te ruiny to było <strong>na</strong>sze królestwo. Walały si´ tam ksià˝ki, połamane<br />
meble, kafelki o <strong>na</strong>jwymyÊlniejszych kształtach i kolorach, wspaniałych<br />
do gry w klasy. KiedyÊ Zbyszek wygrzebał w gruzach pudło<br />
wyÊciełane gra<strong>na</strong>towym aksamitem, pełne dziwnych szybek. Oglàdajàc<br />
pod Êwiatło, mo˝<strong>na</strong> było dojrzeç górskie krajobrazy, jakieÊ tajemnicze<br />
zamki, panów w Êmiesznych mundurach z rogatymi czapkami,<br />
konie bioràce przeszkody, a <strong>na</strong>wet rozebrane kobiety. WejÊcie maskował<br />
fortepian bez wieka i przednich nóg, przysypany Êniegiem; mo˝<strong>na</strong><br />
było siàÊç <strong>na</strong> teczce i zjechaç niby z górki po ob<strong>na</strong>˝onych stru<strong>na</strong>ch.
61<br />
KSIÑ˚¢<br />
Zjazd był wprawdzie króciutki, ale za to wspaniale hałaÊliwy. Aby dostaç<br />
si´ do piwnicy, <strong>na</strong>le˝ało przeczołgaç si´ pod fortepianem, dorosły<br />
nie był w stanie tego doko<strong>na</strong>ç ani <strong>na</strong>wet si´ domyÊliç, ˝e tu da si´ wejÊç.<br />
W krótkim, zwartym przemówieniu, starannie dobierajàc słowa,<br />
zarysowałem plan działania, a tak˝e cele organizacji oraz jej struktur´.<br />
Przyz<strong>na</strong>łem sobie tytuł ksi´cia, Waldek i Marcin zostali hetma<strong>na</strong>mi,<br />
Zbyszek i Stasiek atama<strong>na</strong>mi. (Uprzejmie dzi´kuj´ p. Henrykowi<br />
Sienkiewiczowi za inspiracj´, a babci za cowieczorne czytanie<br />
Ogniem i mieczem). Zbyszek troch´ sarkał. Obiecałem szybki<br />
awans, jeÊli zasłu˝y.<br />
PostanowiliÊmy rozrzuciç ulotki, opanowaç Spółdzielni´ Pracy<br />
„Metalowiec” <strong>na</strong> Słodowcu, aby miał <strong>na</strong>m kto <strong>na</strong>prawiaç zdobyczne<br />
samochody i broƒ, zajàç lotnisko <strong>na</strong> Chomiczówce, <strong>na</strong>st´pnie Belweder,<br />
stamtàd wydamy odezw´ do <strong>na</strong>rodu, a póêniej si´ zobaczy.<br />
Stasiek dostał <strong>na</strong> gwiazdk´ gumowà drukarenk´, mianowałem go<br />
atamanem-redaktorem. W niedziel´ był z rodzicami <strong>na</strong> Trasie W–Z,<br />
jeêdzili ruchomymi schodami (dar <strong>na</strong>rodów ZSRR), tato spotkał koleg´<br />
i mruknàł „Stalinie skurwysynie, zabierz schody, oddaj Êwinie”,<br />
kolega si´ oÊmiał, mama fukn´ła. To by si´ <strong>na</strong>dawało <strong>na</strong> ulotk´.<br />
– Nie, „Precz ze Stalinem” lepsze, mniej literek.<br />
– Ale tamto jest do wiersza, łatwiej zapami´taç.<br />
– Nasza partia nie b´dzie u˝ywaç brzydkich słów, niegodnych Polaka.<br />
Co innego do kogoÊ <strong>na</strong> ulicy, co innego <strong>na</strong>pisane. Przecie˝ jak<br />
rozrzucimy ulotki w szkole, to pierwszaki si´ dorwà.<br />
– Papier jest, mamy zeszyty, ka˝dy da po jednym.<br />
– Nie ma <strong>na</strong> co czekaç.<br />
– No to zaraz po choince noworocznej. Porozwieszajà dekoracje,<br />
b´dzie doÊç papieru <strong>na</strong> ulotki, tylko trzeba poÊciàgaç. Zeszytów lepiej<br />
nie, bo si´ wyda.<br />
– Najlepiej, jak wszyscy b´dà si´ rozchodziç.<br />
– Albo drugiego dnia rano.<br />
RzeczywiÊcie, aula szkol<strong>na</strong> była suto udekorowa<strong>na</strong>. Z sufitu i Êcian<br />
zwisały girlandy z krepiny, ale tak˝e kwiatki, gwiazdki, gałàzki, pi´k-
62<br />
ANTONI KROH STARORZECZA<br />
nie wymalowane <strong>na</strong> brystolu. PorozumieliÊmy si´ wzrokiem. Bardzo<br />
dobrze. PoÊrodku stała choinka obwieszo<strong>na</strong> gołàbkami pokoju, watà<br />
udajàcà Ênieg, kolorowymi bombkami, łaƒcuchami. Na czubku czerwo<strong>na</strong>,<br />
pi´cioramien<strong>na</strong> gwiazda z sierpem i młotem.<br />
Pod choinkà stał Dziadek (w orygi<strong>na</strong>le cz´Êciej дядя, czyli Wujek)<br />
Mróz, obok pani <strong>na</strong>zywa<strong>na</strong> Druhnà. Dziadek Mróz miał czerwony<br />
kubrak i czerwonà czapk´, lamowane białym futerkiem,<br />
czerwone hajdawery i czarne buty z wywini´tymi cholewami. Wielka<br />
˝ółtawa broda zasłaniała mu prawie całà twarz, przez to mówił<br />
troch´ niewyraênie, wi´c <strong>na</strong>t´˝ał głos.<br />
– Zdrawstwujtie rebiata. To jest po rosyjsku, z<strong>na</strong>czy witajcie<br />
dzieci. Jestem wasz ulubiony Dziadek Mróz. Słyszałem, ˝e w Warszawie<br />
<strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch, w szkole numer dwadzieÊcia jeden, sà bardzo<br />
pilni i grzeczni uczniowie, wi´c przyjechałem do was. Długo, długo<br />
jechałem, szmat drogi, bo ja, mo˝e wiecie, a mo˝e nie wiecie, mieszkam<br />
<strong>na</strong> Syberii, <strong>na</strong> radzieckiej dalekiej północy. A zgadnijcie, czym<br />
przyjechałem? Saniami! Troch´ zmarzłem, chciałbym si´ ogrzaç.<br />
Pozwolicie?<br />
– Taaak!<br />
– No, i rozumie si´ przywiozłem wam prezenty, przecie˝ Dziadek<br />
Mróz musi mieç worek z prezentami. Telefonowałem do waszej pani,<br />
powiedziała, ˝e wszystkie jesteÊcie grzeczne. Prawd´ powiedziała?<br />
– Taaak!<br />
– Wi´c rózeg nie wziàłem. Wasza pani b´dzie po kolei wyczytywaç,<br />
a ja ka˝demu coÊ dam. Zgoda?<br />
– Zgooodaaa!<br />
– Ale to dopiero póêniej, <strong>na</strong> po˝eg<strong>na</strong>nie. Teraz si´ wspólnie pobawimy.<br />
Bardzo lubi´ bawiç si´ z grzecznymi dzieçmi.<br />
–Aja – powiedziała Druh<strong>na</strong> – jestem Druh<strong>na</strong> Jola. Te˝ chciałabym<br />
si´ z wami pobawiç. Z<strong>na</strong>m całà mas´ ró˝nych gier, zabaw i piosenek.<br />
Ale musicie mnie słuchaç. B´dziecie?<br />
– Taaak!<br />
– To <strong>na</strong> poczàtek <strong>na</strong>ucz´ was harcerskiego zawołania: W <strong>na</strong>uce,<br />
w pracy, w walce – czuwaj!
63<br />
KSIÑ˚¢<br />
Druh<strong>na</strong> ubra<strong>na</strong> była w gra<strong>na</strong>towà spódnic´, zielonà koszul´<br />
z podwini´tymi r´kawami i czerwony krawat. Na piersi miała pi´kny<br />
emblemat z biało-czerwonym sztandarem, czymÊ jeszcze i literami<br />
ZMP. Âmiała si´, podskakiwała.<br />
– Uwa˝ajcie, zaczy<strong>na</strong>my pysznà zabaw´! åwiczenie szybkiego zapami´tywania.<br />
Dziadek Mróz ma wierszyki wypisane <strong>na</strong> kawałkach<br />
brystolu. Wyjmie <strong>na</strong> chwil´ jeden po drugim, poka˝e wszystkim, ale<br />
zaraz potem schowa. A ja mam, widzicie, ooo, torebk´ cukierków czekoladowych.<br />
Kto zapami´ta <strong>na</strong>jwi´cej wierszyków, wygrywa. Uwaga,<br />
zaczy<strong>na</strong>my!<br />
Wróciłem szcz´Êliwy do domu. Pochwaliłem si´ babci, otworzyłem<br />
torebk´.<br />
– Prosz´.<br />
– Powiedz wreszcie te wierszyki, nie mog´ si´ doczekaç.<br />
Stanàłem w dumnej pozie.<br />
NIE STRASZNE NAM RYKI GŁOSU AMERYKI!<br />
PRZEZ OÂWIAT¢ I KULTUR¢ BIKINIARZOM DAMY<br />
W SKÓR¢!<br />
TRUMAN, BOMBA ATOMOWA, IMPERIALIZM NIECH SI¢<br />
SCHOWA!<br />
NIE POTRAFI OŁGAå CHŁOPA RADIO WOLNA EUROPA!<br />
–Iza to dostałeÊ cukierki? To ja dzi´kuj´.<br />
– Nie chce babcia cukierka?<br />
– Nie.<br />
– Dlaczego?<br />
– Bo nie lubi´.<br />
– Nie lubi babcia czekoladowych cukierków?<br />
– Nie.<br />
– Ale w Bo˝e Narodzenie babcia jadła.<br />
– Byç mo˝e. Ale teraz nie lubi´.<br />
– Naprawd´? Ja tam lubi´.<br />
– To jedz <strong>na</strong> zdrowie, kochany wnusiu.<br />
Par´ dni póêniej, wieczorem, zdarzyło si´ nieszcz´Êcie. Babcia<br />
przeczytała <strong>na</strong>m baʃ Hansa Christia<strong>na</strong> Anderse<strong>na</strong> Choinka.