25.10.2013 Views

Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf

Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf

Krok defiladowy na gruntach podmokłych - Gandalf

SHOW MORE
SHOW LESS

Create successful ePaper yourself

Turn your PDF publications into a flip-book with our unique Google optimized e-Paper software.

Opracowanie graficzne: Andrzej Barecki<br />

Korekta: Dobrosława Paƒkowska<br />

Copyright © by Wydawnictwo Iskry, Warszawa 2010<br />

Copyright © by Antoni Kroh, Warszawa 2010<br />

Autorzy zdj´ç i ilustracji<br />

Stanisław Gliwa (rys.) s. 115<br />

Ryszard Halba s. 301, Maria Teresa Maszczak s. 144 (dwa zdj´cia),<br />

Jarosław Mierzwa s. 11, 30, 93, 95, 143 (dół), 347, 352, 450, 493 (lewe), 564, 568,<br />

Zofia Nasierowska s. 417, Krzysztof Ołtak s. 86, 87, 90,<br />

Antoni Zalewski s. 241, 571, 572, 573, 574 (góra i dół), 575.<br />

Pozostałe zdj´cia pochodzà z archiwum autora.<br />

Wydawnictwo doło˝yło wszelkich staraƒ, by skontaktowaç si´ z twórcami<br />

zamieszczonych w ksià˝ce zdj´ç. W kilku przypadkach okazało si´ to niemo˝liwe,<br />

dlatego twórców, z którymi nie zostały podpisane umowy, prosimy o pilny kontakt<br />

z sekretariatem wydawnictwa.<br />

ISBN 978-83-244-0127-7<br />

Wydawnictwo ISKRY<br />

ul. Smol<strong>na</strong> 11, 00-375 Warszawa<br />

tel. /faks (22) 827-94-15<br />

iskry@iskry.com.pl<br />

www.iskry.com.pl


Fraszki to wszytko, cokolwiek myÊlemy,<br />

Fraszki to wszytko, cokolwiek czyniemy;<br />

Nie masz <strong>na</strong> Êwiecie ˝adnej pewnej rzeczy,<br />

Pró˝no tu człowiek ma co mieç <strong>na</strong> pieczy.<br />

ZacnoÊç, uroda, moc, pieniàdze, sława,<br />

Wszystko to minie jako pol<strong>na</strong> trawa;<br />

NaÊmiawszy si´ <strong>na</strong>m i <strong>na</strong>szym porzàdkom,<br />

Wemknà <strong>na</strong>s w mieszek, jako czynià łàtkom*.<br />

(J. Kochanowski, O ˝ywocie ludzkim)<br />

*** Na wszelki wypadek objaÊniam, co poeta miał <strong>na</strong> myÊli: Kochanowski<br />

przyrów<strong>na</strong>ł ludzki ˝ywot do teatrzyku kukiełkowego. Gdy publicznoÊç<br />

obserwujàca <strong>na</strong>sze wysiłki uÊmieje si´ ju˝ do syta, zostaniemy wetkni´ci<br />

w worek jak laleczki po skoƒczonym widowisku.<br />

Czytelników, którzy nie potrzebujà ww. objaÊnienia, <strong>na</strong>jmocniej przepraszam<br />

za fatyg´.


<strong>Krok</strong> <strong>defiladowy</strong><br />

<strong>na</strong> <strong>gruntach</strong> <strong>podmokłych</strong><br />

PANIE TRUMAN, SPUÂå TA BANIA SON ET LUMIÈRE<br />

W GRUZACH PANI DYREKTORKA PRZEDWOJENNI<br />

TKN¢ŁO CI¢? MEBLE PA¡STWA ANDERSÓW PIOSENKI<br />

DZIECI¡STWA MIŁOÂå DO PONIEMIECKIEJ KURTKI<br />

CZOŁEM, LISIE, TWOJE ZDROWIE! IMIENINY POWÑZEK<br />

O RANY, ALE JAJA! KOSTKI KULTU JEDNOSTKI<br />

ZARASTANIE KICZEM ROZWÓD, ÂLUB I KWARANTANNA<br />

W CHLEWIKU W ZŁÑ GODZIN¢<br />

B´dzie woj<strong>na</strong>. Skoro była druga, wybuchnie i trzecia. O trzeciej wojnie<br />

Êwiatowej krà˝yły ciepłe wierszyki, dowcipy. „Jed<strong>na</strong> bomba atomowa<br />

i wrócimy znów do Lwowa. Potem druga bomba sil<strong>na</strong> i wrócimy<br />

znów do Wil<strong>na</strong>. Panie Truman, spuÊç ta bania, bo ju˝ nie do wytrzymania”.<br />

Rozmowa goÊcia z kelnerem: – Prosz´ schabowy i piwo. –<br />

B´dzie dopiero po trzeciej. – Przecie˝ jest dwadzieÊcia po trzeciej. –<br />

Tak, ale po trzeciej wojnie Êwiatowej. – DoroÊli wybuchali dziwnym<br />

Êmiechem.<br />

Niedawno ujawniono, ˝e trzecià wojn´ Êwiatowà szykowano całkiem<br />

serio. Polska central<strong>na</strong> miała byç celem zmasowanego <strong>na</strong>lotu<br />

atomowego, Wisła linià obrony, dlatego jej nie regulowano i nie przerzucano<br />

<strong>na</strong>d nià mostów. Pozostała ostatnià wielkà dzikà rzekà Europy,<br />

z wyjàtkowymi rozlewiskami, przykosami, starorzeczami<br />

i wysepkami, które wyłaniajà si´ i znikajà. Z podobnych przyczyn<br />

strategiczno-politycznych zachowały si´ równie˝ starorzecza Bugu<br />

oraz rzeki Moravy, oddzielajàcej Czechosłowacj´ od Austrii.<br />

B´dzie woj<strong>na</strong>. KtoÊ przynosił do domu wiadomoÊç z <strong>na</strong>jpewniejszego<br />

êródła, ˝e tym razem ju˝ chyba <strong>na</strong> pewno. DoroÊli niespecjalnie<br />

si´ przejmowali, byli otrzaskani – ale <strong>na</strong> wszelki wypadek


8<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

uruchamiali stosownà procedur´. Nale˝ało zrobiç zapasy. Kupowano<br />

twarde pszenne suchary z charakterystycznymi dziurkami, Êwiece,<br />

zapałki, cukier, sól, màk´, kasz´, mydło, Êrodki opatrunkowe,<br />

<strong>na</strong>ft´ (wyciàgano z piwnicy lampy <strong>na</strong>ftowe i czyszczono), de<strong>na</strong>turat<br />

i co tam jeszcze. Dla babci i dla mnie zapas leków przeciwastmatycznych.<br />

Po tygodniu, dziesi´ciu dniach emocje mijały.<br />

OczywiÊcie trwajàca wówczas w <strong>na</strong>jlepsze walka o pokój nie miała<br />

z tym absolutnie nic wspólnego. Trzecia woj<strong>na</strong> Êwiatowa była<br />

prawdopodob<strong>na</strong>, bra<strong>na</strong> pod uwag´, walka o pokój całkowicie pusta,<br />

jeÊli nie liczyç dowcipów. Opowiadano, jak <strong>na</strong> wieÊ przyjechał agitator<br />

i grzmiał: Towarzysze! My zrobimy takà walk´ o pokój, ˝e kamieƒ<br />

<strong>na</strong> kamieniu nie zostanie! Pewnà wiejskà k<strong>na</strong>jp´, czyli gospod´<br />

ludowà, przyozdobiono fryzem z gołàbków pokoju. Miejscowi mówili,<br />

˝e to białe myszki, którym wyrosły skrzydełka. A trzydzieÊci lat<br />

póêniej usłyszałem: Co to jest wro<strong>na</strong>? Gołàbek pokoju AD 1981! Młody<br />

człowiek, który mi to opowiedział, zadumał si´ <strong>na</strong> chwil´ i spytał:<br />

–Aco to był właÊciwie ten gołàbek pokoju?<br />

W niektórych domach suszono chleb i pakowano w specjalne płócienne<br />

woreczki. U <strong>na</strong>s nie, ale <strong>na</strong> przykład babcia Joli i Rysia czyniła<br />

to z wielkà wprawà. – Na jak długo starczy i czy was uratuje? –<br />

spytałem. – Pomo˝e przebiedowaç ogólne bezhołowie, które pewnie<br />

potrwa jakiÊ czas, bo jak˝e i<strong>na</strong>czej. A w ogóle nie wolno si´ poddawaç.<br />

Nigdy, przenigdy, w ˝adnej sytuacji. Dwie myszki wpadły<br />

do garnka ze Êmietanà. Jed<strong>na</strong> uz<strong>na</strong>ła swojà sytuacj´ za bez<strong>na</strong>dziejnà,<br />

nie walczyła o ˝ycie, od razu uton´ła. Druga tak uparcie przebierała<br />

łapkami, a˝ ubiła grudk´ masła. Weszła <strong>na</strong> nià, odbiła si´<br />

i wyskoczyła <strong>na</strong> swobod´. Zapami´taj to sobie. A b´dzie, co b´dzie.<br />

My, m´˝czyêni, odz<strong>na</strong>czamy si´ ˝elaznà logikà oraz wyciàgamy<br />

praktyczne wnioski. Zapytałem mam´, czy warto słaç łó˝ko, myç si´<br />

i odrabiaç lekcje, skoro i tak b´dzie woj<strong>na</strong>. Potraktowała serio mojà<br />

wàtpliwoÊç i wyjaÊniła <strong>na</strong>jpowa˝niej, ˝e <strong>na</strong>le˝y braç pod uwag´<br />

wszystkie ewentualnoÊci. Równie˝ takà, ˝e wojny nie b´dzie. Bardzo<br />

dobrze si´ składa, gdy rozumny młody człowiek ma sposobnoÊç wy-


9<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

miany poglàdów z kimÊ myÊlàcym podobnie, tylko jeszcze rozumniejszym<br />

i szanujàcym partnera.<br />

Dziewczynki mieszkajàce <strong>na</strong> Pradze nosiły w´giel ze składu opałowego<br />

po drugiej stronie ulicy. KtóregoÊ razu matka kupiła dwa nowe<br />

wiadra. Gdy szły z tymi wiadrami, <strong>na</strong>tkn´ły si´ <strong>na</strong> sàsiada.<br />

Zagadnàł ˝yczliwie, czy idà po cukier (było to w czasie wojny koreaƒskiej),<br />

a gdy zaprzeczyły, uÊmiechnàł si´: mnie nie zwiedziecie.<br />

Wojenne wykupywanie towarów pozostawiło Êlad w literaturze.<br />

Zofia Bystrzycka w satyrycznym utworze Pami´tnik przewidujàcej<br />

(1952)* <strong>na</strong>kreÊliła rodzinny dramat: jakaÊ idiotka uległa podszeptom<br />

sàsiadki i kupiła wór kaszy, z wielkim zaanga˝owaniem karmiła<br />

nià swoich <strong>na</strong>jbli˝szych, a˝ mà˝ zaczàł wieczorami miewaç pilne<br />

obowiàzki słu˝bowe i w koƒcu si´ wyprowadził, dzieci te˝ pouciekały;<br />

pani domu, choç przewidujàca i peł<strong>na</strong> <strong>na</strong>jlepszej woli, jakoÊ nie<br />

pokojarzyła tych faktów i kupiła drugi wór kaszy. Konstanty Ilde-<br />

Ania, AntoÊ i Zosia Kroh <strong>na</strong> tle choinki obwieszonej gołàbkami pokoju.<br />

Zabawa noworocz<strong>na</strong>, 1952.<br />

*** Antologia satyry polskiej 1944–1955 pod red. Antoniego Marianowicza, PIW, Warszawa<br />

1955.


fons Gałczyƒski w jednym ze swych ostatnich utworów tak˝e przedstawił<br />

humorystyczny obraz apokalipsy:<br />

– Tratata tata,<br />

tratata tata!<br />

Panie, panowie,<br />

ju˝ koniec Êwiata.<br />

Na dêwi´k puzonu,<br />

czyli tej surmy,<br />

zaraz <strong>na</strong> sklepy<br />

rzucà si´ hurmy.<br />

Zgnieceni w tłumie<br />

wołajà: – Mamo!<br />

Awsklepach znika<br />

pieprz i cy<strong>na</strong>mon;<br />

10<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

kolejki stojà<br />

jak stàd do Zgierza;<br />

baby uuu! wyjà,<br />

pisk si´ rozszerza;<br />

baby skupujà<br />

kołdry, szparagi,<br />

pinezki, <strong>na</strong>wet<br />

wypchane ptaki (…).<br />

A Lis si´ cieszy,<br />

˝e taki zam´t,<br />

łapk´ podnosi:<br />

– Okay i Amen.<br />

(K.I. Gałczyƒski, Chryzostoma Bulwiecia podró˝ do Ciemnogrodu)<br />

W dzieciƒstwie kilka razy prze˝ywałem wojenne strachy dorosłych.<br />

Zlały mi si´ w jedno. Nie wiem, skàd si´ brały, nie umiem ich<br />

powiàzaç z jakimÊ szczególnym wydarzeniem. MyÊl´, ˝e niekiedy<br />

uruchamiały si´ samoistnie. Strach i niepewnoÊç tkwiły pod skórà,<br />

rosły, a˝ w pewnym momencie przekraczały punkt krytyczny. Podobnie<br />

czasem ni z tego, ni z owego zapala si´ siano w stodole. A gdy <strong>na</strong>ród<br />

odreagował, psychoza cichła jak szczekanie psa i wszystko<br />

pozornie si´ uspokajało. Do <strong>na</strong>st´pnego razu.<br />

MyÊmy te˝ prze˝ywali wojenne emocje. Zabawa w wojn´ wyglàdała<br />

tak: <strong>na</strong> asfalcie ulicy Swarzewskiej kawałkiem cegły rysowało<br />

si´ koło. W miar´ koliste, ˝eby nie było kłótni. To był Êwiat. Dzieliło<br />

si´ je <strong>na</strong> tyle cz´Êci, ilu grajàcych. To były paƒstwa. Ka˝dy wykrzykiwał:<br />

Polska! Francja! Ameryka! Szwecja! – i ju˝ wszystko<br />

jasne. Kto wylosował pierwszy, wołał: wywołuj´ wojn´, wojn´, woj-


11<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

n´… Ameryce! Ciskał patyk, wszyscy rzucali si´ w pogoƒ, a kto dobiegł<br />

pierwszy, zabierał agresorowi kawałek terytorium. Naturalnà<br />

rzeczy kolejà <strong>na</strong>jstarszy i <strong>na</strong>jsilniejszy gracz był Polskà. Nieraz wi´c<br />

si´ zdarzało, ˝e Polska zajmowała wi´kszy obszar ni˝ Rosja i Ameryka<br />

razem wzi´te.<br />

Na polach bielaƒskich stał porzucony czołg. WymontowaliÊmy<br />

z niego ło˝yska. Hulajnogi tamtych lat kleciło si´ z trzech ło˝ysk<br />

(dwa z tyłu, jedno z przodu), dwóch desek oraz starej podeszwy<br />

od tenisówki, pełniàcej rol´ przegubu mi´dzy deskà poziomà, <strong>na</strong> której<br />

si´ stało, i pionowà, pełniàcà funkcj´ kierownicy, z przybitym<br />

<strong>na</strong> koƒcu uchwytem. Miały t´ dodatkowà zalet´, ˝e straszliwie szurgotały<br />

po asfalcie. Wystarczyło kilka minut jazdy tam i z powrotem,<br />

aby jakiÊ nerwowy pan wystawiał głow´ przez lufcik i wrzeszczał<br />

<strong>na</strong> całà ulic´, ˝e wszyscy pochodzimy z nieprawego ło˝a i ˝ebyÊmy<br />

<strong>na</strong>tychmiast wynieÊli si´ gdzie indziej, bo jak nie, to <strong>na</strong>m powyrywa.<br />

Cudowne uczucie.<br />

Ale <strong>na</strong>jfajniej czuliÊmy si´ w gruzach. (DziÊ cz´Êciej mówi si´<br />

„ruiny”). Kamienice, przekrojone bombami od dachów po partery,<br />

odsłoniły fragmenty przedpowstaniowych mieszkaƒ. Cegły wystajàce<br />

z rozłupanych Êcian tworzyły schodki, a jeÊli si´ niewiele wa˝yło,<br />

miało drobne dzieci´ce stopy, dusz´ zdobywcy i ani krzty rozumu,<br />

mo˝<strong>na</strong> było si´ wdrapaç choçby i <strong>na</strong> trzecie pi´tro. To <strong>na</strong>prawd´ nie<br />

było trudne. W pomieszczeniu, które ongiÊ było kuchnià, mo˝e łazienkà,<br />

ale teraz przybrało kształt loggii z rozległà panoramà, stała<br />

Z<strong>na</strong>lazłem w gruzach, to były moje zabawki.


12<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

<strong>na</strong> trójnogu blasza<strong>na</strong> balia do prania bielizny. Chłopaki <strong>na</strong>znosili<br />

do niej amunicji, wsz´dzie pełno jej si´ walało, zaleli kilkoma kanistrami<br />

benzyny skàdÊ podprowadzonej, wsadzili koniec sznura<br />

od bielizny, a drugi koniec, ten <strong>na</strong> dole, podpalili. Wieczorowà porà,<br />

dla wi´kszego wra˝enia. I rzeczywiÊcie, było <strong>na</strong> co popatrzeç i czego<br />

posłuchaç, a potem wspomi<strong>na</strong>ç przez wiele dni. Kulki gwizdały, strugi<br />

płonàcej benzyny tryskajàce z wysokoÊci tworzyły efektowne esy-<br />

-floresy. Nazajutrz milicjant chodził od domu do domu, po raz<br />

pierwszy w ˝yciu byłem przesłuchiwany. Nikogo nie wydałem, bo nie<br />

miałem o niczym poj´cia. JeÊli nie liczyç mglistych, choç bardzo prawdopodobnych<br />

podejrzeƒ. Sprawców nie wykryto, bo byłbym wiedział.<br />

Chłopaki ze Swarzewskiej to była elitar<strong>na</strong>, zamkni´ta organizacja,<br />

a gdy w takim hermetycznym Êrodowisku zawià˝e si´ konspiracj´<br />

w konspiracji, system podwójnego zabezpieczenia, ryzyko wpadki<br />

jest minimalne. Pokolenie mamy i pokolenie dziadka wypraktykowało<br />

t´ starà prawd´.<br />

Samo widowisko batalistyczne, son et lumi¯re <strong>na</strong>szego pokolenia,<br />

niestety mnie omin´ło, z<strong>na</strong>m je tylko z opowieÊci <strong>na</strong>ocznych Êwiadków,<br />

a zwłaszcza zmasowanych wyzwisk pod adresem młodzie˝y,<br />

w szkole i <strong>na</strong> ulicy. Jakby starsi byli màdrzejsi.<br />

W roku pi´çdziesiàtym szóstym miałem trzy<strong>na</strong>Êcie lat, nie bawiłem<br />

si´ ju˝ w chowanego, ale zapami´tałem wyliczank´:<br />

Lenin zjadł li<strong>na</strong>,<br />

wysrał Stali<strong>na</strong>.<br />

Stalin zjadł druta,<br />

wysrał Bieruta.<br />

Bierut zjadł schaba,<br />

wysrał Ochaba.<br />

Ochab zjadł bułk´,<br />

wysrał Gomułk´.<br />

Pałka, zapałka, dwa kije,<br />

kto si´ nie schowa, ten kryje. Szukaaaam!


13<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Jesienià w Budapeszcie lała si´ krew, w Warszawie wrzało, czołgi<br />

radzieckie szły od Legionowa <strong>na</strong> ˚eraƒ, robotnicy szykowali si´<br />

do obrony, woj<strong>na</strong> wisiała <strong>na</strong> włosku. Sowieci zawrócili <strong>na</strong> północ;<br />

nietrudno było wywnioskowaç, ˝e przejdà Wisł´ w Modlinie, a jutro,<br />

<strong>na</strong>jdalej pojutrze wychynà z Puszczy Kampinoskiej i b´dziemy ich<br />

mieli u <strong>na</strong>s <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch. Pani Zofia Ringmanowa, dyrektorka, drob<strong>na</strong><br />

siwa staruszka, roztrz´sio<strong>na</strong>, zwołała całà szkoł´ <strong>na</strong> apel i błagała,<br />

zakli<strong>na</strong>ła łamiàcym si´ głosem, ˝eby nie daç si´ w nic wplàtaç,<br />

w niczym nie uczestniczyç. Nie prowokowaç, nie krzyczeç, nie robiç<br />

obraêliwych gestów, nie rzucaç kamieniami. Najlepiej siedzieç w domu.<br />

Ten młody, biedny Wania w czołgu niczemu nie winien, te˝ si´<br />

boi, wie o <strong>na</strong>szych polskich sprawach tyle, co mu powiedzieli, mo˝e<br />

nie zdzier˝yç, a wtedy dojdzie do rzeczy nieodwracalnych.<br />

KtoÊ mruknàł, mo˝e <strong>na</strong>wet to byłem ja, ˝e pani dyrektorka coÊ<br />

za bardzo strachliwa, nie wypada si´ tak Ruskich baç. Wychowawczyni<br />

dosłyszała i zaraz po apelu, gdy wróciliÊmy do klasy, wygłosiła<br />

mow´. O tym, ˝e pani przeło˝o<strong>na</strong> (u˝ywała tej formy, bo te˝ była<br />

przedwojen<strong>na</strong>) w czasie wojny prowadziła tajne <strong>na</strong>uczanie, po stronie<br />

aryjskiej i w getcie. W razie wpadki Êmierç <strong>na</strong> miejscu, jakby<br />

kto pytał. W getcie wykładała przedmioty Êcisłe, uczestniczyła<br />

w egzami<strong>na</strong>ch maturalnych w konspiracyjnym liceum. Przemycała<br />

˝ydowskie dzieci <strong>na</strong> aryjskà stron´, robiła tysiàc innych rzeczy.<br />

Wtych <strong>na</strong>jtrudniejszych latach z<strong>na</strong><strong>na</strong> była z zimnej krwi i szaleƒczej<br />

odwagi. Teraz rzeczywiÊcie si´ boi, ale nie o siebie, tylko o was.<br />

Wie, co to woj<strong>na</strong>, bo prze˝yła trzy. ˚adnej z nich za piecem nie przesiedziała.<br />

W latach stalinowskich te˝ zachowała twarz. Wspomi<strong>na</strong>ł jà Jacek<br />

Kuroƒ:<br />

„(…) od razu <strong>na</strong> pierwszej lekcji religii wstałem i zaczàłem polemizowaç<br />

z ksi´dzem. (…) Zapytałem, czy mog´ wyjÊç, bo jestem<br />

niewierzàcy, on <strong>na</strong> to, ˝e oczywiÊcie. Wyszło ze mnà jeszcze dwóch<br />

kolegów, poszliÊmy graç w siatkówk´. Wkrótce w <strong>na</strong>szej klasie zrobiło<br />

si´ pi´t<strong>na</strong>stu ateistów, dobre dwie dru˝yny. (…) Ksiàdz poskar-


14<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

˝ył si´ dyrektorce, a była to Zofia Ringmanowa, staruszka, jeszcze<br />

ze szkoły Sempołowskiej, wybit<strong>na</strong> działaczka strajku szkolnego<br />

w 1905–7, wspaniała baba. Kiedy <strong>na</strong>st´pny raz wybiegliÊmy tłumem<br />

z religii, powiedziała:<br />

– Panowie wolnomyÊlàcy, ˝adnej siatkówki, uczymy si´ fizyki.<br />

I zacz´ła odpytywaç, stawiajàc ka˝demu po trzy dwójki. (…) gdyby<br />

ktokolwiek z <strong>na</strong>s doniósł <strong>na</strong> Ringmanowà, ˝e obci<strong>na</strong> z fizyki młodzie˝,<br />

która wychodzi z religii, to <strong>na</strong>tychmiast przestałaby byç<br />

dyrektorkà. (…) nigdy, ani przez chwil´ nie próbowała przedstawiç<br />

si´ jako zwolenniczka nowego ładu. Stawiała dwójki, ale przy całej<br />

swojej surowoÊci była bardzo sprawiedliwa. ZłoÊliwa i jednoczeÊnie<br />

niesłychanie ˝yczliwa. Była dla <strong>na</strong>s starà reakcjonistkà, ale wiedzieliÊmy,<br />

˝e nie karierowiczem. Dyrektorkà była od zawsze, baliÊmy si´<br />

jej, ale i lubiliÊmy jà”*.<br />

A wi´c dzi´ki temu, ˝e Kuroƒ i jego koledzy nie podporzàdkowali<br />

si´ ideologii, którà wtedy wyz<strong>na</strong>wali i pragn´li wprowadziç w ˝ycie,<br />

par´ lat póêniej zdà˝yłem jeszcze pochodziç do liceum<br />

pod dyrekcjà pani Ringmanowej. Podczas WyÊcigu Pokoju, gdy<br />

<strong>na</strong> Stadionie Dziesi´ciolecia kolarz radziecki w chuligaƒski sposób<br />

odebrał pewne zwyci´stwo Polakowi, stadion gwizdał, tak˝e podczas<br />

dekoracji i odgrywania hymnu ZSRR. Cała Warszawa o tym mówiła.<br />

Pani dyrektorka te˝, <strong>na</strong> apelu.<br />

– Mamy sàsiadów takich czy innych, ale tym bardziej powinniÊmy<br />

si´ godnie zachowywaç. Nic <strong>na</strong>s od tego nie zwalnia, bo przecie˝ jesteÊmy<br />

Polakami. Gdyby <strong>na</strong> widok tego łajdactwa publicznoÊç wstała<br />

i w milczeniu skierowała si´ do wyjÊcia, miałoby to bez porów<strong>na</strong>nia<br />

silniejszà wymow´. A tak, było, jak było: jeden łobuz <strong>na</strong> bie˝ni i siedemdziesiàt<br />

tysi´cy łobuzów <strong>na</strong> trybu<strong>na</strong>ch. Szkoda, przepadła Êwiet<strong>na</strong><br />

okazja. Cały Êwiat by o tym mówił, dopiero mieliby si´ z pysz<strong>na</strong>.<br />

W moich czasach licealnych, to z<strong>na</strong>czy w drugiej połowie lat pi´çdziesiàtych,<br />

jeszcze pracowali przedwojenni profesorowie. Trudno<br />

*** J. Kuroƒ, Wiara i wi<strong>na</strong>. Do i od komunizmu, Niezale˝<strong>na</strong> Oficy<strong>na</strong> Wydawnicza, Warszawa<br />

1990.


15<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

definiowalne, ale wyraziste zjawisko. Mi´dzy nimi a generacjà <strong>na</strong>st´pców<br />

ziała przepaÊç, rów tektoniczny. (Jak wszystkie uogólnienia,<br />

równie˝ i to odnosi si´ do zbiorowoÊci, nie jednostek). Ró˝nica<br />

była zasadnicza – pedagodzy starej daty budzili respekt bez podnoszenia<br />

głosu, wyzwisk czy okazywania uczniom lekcewa˝enia. Oni<br />

byli kulturalni. Godni szacunku, jak to si´ mówiło. Nie tylko nieÊli<br />

oÊwiaty kaganiec, ale <strong>na</strong>wet, a˝ trudno dzisiaj w to uwierzyç, akceptowali<br />

<strong>na</strong>sze istnienie, a niekiedy okazywali <strong>na</strong>m sympati´. Czego<br />

nie dało si´ powiedzieç o ich młodszych kolegach. Panowało wtedy<br />

powszechne przeko<strong>na</strong>nie, ˝e pracowaç do szkoły idà ci, którym gdzie<br />

indziej si´ nie powiodło. Sami o tym mówili. Uczniom. Tak jest, pami´tam.<br />

Ubolewali, ˝e sà marnie opłacani i dlatego my, uczniowie,<br />

ich nie szanujemy. Istotnie, szanowaliÊmy ich nieszczególnie, lecz<br />

mo˝e nie z tego powodu. A w ogóle byliÊmy obrzydliwi. Taki <strong>na</strong> przykład<br />

Kroh: t´pak, głàb, osioł, leƒ, tuman i jak pani T., polonistka,<br />

<strong>na</strong> niego patrzy, to zbiera jej si´ <strong>na</strong> wymioty. Rzecz działa si´ w szacownych<br />

murach renomowanego warszawskiego liceum, czwartego<br />

i ostatniego w mojej karierze. Pani profesorko, z wzajemnoÊcià.<br />

Od mojej matury min´ło prawie pi´çdziesiàt lat, prze˝yłem niejedno,<br />

ale takiego traktowania, jak w liceum, póêniej nie zaz<strong>na</strong>łem.<br />

Trudno si´ od tego uwolniç.<br />

W <strong>na</strong>szej ówczesnej mowie słowo „przedwojenny” oz<strong>na</strong>czało „solidny,<br />

w dobrym gatunku, godzien zaufania”. Przedwojenny garnitur,<br />

przedwojenny szewc. „Dadzà mi <strong>na</strong>gan´ za nieobecnoÊç<br />

<strong>na</strong> zebraniu czy nie dadzà, mi to wisi jak kilo kitu u sufitu <strong>na</strong> przedwojennej<br />

agrafce” – zanotowała mama spontanicznà wypowiedê kole˝anki<br />

w biurze, lata 50. „Masło przedwojenne” (sklepik w Łodzi<br />

<strong>na</strong> Piotrkowskiej, lata 40. Osoba, która to zapisała, była zdumio<strong>na</strong>,<br />

˝e tylu ludzi <strong>na</strong> widok tej wywieszki uÊmiecha si´ ze zrozumieniem).<br />

„Od kiedy tylko zaczàłem swe Êwiadome ˝ycie, zdarzyło si´ tu i ówdzie<br />

słyszeç okreÊlenie «przedwojenny pan». Mawiano tak z podziwem<br />

o ludziach, którzy wyroÊli z mi´dzywojennej Polski i potrafili<br />

w ˝yciu zachowaç formy i zasady, które im wtedy zaszczepiono.


16<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

«Przedwojenny pan» to był w ka˝dym calu d˝entelmen, nieprzekraczajàcy<br />

pewnych granic w trudnych sytuacjach, trzymajàcy w ryzach<br />

słowa i emocje”. („Kulisy” I 1993). „On jeden mo˝e to wiedzieç,<br />

ma przecie˝ przedwojennà matur´!” (zasłyszane, Wrocław 1968).<br />

„JakoÊ si´ trzymam, przecie˝ chodz´ <strong>na</strong> solidnych, przedwojennych<br />

cz´Êciach” (wyz<strong>na</strong>nie staruszka, zasłyszane, Łódê 1972). „Odszedł<br />

rzemieÊlnik starej daty, skrojony z dobrego, przedwojennego materiału.<br />

˚yczliwy dla klientów, niedzisiejszy, bo siedzàcy w warsztacie<br />

długo po oficjalnych godzi<strong>na</strong>ch otwarcia, dotrzymujàcy słowa i terminów”.<br />

(„Dziennik Polski” IX 1997)*.<br />

Gdy poło˝yli mnie w szpitalu, pan z sàsiedniego łó˝ka, starszy<br />

człowiek, był właÊnie po skomplikowanej operacji. Ordy<strong>na</strong>tor podczas<br />

codziennego obchodu oglàdał go i powtarzał:<br />

– Zrasta si´, Êwietnie si´ zrasta! ˚adnych powikłaƒ! Zuch z pa<strong>na</strong>!<br />

Przedwojen<strong>na</strong>, solid<strong>na</strong> robota, od razu widaç!<br />

Niektórzy starsi wyz<strong>na</strong>wali poglàd, ˝e doÊwiadczenia wojenne<br />

wyniosły ich <strong>na</strong> szczyty eksperiencji. Sà tacy màdrzy i doÊwiadczeni<br />

˝yciowo, ˝e ju˝ bardziej si´ nie da. Wiele razy słyszałem: ech, ci<br />

młodzi, niczego nie zaz<strong>na</strong>li, có˝ oni rozumiejà, co tam oni wiedzà.<br />

Po czym westchnienie i charakterystyczny ruch r´kà. Próbowałem<br />

oponowaç, ˝e skoro urodziłem si´ w roku czterdziestym drugim i ˝yj´,<br />

to i ja prze˝yłem wojn´. A co ty prze˝yłeÊ, dzieciuchu, co ty pami´tasz.<br />

Dałem wi´c spokój i przyjàłem porzàdkujàce zało˝enie, ˝e<br />

ka˝dy dorosły to wariat, tylko <strong>na</strong>silenie i objawy fiksum-dyrdum bywajà<br />

rozmaite.<br />

A było co podziwiaç. Druh harcmistrz M. stale miał przy sobie<br />

dwa chlebaki. W jednym apteczk´, w drugim ˝elaznà racj´ ˝ywno-<br />

Êciowà. Przechwalał si´, ˝e dwa razy dał si´ zaskoczyç, ale trzeci<br />

raz ju˝ go nie podejdà. Pani profesor doktor K. za ˝adne skarby nie<br />

zostawiła płaszcza w szatni, <strong>na</strong>wet w restauracji czy w teatrze; reagowała<br />

złoÊcià, gdy ktoÊ zwracał jej uwag´. Bo przecie˝ gdyby przy-<br />

*** B. Magierowa, A. Kroh, Prywatny leksykon współczesnej polszczyzny (w przygotowaniu).


17<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

szło co do czego, mogłaby go straciç; płaszcz z przedwojennej bielskiej<br />

wełny, dziÊ nie do zdobycia. In<strong>na</strong> pani K., ongiÊ królowa elegancji,<br />

muza poetów, bywalczyni Ziemiaƒskiej i Adrii, paradowała<br />

po Warszawie w nieprawdopodobnych łachach. Tłumaczyła, w czasie<br />

wojny ubranie szybciej si´ niszczy, wi´c rozsàdek podpowiada,<br />

by sprawunki odło˝yç <strong>na</strong> spokojniejsze czasy. Mruknàłem, ˝e przecie˝…<br />

i <strong>na</strong>tychmiast tego po˝ałowałem. Pan Ch. równie˝ był ci´˝ko<br />

chory <strong>na</strong> wojennà abnegacj´. Brał prace zlecone, Êl´czał <strong>na</strong>d nimi<br />

po nocach, tyrał jak wół, oddawał w terminie, ale ju˝ nie starczało<br />

mu energii, by jechaç <strong>na</strong> drugi koniec Warszawy po wypłat´ (nie było<br />

wtedy prywatnych kont bankowych ani przelewania honorariów).<br />

Bo prosz´ paƒstwa czasy sà takie, ˝e nie ma co zaprzàtaç sobie głowy<br />

pieni´dzmi, przecie˝ i tak w jednej chwili wszystko diabli wezmà.<br />

Wolał si´ zadłu˝aç i nie zwracaç, to według niego było bli˝sze<br />

prawom <strong>na</strong>tury. Wkrótce przestano mu po˝yczaç, co przejmowało<br />

go bolesnym zdziwieniem. Ostentacyjnie marudził, ˝e znowu nie ma<br />

innego wyjÊcia, jak fatygowaç si´ do kasy po pieniàdze, jaka˝ to strata<br />

czasu. Pani W. mieszkała po wojnie w małym parterowym domku;<br />

cz´sto wstawała w nocy i po ciemku, zachowujàc si´ jak <strong>na</strong>jciszej,<br />

tkwiła za firankà, bo wcià˝ jej si´ wydawało, ˝e ktoÊ chodzi<br />

pod ok<strong>na</strong>mi. Jej kilkuletnia wnuczka te˝ swoje przeszła, spała czujnym<br />

płytkim snem dzikiego zwierzàtka – i kiedy babcia stawała<br />

przy oknie, nieruchomo le˝ała w ciemnoÊciach z otwartymi oczami,<br />

przera˝o<strong>na</strong>, ˝e to po nià ktoÊ idzie. Pani M. pod koniec ˝ycia jeszcze<br />

raz musiała si´ przeprowadzaç. Jej córka, opró˝niajàc piwnic´, trafiła<br />

<strong>na</strong> stare drewniane saneczki. Chciała je podarowaç dzieciom<br />

z sàsiedztwa. – Nie, zostaw! – Dlaczego? – Jak to dlaczego? A <strong>na</strong> co<br />

wsadzimy rzeczy, gdy <strong>na</strong>s b´dà wysiedlaç i wrzasnà: собирайтесь<br />

с вещами!*. Pan G., jowialny starszy pan, miał zadowolonà min´<br />

i zawsze jakiÊ ˝art <strong>na</strong> podor´dziu, dopóki nie usłyszał w publicznym<br />

miejscu j´zyka niemieckiego. Wtedy zaczy<strong>na</strong>ł tupaç, wymachiwaç<br />

*** Szykujcie si´ w drog´ z rzeczami!


18<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

laskà i wrzeszczeç, a z<strong>na</strong>ł sporo niemieckich przekleƒstw. Plotkowano<br />

o nim, ˝e omija Âwi´tokrzyskà, ˝eby nie patrzeç <strong>na</strong> witryn´<br />

OÊrodka Kultury i Informacji Niemieckiej Republiki Demokratycznej.<br />

Pan S., człek sympatyczny, inteligentny, dystyngowany, kierownik<br />

działu w du˝ej instytucji, przeszedł przez OÊwi´cim. Oszacował,<br />

nie wiem, jak do tego doszedł, koszt utrzymania statystycznego kacetowca,<br />

przeliczył to <strong>na</strong> złote polskie koƒca lat pi´çdziesiàtych, pomno˝ył<br />

przez pi´ç i wynik uz<strong>na</strong>ł za współczynnik absolutnego<br />

komfortu. Wypomi<strong>na</strong>ł podwładnym, ˝e nie doÊç, ˝e si´ pławià w dostatku,<br />

to jeszcze zachciewa im si´ jakichÊ podwy˝ek, to przecie˝<br />

niemoralne. Gdy odchodził <strong>na</strong> emerytur´, uradowany personel zło˝ył<br />

si´ <strong>na</strong> po˝eg<strong>na</strong>lnà wystawnà bibk´. Pani G. po wojnie uło˝yła sobie<br />

˝ycie, ale przeszłoÊç nie dawała si´ wymazaç; gdy jej syn dorastał<br />

i zaczàł oglàdaç si´ za dziewczy<strong>na</strong>mi, wygłosiła mu pogadank´<br />

uÊwiadamiajàcà, ˝e kobieta cz´sto podkreÊla urod´ fryzurà albo<br />

strojem. Dlatego wybrank´ serca trzeba wyobraziç sobie w pasiaku,<br />

z ogolonà głowà; dopiero wtedy mo˝<strong>na</strong> oceniç, czy jest ład<strong>na</strong>, bo niektórym<br />

taki obozowy wyglàd dodawał urody, inne szpecił. Pan J.,<br />

w miar´ jak zapadał w staroÊç, coraz cz´Êciej opowiadał o swojej odwadze;<br />

grywał Chopi<strong>na</strong> w prywatnych mieszkaniach, co groziło <strong>na</strong>jsurowszymi<br />

konsekwencjami. Tak si´ zło˝yło, ˝e zwierzał si´ z tego<br />

pani, która słu˝yła w wywiadzie AK i sporo przeszła; o<strong>na</strong> tak˝e si´<br />

starzała, wspomnienia nieustraszonego pianisty były dla niej coraz<br />

trudniejsze do zniesienia. Niepotrzebnie si´ irytowała; mogła przecie˝<br />

wziàç pod uwag´, ˝e pan J. wirtuozem był nieszczególnym; owe<br />

koncerty pozostały <strong>na</strong>jszcz´Êliwszymi chwilami jego ˝ycia, w normalnych<br />

czasach nie zebrałby tylu wzruszonych słuchaczy.<br />

Pani A. wakacje pi´çdziesiàtego piàtego roku sp´dzała w Bukowinie,<br />

spacerowaliÊmy, bawiła jà moja góralska gwara, podarowała<br />

mi ksià˝k´ Biała foka. Co wieczór przy kolacji <strong>na</strong> werandzie opowiadała<br />

babuni o Ravensbrück, ale o samym obozie niewiele; przewa˝nie<br />

mówiła, jak po wojnie Szwedzki Czerwony Krzy˝ zaprosił byłe<br />

wi´êniarki <strong>na</strong> rekonwalescencj´. Trudno jej było znieÊç ten <strong>na</strong>tych-


19<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

miastowy przeskok z hitlerowskiej katorgi w senne szwedzkie miasteczko,<br />

mi´dzy gospodynie domowe, pełne <strong>na</strong>jlepszej woli, troskliwe,<br />

serdeczne, wyrozumiałe. Po jakimÊ czasie delikatnie poprosiły,<br />

˝eby im wygłosiç seri´ pogadanek o warunkach ˝ycia w obozie koncentracyjnym.<br />

Słuchały, kiwały głowami, bardzo chciały zrozumieç,<br />

miały coraz smutniejsze oczy, a˝ w koƒcu któraÊ zapytała o zawartoÊç<br />

obozowej biblioteki i czy przy łó˝kach były nocne lampki. OpowieÊç<br />

o bibliotece i nocnych lampkach słyszałem kilka razy. Pani A.<br />

po powrocie do Polski skoƒczyła studia, podj´ła prac´, wyszła za<br />

mà˝, urodziła dwoje dzieci. Ale o tym nie mówiła. Tylko o tych zasłuchanych<br />

kobietach. Za ka˝dym razem koƒczyła konkluzjà, ˝e bezden<strong>na</strong><br />

głupota owych Szwedek była całkowicie zrozumiała. One były<br />

normalne, my nie. Bo przecie˝ tamtych prze˝yç nie da si´ ogarnàç<br />

zwyczajnym rozumem.<br />

Pani D., z pochodzenia wilniuczce, <strong>na</strong> wrocławskiej ulicy <strong>na</strong>gle<br />

zastàpił drog´ m´˝czyz<strong>na</strong> w sowieckim mundurze i o coÊ zapytał<br />

po rosyjsku. Nie wiedziała, jak i kiedy z<strong>na</strong>lazła si´ w bramie. Tkwiła<br />

tam do zmroku, bo miała pełno w majtkach i kr´powała si´ wyjÊç.<br />

Zosia, urodzo<strong>na</strong> w czterdziestym szóstym, pisze, ˝e jako kilkuletnie<br />

dziecko była przeko<strong>na</strong><strong>na</strong>, ˝e nigdy w ˝yciu nie b´dzie mieç przyjaciół,<br />

no bo kto b´dzie chciał si´ z nià zaprzyjaêniç – przecie˝<br />

urodziła si´ po wojnie, wi´c jest gorsza. „OczywiÊcie doÊç szybko wyrosłam<br />

z tego i nie zostawiło to u mnie ˝adnych urazów, a teraz si´<br />

tylko uÊmiecham, gdy sobie o tym pomyÊl´”.<br />

Raz po raz ktoÊ ze starszych opowiadał, ˝e w odpowiednim momencie<br />

coÊ go tkn´ło i tylko dzi´ki temu ˝yje. Potem <strong>na</strong> ogół ktoÊ inny<br />

dodawał, ˝e jego te˝ tkn´ło i równie˝ ˝yje wyłàcznie z tego niepoj´tego<br />

powodu. „Szedłem Nowym Âwiatem, coÊ mnie tkn´ło, skr´ciłem<br />

w Wareckà, a wieczorem dowiedziałem si´, ˝e gdybym tego<br />

nie uczynił, wlazłbym prosto <strong>na</strong> łapank´ w Alejach”. Albo: „Byłam<br />

łàczniczkà, nosiłam bibuł´, broƒ, ju˝ mi to <strong>na</strong>wet troch´ spowszedniało,<br />

nie zasta<strong>na</strong>wiałam si´, ˝e mogà mnie zwinàç, ale tamtego<br />

dnia coÊ mnie tkn´ło, wyszłam <strong>na</strong> miasto czysta jak łza, no i ze trzy


20<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

razy ˝andarmi zaglàdali mi do torby”. Nast´powała pointa adresowa<strong>na</strong><br />

do młodych: pami´tajcie dzieci, ˝e jeÊli coÊ was tknie, <strong>na</strong>le˝y<br />

posłuchaç przeczucia, nie ignorowaç, nie wzruszaç ramio<strong>na</strong>mi.<br />

Ludzie, których coÊ tkn´ło i ch´tnie o tym opowiadali, byli zjawiskiem<br />

<strong>na</strong> tyle cz´stym, ˝e my, warszawskie dzieci pierwszych lat powojennych,<br />

przej´liÊmy ten wyraz, <strong>na</strong>dajàc mu nowy sens. – Tkn´ło<br />

ci´? – z<strong>na</strong>czyło w <strong>na</strong>szej mowie to, co dzisiaj: odbiło ci? Przez wiele<br />

lat byłem przeko<strong>na</strong>ny, ˝e wszystkie owe tkni´cia to zabobon, nic nigdy<br />

nikogo nie tkn´ło, a jeÊli w odpowiedniej chwili skr´cimy w Wareckà<br />

albo <strong>na</strong> przykład nie wsiàdziemy do auta i dzi´ki temu<br />

unikniemy katastrofy, jest to czysty przypadek; równie dobrze mogliÊmy<br />

daç si´ złapaç, w ogólnym rozrachunku wychodzi <strong>na</strong> jedno,<br />

przecie˝ zawsze tak jest, ˝e ktoÊ skr´ca w Wareckà, a ktoÊ inny zasuwa<br />

prosto ku swemu przez<strong>na</strong>czeniu. Otó˝ razu pewnego mnie tak-<br />

˝e tkn´ło. Nagle, <strong>na</strong> polecenie Anioła Stró˝a, zmarłych przodków<br />

albo nie wiem czyje, jakby mi ktoÊ <strong>na</strong>cisnàł pstryczek w mózgu, postàpiłem<br />

nieracjo<strong>na</strong>lnie, bez sensu, co niebawem okazało si´ wyj-<br />

Êciem <strong>na</strong>jlepszym z mo˝liwych. Gdyby mnie było nie tkn´ło,<br />

wpadłbym w paskudnà sytuacj´. Nie wiem, czy i jak udałoby mi si´<br />

z niej wyplàtaç. Strach wspomi<strong>na</strong>ç.<br />

Tkn´ło ci´? Zapewne ju˝ w staro˝ytnej Grecji młodzie˝ miała<br />

swój j´zyk Êrodowiskowy, irytujàcy dorosłych, zwiastujàcy niechybny<br />

upadek kultury. U <strong>na</strong>s <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch w latach pi´çdziesiàtych<br />

modne było pozdrowienie: czołem, stary trupie. Z<strong>na</strong>czyło: witaj przyjacielu,<br />

miło mi ci´ widzieç. Nie wiem, czy mod´ <strong>na</strong> starego trupa<br />

mo˝<strong>na</strong> zaliczyç do wojennych reminiscencji. Chyba tak. ˚yła dłu˝ej<br />

ni˝ inne, poniewa˝ bardziej działała dorosłym <strong>na</strong> nerwy. Wielokrotnie<br />

mi wytykano, ˝e nie wiem, co mówi´, skoro prawdziwego trupa<br />

<strong>na</strong> oczy nie widziałem. Dziw<strong>na</strong> pretensja. Widziałem, nie widziałem,<br />

co z tego? Nazywanie ludzi facetami uchodziło, rów<strong>na</strong> babka<br />

mogła byç, forsi´ga zamiast pieni´dzy była do przyj´cia, <strong>na</strong>tomiast<br />

stare trupy wywoływały nerwowe reakcje. Babciu, zostawiam<br />

<strong>na</strong> wierzchu zeszyt od geografii, za godzin´ przyjdzie trup, obieca-


21<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

łem mu po˝yczyç. Powiedziawszy to, <strong>na</strong>le˝ało <strong>na</strong>tychmiast rzuciç<br />

si´ do drzwi, aby nie słyszeç, co babcia ma w tej sprawie do powiedzenia.<br />

Otó˝ gwara młodzie˝owa odgrywa z<strong>na</strong>cznà rol´ w utrzymaniu<br />

ciàgłoÊci kultury. Tam, gdzie Polacy sà w mniejszoÊci, <strong>na</strong> przykład<br />

w Londynie czy we Lwowie, głównà przyczynà wy<strong>na</strong>rodowienia jest<br />

brak miejscowej polskiej gwary młodzie˝owej. Dzieci przechodzà <strong>na</strong><br />

rosyjski, <strong>na</strong> angielski, bo j´zyk Sienkiewicza czy Orzeszkowej nie<br />

oddaje ich Êwiata.<br />

Woj<strong>na</strong> mieszała ludziom w głowach <strong>na</strong> tysiàce sposobów. Pani generałowa<br />

Andersowa wspomi<strong>na</strong>ła z uÊmiechem, ˝e jeszcze długo<br />

po wojnie mà˝ nie zgadzał si´ <strong>na</strong> kupno porzàdnych mebli do ich londyƒskiego<br />

mieszkania, po co, przecie˝ niebawem b´dziemy znów si´<br />

przeprowadzaç, tym razem <strong>na</strong> dobre, do Warszawy… Nie dowiemy<br />

si´ nigdy, ile w tym było kalkulacji politycznej, a ile bezwiednego<br />

przedłu˝ania <strong>na</strong>jintensywniejszych lat w ˝yciu generała, gdy obywał<br />

si´ prawie bez mebli. Pan profesor S. powiedział kiedyÊ mimochodem<br />

<strong>na</strong> wykładzie, wprawiajàc mnie w zdumienie, ˝e okupacj´ w Warszawie<br />

wspomi<strong>na</strong> z rozrzewnieniem, to <strong>na</strong>jlepsze lata jego ˝ycia. – Nie<br />

w tym rzecz, ˝e byłem wtedy młody, choç oczywiÊcie i to nie jest bez<br />

z<strong>na</strong>czenia. Ale mam <strong>na</strong> myÊli co innego. Atmosfer´. Tramwaj, ulica,<br />

sklep – czuło si´ solidarnoÊç, ˝yczliwoÊç. Było jasne, kto <strong>na</strong>sz, a kto<br />

wróg, któr´dy biegnie linia podziału. Zwyci´˝ymy, choç nie wiadomo<br />

kiedy, ale to w koƒcu nie takie wa˝ne. Człowiek cieszył si´ i był dumny,<br />

˝e Pan Bóg stworzył go Polakiem. Nie macie paƒstwo poj´cia –<br />

niez<strong>na</strong>jomi <strong>na</strong> ulicy uÊmiechali si´ do siebie.<br />

Powstaƒców warszawskich, których dane mi było poz<strong>na</strong>ç, dzieliłem<br />

<strong>na</strong> dwie kategorie: tych, którzy po wojnie ˝yli zwyczajnie, oraz tych,<br />

którzy równie˝ ˝yli zwyczajnie, ale czas im si´ zatrzymał, nic oprócz<br />

powstania si´ dla nich <strong>na</strong>prawd´ nie liczyło. Mówiono, ˝e raz <strong>na</strong> zawsze<br />

stanàł im zegarek. W ciàgu owych szeÊçdziesi´ciu trzech dni zu-<br />

˝yli cały zapas ˝yciowej energii, nie zostało nic <strong>na</strong> póêniej, no i tak<br />

padło, ˝e powstanie to była ich jedy<strong>na</strong> wartoÊç, potem ju˝ jechali <strong>na</strong> jałowym<br />

biegu. Na ogół bli˝sze i dalsze otoczenie miało ich serdecznie


22<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

dosyç. W k<strong>na</strong>jpie Flis <strong>na</strong> Ho˝ej, gdzie serwowano tylko jednà potraw´,<br />

flaki, było zawsze pełno, głównie m´˝czyzn. Przed bufetem długa kolejka,<br />

jadło si´ <strong>na</strong> stojàco, trudno było o miejsce. Ciasno. I chyba z powodu<br />

owej ciasnoty i przewagi m´˝czyzn kr´cił si´ tam dziwny<br />

osobnik, ciut szmatławy, strasznie <strong>na</strong>molny. Niby przychodził <strong>na</strong> flaki,<br />

ale raczej po to, by mieç słuchaczy swoich powstaƒczych wspomnieƒ.<br />

MyÊlałem, ˝e fantazjuje. KiedyÊ troch´ <strong>na</strong> odczepnego spytałem<br />

go o pseudonim i przy<strong>na</strong>le˝noÊç. Sprawdziłem i dowiedziałem si´,<br />

˝e to bohater, legenda Starówki, a wszystko, co mówił, było prawdà.<br />

– Serwus – uÊmiecha si´ Tadek – jak si´ masz? – Marnie – odpowiadam<br />

– nie mam forsy, głód mi grozi. Tadkowi twarz si´ zmienia.<br />

– Ty durny, nie gadaj, jak nie rozumisz, co gadasz. Głód mu grozi! Ty<br />

wiesz, co to głód? Id´ we Lwowie ulicà, za Sowietów to było, miałem<br />

wtedy z pi´t<strong>na</strong>Êcie, mo˝e szes<strong>na</strong>Êcie lat, i goÊç mnie zaczepia, ˝ebym<br />

pomógł meble staszczyç z pomieszkania <strong>na</strong> trzecim pi´trze. Ta<br />

dobrze. Fest dygowałem ze dwie godziny. Zafasowałem za to półlitrowà<br />

flaszk´ oleju, takiego do sma˝enia. Zasuwam dumny jak jaki<br />

rycerz spod Grunwaldu, ciesz´ si´, ˝e dam mamie, zobaczy, jaki ze<br />

mnie m´˝czyz<strong>na</strong>, głowa rodziny, alem nie zdzier˝ył, odkorkowałem<br />

flaszk´, przytknàłem do ust. Tylko kapk´, tylko łyczek. Joj, jakie dobre.<br />

Patrz´, a o<strong>na</strong> pró˝<strong>na</strong>. Wstyd mi si´ strasznie zrobiło, mamie si´<br />

nie przyz<strong>na</strong>łem, ten olej przeÊladował mnie wiele lat. Głód. Ty frajerze.<br />

Głód to b´dzie wtedy, gdy idàc do domu z bochenkiem chleba,<br />

b´dziesz go chował, ˝eby ktoÊ <strong>na</strong> ulicy nie zobaczył i ci´ nie stuknàł,<br />

˝eby go chapnàç, pacanie jeden.<br />

Do babci przyszła <strong>na</strong> pogaduszki sàsiadka, pani C., bezetka. Rozmawiały<br />

po francusku i niemiecku, ˝eby AntoÊ nie zrozumiał i gdzieÊ<br />

czegoÊ nie wypaplał, chocia˝ takie słowa, jak Stalin, Bierut, Rokossowski,<br />

Sowieci, komuniÊci brzmiały dla dziecka zrozumiale, a reszt´<br />

mo˝<strong>na</strong> było sobie bez trudu doÊpiewaç. Ale gdy pani C. zacz´ła<br />

wspomi<strong>na</strong>ç wrzesieƒ trzydziestego dziewiàtego, odruchowo przeszła<br />

<strong>na</strong> polski. Widocznie uz<strong>na</strong>ła, ˝e tego w innym j´zyku opowiedzieç<br />

si´ nie da. Mieszkała w Warszawie, niedaleko ˝eƒskiego


23<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

klasztoru, gdzie <strong>na</strong>turalnà rzeczy kolejà zorganizowano szpital polowy.<br />

Pani C. poszła do przeoryszy zaofiarowaç pomoc – była doÊwiadczonà<br />

sanitariuszkà jeszcze z dwudziestego roku. – Dosko<strong>na</strong>le<br />

– ucieszyła si´ ksieni – awktórej sali chce pani pracowaç, oficerskiej<br />

czy ˝ołnierskiej? – Tam, gdzie b´d´ potrzeb<strong>na</strong>, gdzie matka przeło˝o<strong>na</strong><br />

rozka˝e – odpowiedziała pani C. z lekkim zdziwieniem. – Doprawdy?<br />

– zdumiała si´ mniszka – to Êwietnie. Prosz´ wybaczyç to<br />

pytanie. Eleganckie damy, których tu pełno, chcà si´ troszczyç tylko<br />

o oficerów. Skutek taki, ˝e oficerowie majà po kilka opiekunek,<br />

a ˝ołnierzom nie ma kto zmieniaç opatrunków.<br />

Babcia opowiedziała t´ histori´ mamie, mama panu K. Rozpromienił<br />

si´. – Wiesz, we wrzeÊniu byłem ranny w nog´, le˝ałem<br />

w Chełmie, to była sala szkol<strong>na</strong>. Przyszła panienka ze dworu, spytała,<br />

który z panów jest <strong>na</strong>jwy˝szy rangà, wr´czyła mu elegancki pakuneczek,<br />

w Êrodku rurki z kremem. Zapytał, czy ma takie rurki dla<br />

wszystkich. – No, nie, tylko dla pa<strong>na</strong> chorà˝ego. – Cisnàł podarunkiem,<br />

krem spływał po Êcianie, ranni ˝ołnierze wybuchn´li Êmiechem,<br />

panienka zrobiła obra˝onà min´ i poszła. Mama i pan K.<br />

zasta<strong>na</strong>wiali si´, czy to przypadkiem nie była ciocia Jadzia. Uzgodnili,<br />

˝e trudno powiedzieç.<br />

Drugà wojn´ Êwiatowà oglàdałem jak cienie w pieczarze, cudze<br />

wspomnienia, reminiscencje, powidoki. Ale bardzo intensywnie.<br />

Pierwszà wojn´ i wojn´ dwudziestego roku cieplej, milej, bo w opowiadaniach<br />

i piosenkach. Pełniły rol´ kołysanek, dobranocek, pojawiały<br />

si´ <strong>na</strong> przemian z Kaczkà Dziwaczkà i Słoniem Tràbalskim.<br />

Bajk´ o Jasiu i Małgosi zatrzymała domowa cenzura, skoro czarownica<br />

zamierzała dzieci upiec i zjeÊç. Wierszyk Dziad i baba o tym, ˝e<br />

Êmierç weszła kominem do chatki, w której zabarykadowała si´ para<br />

staruszków, równie˝ był nieodpowiedni, zwłaszcza ze wzgl´du<br />

<strong>na</strong> ekspresyjne ilustracje. PieÊni legionowe <strong>na</strong>dawały si´ jak ulał.<br />

A je˝eli zgin´ od szabli,<br />

nie zabiorà duszy mej diabli.


24<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Nie zabiorà duszy do piekła,<br />

bo by im po drodze uciekła.<br />

Odilidilidi, odilidiradi,<br />

nie taka to strasz<strong>na</strong> jest ze Êmiercià gra.<br />

Odilidilidi, odilidiradi,<br />

nie taka to strasz<strong>na</strong> ze Êmiercià gra.<br />

A je˝eli zgin´ w południe,<br />

zagra mi muzyka przecudnie.<br />

Zagra mi muzyka tak mile,<br />

˝e stan´ posłuchaç <strong>na</strong> chwil´.<br />

Odilidilidi, odilidiradi…<br />

A je˝eli zgin´ od kuli,<br />

nie mówcie nic tylko matuli.<br />

Powiedzcie jej prosz´, ˝e ˝yj´,<br />

i kaw´ codziennie se pij´.<br />

Odilidilidi, odilidiradi…<br />

Latem trzydziestego dziewiàtego Polskie Radio <strong>na</strong>dawało to co<br />

kilka godzin, ˝eby ludziom dodaç otuchy, oswoiç zbli˝ajàcà si´ wojn´.<br />

Rodzice właÊnie kupili odbiornik. Min´ło par´ miesi´cy; radio<br />

trzeba było owinàç kocem i o szarej godzinie wynieÊç w pole rozciàgni´te<br />

mi´dzy Sadybà a Wilanowem, zatłuc młotkiem i przysypaç<br />

piaskiem. Zdecydowali, ˝e nie b´dà <strong>na</strong>ra˝aç ˝ycia swojego i małej<br />

Anusi, a odniesienie cennego odbiornika Niemcom nie wchodziło<br />

w rachub´.<br />

Bioràc w r´k´ dawny ˝ołnierski Êpiewnik, uÊmiecham si´ co chwil´:<br />

sami starzy z<strong>na</strong>jomi, wiàzanka kołysanek mojego dzieciƒstwa.<br />

Ksiàdz mi zakazował, ˝ebym nie całował w rozdziałek,<br />

a ja sobie musz´ uradowaç dusz´ w poniedziałek.<br />

Aktorek we wtorek, pod brod´ we Êrod´, czwartek nie pami´tam,<br />

dziewczàtek choç w piàtek, Dorot´ w sobot´, w koÊciele w niedzie-


25<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

l´, w Popielec bom strzelec. Jedzie, jedzie <strong>na</strong> Kasztance siwy strzelca<br />

strój. Ułani, ułani, malowane dzieci. Siedział sobie Êwi´ty Pieter,<br />

o rety.<br />

Hej panienki posłuchajcie, raz dwa trzy,<br />

i gazetki poczytajcie, raz dwa trzy.<br />

Sà tam wesołe nowinki, wesołe nowinki,<br />

b´dzie pobór <strong>na</strong> dziewczynki, raz dwa trzy.<br />

Z <strong>na</strong>jpi´kniejszych warszawianek, raz dwa trzy,<br />

utworzymy pułk ułanek, raz dwa trzy,<br />

a która nie ma ochoty, nie ma ochoty,<br />

to jà damy do piechoty, raz dwa trzy.<br />

Stare, brzydkie i garbate, raz dwa trzy,<br />

posadzimy <strong>na</strong> armat´, raz dwa trzy,<br />

krawcowe b´dà w rezerwie, b´dà w rezerwie,<br />

gdy si´ komuÊ guzik zerwie, raz dwa trzy.<br />

Wygada<strong>na</strong> porucznikiem, raz dwa trzy,<br />

wykształco<strong>na</strong> pułkownikiem, raz dwa trzy,<br />

gdy b´dzie chłopców kochała, chłopców kochała,<br />

dojdzie stopnia generała, raz dwa trzy.<br />

Gdy si´ o tym ksiàdz dowiedział, raz dwa trzy,<br />

<strong>na</strong> plebanii nie wysiedział, raz dwa trzy.<br />

MyÊlał w nocy i <strong>na</strong>d ranem, w nocy i <strong>na</strong>d ranem,<br />

jakby zostaç kapelanem w wojsku tym.<br />

T´ piosenk´ lubiłem szczególnie, Êpiewałem z uczuciem i wyrazistà,<br />

dzieci´cà mimikà, doroÊli klaskali, babcia si´ gorszyła, było wspaniale.<br />

KiedyÊ dziadek nucił sobie przy goleniu, a widzàc, ˝e kr´c´ si´<br />

po kuchni, zastosował, pewnie z niech´cià, autocenzur´:<br />

Pan porucznik nic nie winien, hm, hm, hm, hm, bo powinien.<br />

Ale pan<strong>na</strong>, pan<strong>na</strong> win<strong>na</strong>, hm, hm, hm, hm, nie powin<strong>na</strong>.


26<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Zachodziłem w głow´, co powinien pan porucznik, a czego pan<strong>na</strong><br />

nie powin<strong>na</strong>, lecz nie udało mi si´ nic wydedukowaç.<br />

Gdy kogut piał swe kukuryku, pies szczekał mu <strong>na</strong> vis-∫-vis,<br />

wtedy <strong>na</strong>gle w bojowym swym szyku pułk ułanów zawitał do wsi.<br />

A matka mówiła do córki, o nie ciesz si´ córuÊ, o nie,<br />

pójdziemy dziÊ spaç do komórki, bo ułani to bestie sà złe<br />

(<strong>na</strong> melodi´ carskiego marsza jegrów fiƒskich, zresztà).<br />

Miała matka trzech synów, dwóch màdrych siedzi w domu,<br />

a trzeci, ˝e był głupi, poszedł do legionów.<br />

(Szybko si´ zraził panujàcà tam głupotà, wi´c zrezygnował).<br />

I wraca syn do matki, idzie se poprzez pole,<br />

<strong>na</strong> piersi mu si´ błyszczà trzy złote mendole*.<br />

A jeden mendol za to, ˝e Moskali omijał,<br />

a drugi mendol za to, ˝e wszy t´go bijał.<br />

A trzeci, <strong>na</strong>jwa˝niejszy, <strong>na</strong> wstà˝ce zawieszony,<br />

kupił se go w Krakowie za cztery korony.<br />

Dobrze, dobrze matulu u ciebie tu w chałupie,<br />

a ja te trzy mendole powiesz´ <strong>na</strong> czole.<br />

Czasem sobie podÊpiewuj´ i od razu mi l˝ej. Nie tylko piosenki<br />

<strong>na</strong>dajàce si´ <strong>na</strong> rocznicowà akademi´, ale i te z w´˝szego kr´gu wtajemniczenia.<br />

Na cmentarzu wicher Êwista,<br />

kury ju˝ przestały piaç,<br />

tylko jeden legionista<br />

Êciàgnàł portki, zaczàł sraç.<br />

*** Połàczenie medali z mendami.


27<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Wtem otwiera si´ mogiła<br />

i wychodzi koÊciotrup,<br />

czemuÊ, czemuÊ legionisto,<br />

czemuÊ <strong>na</strong>srał <strong>na</strong> mój grób?<br />

Mam ci´ w dupie, koÊciotrupie…<br />

Dalej nie umiem.<br />

Zosia, młodsza ode mnie o cztery lata, pisze z Anglii, ˝e te˝ ma<br />

wielki sentyment do legionowych piosenek, ale gdyby miała wybieraç,<br />

to Rozkwitały p´ki białych ró˝. „Âpiewam sobie od czasu do czasu,<br />

ale tylko wtedy, gdy jestem sama, bo strasznie fałszuj´ i nie<br />

wiem, czy mi si´ po takim Êpiewaniu robi lepiej, czy gorzej”.<br />

Wiele jest ksià˝ek o działaniach wojennych, mniej o wojnie jako<br />

formie kultury i sposobie myÊlenia, szczególnym rodzaju wi´zi społecznych,<br />

gospodarczych, rodzinnych, o t´sknocie za wojnà, potrzebie<br />

wojny i w ogóle wojnie tkwiàcej w ludziach, o wojennych ideałach,<br />

obyczajach, erotyce, etykiecie, patosie i kiczu wojennym, wojnie b´dàcej<br />

niepowtarzalnà okazjà do załatwiania spraw osobistych.<br />

Mo˝e jakiÊ młody wilczek, który właÊnie skoƒczył studia i rozglàda<br />

si´ po˝àdliwie, <strong>na</strong> czym by tu sobie z´by połamaç, wgryzie si´<br />

w temat wojny jako organicznej cz´Êci <strong>na</strong>szej cywilizacji? Wysnuje<br />

odkrywcze, czyli ba<strong>na</strong>lne wnioski, rodacy zmieszajà go z błotem, zasłynie.<br />

Byç mo˝e w którymÊ momencie b´dzie musiał wrzuciç do jednego<br />

worka potwornoÊci wojny i folklor Studium Wojskowego<br />

Uniwersytetu Warszawskiego. – Obywatelu majorze, fama głosi, ˝e<br />

pisze pan prac´ doktorskà. – Tak, a <strong>na</strong> jaki temat? – <strong>Krok</strong> <strong>defiladowy</strong><br />

<strong>na</strong> <strong>gruntach</strong> <strong>podmokłych</strong>. – Powiedzcie Famie, ˝e jest idiotà.<br />

***<br />

Ojciec po wojnie pracował <strong>na</strong> Mazurach, montował i demontował stalowe<br />

konstrukcje. Za którymÊ razem przyjechał do Warszawy w skórzanej<br />

poniemieckiej kurtce z wielkà iloÊcià kieszeni, Êwietnej do


28<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

pracy w terenie. Zostawił jà w domu, bo był lipiec, upały, a wkrótce<br />

miał powróciç. Dziesi´ç lat po jego Êmierci odkryłem t´ kurtk´ w szafie<br />

i zakochałem si´ od pierwszego wejrzenia. Dokładnie czegoÊ takiego<br />

było mi potrzeba, abym uwierzył, ˝e wyglàdam jak chłopiec<br />

z lasu <strong>na</strong>zajutrz po demobilizacji. Kurtka znoszo<strong>na</strong>, tu i tam przetarcia,<br />

plamy. Od Êciółki, gliny w ziemiance, mo˝e od krwi. Dobitnie dawała<br />

do zrozumienia, ˝e moje ˝ycie toczy si´ gdzie indziej, a w szkole<br />

z<strong>na</strong>lazłem si´ absolutnym przypadkiem, zaraz stàd pójd´ i nigdy nie<br />

wróc´. Byłem wtedy zafascynowany opowieÊciami o Leopoldzie Lisie-Kuli,<br />

który jako szes<strong>na</strong>stolatek został zast´pcà komendanta<br />

okr´gu Zwiàzku Strzeleckiego w Rzeszowie, dwa lata póêniej podporucznikiem<br />

Pierwszej Brygady Legionów Polskich, okrył si´ chwałà<br />

pod Łowczówkiem i Krzywopłotami, a w tak zwanych wolnych chwilach<br />

kuł do matury, bo do Legionów uciekł ze szkolnej ławy. Zimà<br />

1915 roku dostał kilkudniowy urlop i wprost z frontu, w polowym<br />

mundurze, stanàł przed gronem pedagogicznym szacownego cesarsko-królewskiego<br />

gim<strong>na</strong>zjum w Wadowicach. Grono zdało egzamin,<br />

bowiem uchwaliło jednogłoÊnie, ˝e abiturient wystarczajàco dowiódł<br />

swej dojrzałoÊci, i wr´czyło mu Êwiadectwo maturalne (celujàcy, celujàcy,<br />

celujàcy…) bez dodatkowych indagacji. Niesłycha<strong>na</strong> historia.<br />

I jeszcze druga. Gdy w 1932 roku w Rzeszowie odsłaniano pomnik<br />

Lisa-Kuli, zjechali si´ jego dawni towarzysze broni. Popili sobie, rzecz<br />

zrozumiała. KtóryÊ przerwał pompatyczne przemówienie, Êpiewajàc<br />

Lisowi sz<strong>na</strong>psbarytonem legionowà piosenk´, mo˝e niezbyt stosownà<br />

(„Ju˝ murarze grób murujà, tarara, niech mnie w dup´ pocałujà.<br />

Ksiàdz kapelan trzyma mow´, tarara, a ja jemu sram <strong>na</strong> głow´. Liga<br />

Kobiet wije wieƒce, tarara…”), inny głoÊno si´ zwierzał, có˝ to za<br />

uczucie byç z pomnikiem <strong>na</strong> ty, gnieêdziç si´ z nim w ziemiance i biegaç<br />

do latryny pod ogniem Moskali; jeszcze inny pozdrowił rzeêb´<br />

uniesionym kieliszkiem i okrzykiem: Czołem Lisie, twoje zdrowie!<br />

Nikt nie wa˝ył si´ ich upomnieç, pułkowników i generałów.<br />

Nie wiem, czy stryj Tadeusz Lechnicki uczestniczył w tym Êwi´cie,<br />

ale bardzo prawdopodobne, bo w czasie wielkiej wojny był bez-


29<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Tadeusz Lechnicki, artylerzysta,<br />

około 1915.<br />

poÊrednim podkomendnym pomnika i prze˝ył z nim niejedno, no i lubił<br />

takie okazje. Był nieprzeÊcignionym wodzirejem, Êwietnie taƒczył<br />

mazura, a gdy taƒczono we dworze, wyprowadzał korowód<br />

oknem i wprowadzał drzwiami. Ile˝ było przy tym pisku, ile radoÊci!<br />

Panie Êpiewały: „Est-ce-que tu con<strong>na</strong>is colonela postaç? Ah, comme<br />

je voudrais jego ˝onà zostaç!”*. Nawet kronika filmowa Polskiej<br />

Agencji Telegraficznej, jed<strong>na</strong> z ostatnich przed wojnà, uwieczniła<br />

tradycyjnà pogoƒ za lisem, w kilkadziesiàt koni, pod jego komendà.<br />

Za czasów władzy ludowej posàg Lisa Kuli znikł, pozostał tylko<br />

skwerek i powietrze, zaÊ par´ kroków dalej wzniesiono monument,<br />

z racji swej nieba<strong>na</strong>lnej rzeêbiarskiej formy <strong>na</strong>tychmiast ochrzczony<br />

Cipà Kruczkowej (˝o<strong>na</strong> rzeszowskiego pierwszego sekretarza), czyli<br />

Pomnik Czynu Rewolucyjnego, nowoczesny w formie i słuszny w tre-<br />

Êci; jeden z wielu, które jak Polska długa i szeroka stawiano w PRL.<br />

*** Czy z<strong>na</strong>sz pułkownika…? Och, jak˝e chciałabym…


30<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Ale có˝ – ciemny lud, miast si´ dowartoÊciowaç, szydził bezlitoÊnie<br />

z monumentów swej chwały, <strong>na</strong>dajàc im mia<strong>na</strong>, <strong>na</strong> ten przykład: Szubienica<br />

(Olsztyn), Maczuga (Siedlce), pomnik Jimiego Hendrixa<br />

(Dàbrowa Górnicza), Bolka i Lolka (Chełm), Niez<strong>na</strong>nych Sprawców<br />

(Warszawa), Hydraulików (Sosnowiec) i wiele innych*; regio<strong>na</strong>lne<br />

okreÊlenia pomników ˝ołnierzy radzieckich uprzejmie pomijam. Gdy<br />

Polska Rzeczpospolita Ludowa przemin´ła, generała Âwierczewskiego<br />

zdobiàcego plac w Koszalinie przerobiono <strong>na</strong> Andersa, zaÊ rzeszowskiego<br />

Lisa zrekonstruowano i ponownie odsłoni´to. Tym razem<br />

nikt nie zmàcił wzniosłej atmosfery, ˝aden z towarzyszy bohatera<br />

ju˝ nie ˝ył.<br />

Kurtka <strong>na</strong>dawała si´ idealnie <strong>na</strong> parady harcerskie. Tradycja noszenia<br />

cz´Êci niemieckich mundurów wywodziła si´ jeszcze z powstania.<br />

W pierwszych dniach sierpnia padł wojskowy magazyn <strong>na</strong><br />

Woli; zdobyczne bluzy, czapki, buty, hełmy miały wielkie powodzenie,<br />

a hitlerowska panterka stała si´ symbolicznym powstaƒczym<br />

mundurem. W pi´çdziesiàtym szóstym, po reaktywowaniu Zwiàzku<br />

Harcerstwa Polskiego, okazało si´, ˝e jeszcze troch´ tych panterek<br />

w Warszawie pozostało. Naturalnym prawem sukcesji przej´ła<br />

Powstaniec wyrzucił, mama podniosła i schowała.<br />

*** B. Magierowa, A. Kroh, Prywatny leksykon…


31<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Czar<strong>na</strong> Ósemka <strong>na</strong> biwaku.<br />

je młodzie˝, wyró˝niały si´ <strong>na</strong> pierwszym zlocie choràgwianym,<br />

budzàc podziw i zazdroÊç. W pi´çdziesiàtym siódmym ktoÊ wymy-<br />

Êlił, ˝eby grupa harcerzy przebranych za powstaƒców <strong>na</strong> pochodzie<br />

pierwszomajowym przed trybunà odegrała scenk´: strzelani<strong>na</strong>, padnij,<br />

tyraliera, rzuty gra<strong>na</strong>tem (oczywiÊcie bez gra<strong>na</strong>tów), jezdnia<br />

pochlapa<strong>na</strong> czerwonà plakatówkà, zbieranie <strong>na</strong> nosze rannych i poległych.<br />

Po paru dniach w „˚yciu Warszawy” ukazał si´ tekst pod tytułem<br />

Zabawa w trupki. W <strong>na</strong>szym hufcu zawrzało. Mówiono, ˝e<br />

artykuł jest plugawy, ale nie b´dziemy reagowaç, bo „˚ycie” <strong>na</strong> pewno<br />

nie zamieÊci. Mo˝e sam pomysł inscenizacji nie był zbyt màdry<br />

i troch´ za przeproszeniem kiczowaty, wi´c nic si´ nie stało, ˝e go<br />

oÊmieszono. Ale dla wszystkich przecie˝ było jasne, ˝e sedno sprawy<br />

tkwi gdzie indziej. Toczyła si´ ostra walka o ideowe oblicze harcerstwa.<br />

Czyli o <strong>na</strong>s. Chodziło o to, by jak <strong>na</strong>jszybciej pozbyç si´<br />

starych instruktorów, a <strong>na</strong>m, młodym, obrzydziç akowskà tradycj´.<br />

Ka˝dy pretekst był dobry.


32<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Kilka lat w tamtej atmosferze wyposa˝yło mnie <strong>na</strong> reszt´ ˝ycia.<br />

Co prawda kr´c´ dzisiaj głowà ze zdumienia, wspomi<strong>na</strong>jàc, jak w koƒcu<br />

lat pi´çdziesiàtych my, <strong>na</strong>stolatki, ÊpiewaliÊmy przy ognisku, ˝e<br />

ka˝dy chłopaczek chce byç ranny i nie b´dziemy strzelaç do ksi´˝yca,<br />

bo szkoda kul marnowaç. Ja te piosenki lubi´ do dzisiaj, dobrze mi<br />

z nimi było. To dzi´ki harcerstwu udało mi si´ przebrnàç paskudne<br />

przedmaturalne lata. Rzecz jas<strong>na</strong>, ˝e skoro chodziłem do szkoły<br />

w ÂródmieÊciu, do harcerstwa <strong>na</strong>le˝ałem <strong>na</strong> Mokotowie. Przy <strong>na</strong>szym<br />

liceum co prawda działała historycz<strong>na</strong> czar<strong>na</strong> ósemka, ojciec<br />

przed wojnà do niej <strong>na</strong>le˝ał, zachowały si´ fotografie – ale tam,<br />

za chiƒskiego boga…<br />

No i do˝yłem mody <strong>na</strong> tak zwanà turystyk´ temporalnà – festyny<br />

archeologiczne, turnieje rycerskie, inscenizacje walk powstaƒczych.<br />

Na jednej, ˝e tak powiem, płaszczyênie emocjo<strong>na</strong>lnej. W rocznic´<br />

stanu wojennego chodzili po Warszawie rozeÊmiani chłopcy, przebrani<br />

za zomowców. ˚e niby przybli˝a im to histori´, teraz ju˝ wiedzà,<br />

jak to <strong>na</strong>prawd´ było.<br />

***<br />

Zaledwie kilka razy w ˝yciu czułem si´ dobrze w wi´kszej ludzkiej<br />

gromadzie. Pierwszy raz w paêdzierniku pi´çdziesiàtego szóstego<br />

roku, w hali <strong>na</strong> Koszykach, gdy stanàłem przed stoiskiem warzywniczym.<br />

Przekupki nie było, tylko w pryzmie marchwi tkwił kawałek<br />

tektury z <strong>na</strong>pisem PROSZ¢ NIE RUSZAå, JESTEM NA WIECU.<br />

Ludzie przechodzili, uÊmiechali si´. Bardzo ˝ałowałem, ˝e nie mam<br />

aparatu fotograficznego.<br />

Nie sposób te˝ zapomnieç atmosfery pierwszej papieskiej pielgrzymki<br />

w czerwcu siedemdziesiàtego dziewiàtego.<br />

Ale nigdy nie byłem tak szcz´Êliwy w tłumie, jak pod koniec lat<br />

pi´çdziesiàtych i <strong>na</strong> poczàtku szeÊçdziesiàtych, w kolejne rocznice<br />

wybuchu powstania, <strong>na</strong> Cmentarzu Wojskowym <strong>na</strong> Powàzkach. Ludzie<br />

uÊmiechali si´, padali sobie w ramio<strong>na</strong>. Wymieniali informacje:<br />

kto gdzie pochowany, kto ile siedział, kiedy wyszedł, kto zaginàł bez


33<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

wieÊci, zwiał za granic´, kogo złamali, kto si´ zeÊwinił. Wielu przyszło<br />

odszukaç swoje młodzieƒcze sympatie. Modlili si´ <strong>na</strong>d grobami,<br />

troch´ do Pa<strong>na</strong> Boga, troch´ do poległych. Kwiaty, znicze. Czuło si´,<br />

˝e ˝ywi i zmarli tworzà bratni kràg (harcerze wiedzà, co to z<strong>na</strong>czy).<br />

Rozmawiano <strong>na</strong> głos, bez obaw, u˝ywano pseudonimów. Starsze panie<br />

i starsi panowie o wyrazistych twarzach, kto wie, o czym mowa,<br />

ten wie, a kto nie wie, nic <strong>na</strong> to nie poradz´, w zawadiacko przekrzywionych<br />

beretach, przepasali swoje codzienne okryjbidy wojskowymi<br />

rzemieniami, a <strong>na</strong> r´kawach mieli biało-czerwone opaski,<br />

niektóre orygi<strong>na</strong>lne, inne Êwie˝o uszyte, z kotwicà, literami W.P.<br />

i <strong>na</strong>pisami: Kiliƒski, Baszta, Parasol, Wigry, ˚ywiciel. (Niedawno<br />

<strong>na</strong> placu Inwalidów zobaczyłem restauracj´ „˚ywiciel”. Zrobiło mi<br />

si´ bardzo przykro). Przedwojenni instruktorzy harcerscy, ludzie<br />

z racji swych charakterów i ˝yciorysów niebogaci, kombinowali<br />

mundury jak mogli, niektórzy wło˝yli zachodnie battledressy z półkolistà<br />

<strong>na</strong>szywkà POLAND (takie <strong>na</strong>szywki mo˝<strong>na</strong> było kupiç<br />

<strong>na</strong> Nowym Âwiecie, zasta<strong>na</strong>wiałem si´, czy <strong>na</strong>szyç sobie <strong>na</strong> bluzie,<br />

ale po <strong>na</strong>myÊle zrezygnowałem), instruktorskà sukiennà lilijkà,<br />

krzy˝em z podkładkà w tym samym kolorze, huculskà krajkà i sznurem,<br />

którego kolor niekoniecznie mówił o aktualnie pełnionej funkcji.<br />

Bo chocia˝ wszyscy czuli si´ w pełni harcerzami, to nie wszyscy<br />

byli do koƒca przeko<strong>na</strong>ni, ˝e Zwiàzek Harcerstwa Polskiego <strong>na</strong>prawd´<br />

od˝ył, wi´c traktujàc rzecz formalnie, członkami ZHP nie byli<br />

i prawa do munduru nie mieli. CoÊ jak stary Maciaszczyk z Chlapkowic,<br />

który w rocznic´ wyzwolenia zjawił si´ w Urz´dzie Gminy z reklamacjà,<br />

˝e wszyscy si´ cieszà, a on jakoÊ nie mo˝e, bo nie czuje<br />

si´ tak całkiem wyzwolóny. (Opowiadał o tym w radiu sołtys Kierdziołek,<br />

czyli Jerzy Ofierski, cała Polska powtarzała).<br />

KtoÊ starszy odzywa si´ półgłosem: zobacz, ta pani to Natalia.<br />

„O Natalio, o Natalio, bez pami´ci ci´ uwielbia <strong>na</strong>sz batalion”. A tam,<br />

spójrz bardziej w lewo, druh Jerzy Dargiel. „Kiedy drogà szła piechota,<br />

to z uÊmiechem swym Dorota…” A tu, bli˝ej, druh Markowski,<br />

autor melodii do Marszu Mokotowa. Siostra Tadeusza Zawadzkiego,


34<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

ZoÊki z Kamieni <strong>na</strong> szaniec, Koza. Ten w eleganckim mundurze to<br />

Jerzy Fiutowski, <strong>na</strong>sz komendant choràgwi. Stracił r´k´ w powstaniu.<br />

(KiedyÊ <strong>na</strong> korytarzu Głównej Kwatery usłyszałem rozmow´<br />

dwóch instruktorek. – Nie przejmujcie si´, towarzyszko. Nie b´dzie<br />

<strong>na</strong>m ten akowiec bez r´ki mówił, co mamy robiç). Tamten to Kazimierz<br />

Leski, Bradl, obok niego ˝o<strong>na</strong>, widzisz? Współtwórca akowskiego<br />

wywiadu, jeêdził do Francji w mundurze hitlerowskiego<br />

generała, Niemiaszki obwoziły go po <strong>na</strong>dmorskich fortach Normandii,<br />

udzielały wszelkich informacji. Co si´ nie udało Niemcom, udało<br />

si´ ubekom, siedział w potwornych warunkach, torturowali go,<br />

ale ubekom si´ te˝ nie udało, bo gdy tylko go wypuÊcili, otworzył<br />

przewód doktorski. Widzisz tamtà kruchà staruszk´ w płaszczu <strong>na</strong>rzuconym<br />

<strong>na</strong> ramio<strong>na</strong>? To mama Janka Byt<strong>na</strong>ra, Rudego. Nie, nie<br />

ta. Ta, to mama Antka Rozpylacza… Druh Aleksander Kamiƒski…<br />

A tam, a tam, o, o… Mogłem si´ przeko<strong>na</strong>ç <strong>na</strong> własne oczy, ˝e ci ludzie<br />

z czwartego wymiaru sà <strong>na</strong>jzwyczajniejsi w Êwiecie, mijam takich<br />

codziennie w sklepie czy w tramwaju. Patrzałem, chłonàłem<br />

i tak ju˝ zostało. Moje prywatne Muzeum Powstania Warszawskiego.<br />

Niepotrzebne mi audio, wideo, sztuczny właz do sztucznego ka<strong>na</strong>łu<br />

ani inne efekty specjalne, zaÊ <strong>na</strong> agresywne posypywanie<br />

tamtych spraw cukrem pudrem z okazji kolejnych rocznic albo i bez<br />

okazji czy wykorzystywanie ich w doraênej grze politycznej usiłuj´<br />

nie reagowaç, choç czasem trudno.<br />

Oto pełni´ wart´ honorowà w harcerskiej rogatywce, poniemieckiej<br />

kurtce, wojskowy pas, finka, biało-czerwo<strong>na</strong> opaska. Za mnà rz´dy<br />

betonowych krzy˝y. Jedni mówià, ˝e to polegli w pierwszej wojnie<br />

Êwiatowej, inni, ˝e w roku dwudziestym. Trudno powiedzieç, <strong>na</strong> krzy-<br />

˝ach nie ma tabliczek z <strong>na</strong>zwiskami i datami Êmierci. Podobno pozrywali<br />

je zetempowcy, wi´c chyba chodzi o tych drugich, bo co by<br />

zetempowcom szkodziła pierwsza woj<strong>na</strong>? Po reaktywowaniu ZHP pozytywnie<br />

zweryfikowano wielu działaczy Organizacji Harcerskiej Polski<br />

Ludowej z lat stalinowskich. Nie jest wi´c wykluczone – myÊl´ –<br />

˝e ci sami, którzy kilka lat temu zrywali tabliczki albo <strong>na</strong>wet wymyÊ-


35<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

lili całà akcj´ i nià kierowali, dzisiaj rozprowadzajà warty. W gł´bi,<br />

za łanem krzy˝y, kwatera powstaƒców styczniowych, nieco dalej<br />

w bok drewnia<strong>na</strong> wiejska kapliczka sprowadzo<strong>na</strong> przed wojnà z Wileƒszczyzny;<br />

<strong>na</strong>jpierw byłem przeko<strong>na</strong>ny ˝e podhalaƒska, ale pani<br />

z tamtych stron sprostowała pomyłk´. Naprzeciw masywny grobowiec<br />

Julia<strong>na</strong> Marchlewskiego. Latem 1920 roku kwaterował <strong>na</strong> probostwie<br />

w Wyszkowie, razem z Dzier˝yƒskim i paroma innymi czekał a˝ Armia<br />

Radziecka zdob´dzie Warszaw´, by proklamowaç Polskà Republik´<br />

Rad i poprosiç o przyłàczenie do Sowietów. Ale gówno im z tego<br />

wyszło, musieli uciekaç, porzucajàc <strong>na</strong>wet cukier; par´ dni póêniej<br />

słodził nim herbat´ Stefan ˚eromski, autor lektur szkolnych i zakazanego<br />

utworu, w którym to wyraziÊcie opisał. Czytałem, z<strong>na</strong>lazł si´<br />

ktoÊ, kto mi podsunàł. Prochy Marchlewskiego przeniesiono do Warszawy<br />

po wojnie. W mojej czytance szkolnej był o tym wiersz, nie pami´tam<br />

autora, mog´ jedynie zacytowaç pierwsze linijki:<br />

Nie <strong>na</strong> darmo,<br />

nie <strong>na</strong> darmo była walka i praca…<br />

Generał Lucjan ˚eligowski, który wygrał bitw´ pod Radzyminem,<br />

niweczàc plany Marchlewskiego, Dzier˝yƒskiego i towarzyszy,<br />

le˝y par´ kroków stàd, w Alei Zasłu˝onych.<br />

Dalej sarkofag Bolesława Bieruta, za nim rzàd kwater. Podczas<br />

okupacji cały cmentarz był Nur für Deutsche; wyspa grobów niemieckich<br />

z<strong>na</strong>jdowała si´ <strong>na</strong> zachód od bramy głównej. Polacy mieli wst´p<br />

<strong>na</strong> cmentarz tylko za przepustkami (wydawano je <strong>na</strong>jbli˝szym krewnym<br />

pochowanych) i jedynie w okreÊlonych godzi<strong>na</strong>ch, bocznà furtkà,<br />

gdy akurat nie było hitlerowskiego pogrzebu. Po wojnie groby niemieckie<br />

zlikwidowano, a przez pi´ç lat okupacji sporo ich si´ uskładało;<br />

szczàtki wywieziono nie wiadomo dokàd, co podobno oburzyło działacza<br />

młodzie˝owego z NRD, członka oficjalnej delegacji partyjno-<br />

-rzàdowej, kiedy korzystajàc z pobytu w Warszawie, chciał odwiedziç<br />

grób tatusia.


36<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Za moich czasów kwatery „ZoÊki”, „Parasola”, „Miotły” i sàsiednie<br />

miały proste ˝ołnierskie brzozowe krzy˝e, pi´kne i nietrwałe.<br />

Czasem ktoÊ wieszał <strong>na</strong> nich chusty, przyczepiał tarcze szkolne<br />

i herby miast z harcerskich mundurków. Dolinka Katyƒska, zwa<strong>na</strong><br />

te˝ Dołkiem Katyƒskim, to był zwykły trawnik, troch´ nieckowaty,<br />

g´sto obstawiony zniczami. Morze zniczy, jeden ogromny składkowy<br />

płomieƒ. Gromadzili si´ tam ludzie, zapalali kolejne znicze i milczeli,<br />

albo chórem odmawiali modlitwy. Skàd wiedziałem, ˝e ten nieistniejàcy<br />

pomnik upami´tnia ofiary zbrodni katyƒskiej, nie sklec´.<br />

Od kiedy tak <strong>na</strong>zywano to miejsce, nie wiem. Dla mnie od zawsze, bo<br />

w roku pi´çdziesiàtym siódmym <strong>na</strong> pewno. Dramatyczne dzieje stawiania<br />

i usuwania krzy˝a w tym miejscu z<strong>na</strong>m słabo, nie mieszkałem<br />

ju˝ wtedy w Warszawie.<br />

Inny pomnik, który w moich harcerskich czasach był, choç go nie<br />

było, wszyscy o nim wiedzieli, choç był ÊciÊle tajny, składano tu kwiaty<br />

i modlono si´, choç pełnił funkcj´ Êmietnika – to kwatera Ł, zwa<strong>na</strong><br />

Łàczkà, w południowo-wschodnim rogu cmentarza. Jedno z wielu<br />

miejsc w Warszawie, gdzie zakopywano (bo przecie˝ nie grzebano,<br />

nie chowano) zwłoki ludzi zam´czonych <strong>na</strong> Mokotowie, w Informacji<br />

Wojskowej, <strong>na</strong> 11 Listopada, w piwnicach kontrwywiadu <strong>na</strong> Krzywickiego,<br />

<strong>na</strong> Cyryla i Metodego. „Na miejscu tym, nie przypadkiem<br />

urzàdzono kompostowni´, potem zwyczajny Êmietnik, a wreszcie<br />

w 1964 roku (…) zagospodarowano przestrzennie, wytyczono nowe<br />

kwatery, alejki i w ten sposób wi´zien<strong>na</strong> Łàczka z<strong>na</strong>cznie ju˝ okrojo<strong>na</strong><br />

stała si´ cz´Êcià dzisiejszej kwatery Ł”*. Na planie cmentarza,<br />

wydanym w 1971 roku pod patro<strong>na</strong>tem Rady Ochrony Pomników<br />

Walki i M´czeƒstwa, Łàczk´ oz<strong>na</strong>czono jako kwater´ wolnà. Wmurowanie<br />

aktu erekcyjnego pomnika <strong>na</strong>stàpiło jesienià 1990 roku,<br />

uczynił to premier Tadeusz Mazowiecki. Chwała ówczesnej władzy,<br />

˝e w takiej lawinie problemów, jaka si´ wtedy <strong>na</strong> nià zwaliła, za jednà<br />

z pilnych kwestii uz<strong>na</strong>ła odkłamanie <strong>na</strong>jwa˝niejszych faktów historycznych<br />

i pokłon tym, którym nie było dane doczekaç.<br />

*** T. Swat, Niewinnie straceni w Warszawie 1945–1956, Warszawa 1991.


37<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Co nie z<strong>na</strong>czy, ˝e uczyniono wszystko, co było do zrobienia. Na<br />

Cmentarzu Wojskowym wcià˝ brak pomnika ofiar przewrotu majowego<br />

w 1926 roku. Jak wiadomo, wówczas jedni stan´li za Marszałkiem,<br />

inni za Prezydentem, a byli tacy, którzy uciekli przed wyborem<br />

w samobójstwo. Poległo wówczas 330–380 ˝ołnierzy i cywilów, rannych<br />

582, a mo˝e <strong>na</strong>wet około tysiàca, opracowania ró˝nie podajà.<br />

Pomnik powinien byç jeden, dla uczczenia wszystkich ofiar, tragizmu<br />

ich wyboru i wiernoÊci a˝ do koƒca. Nie wzniesiono go wkrótce<br />

po przewrocie. Pewnie czekano, a˝ <strong>na</strong>stroje opadnà. Mo˝<strong>na</strong> to zrozumieç,<br />

choç z trudem.<br />

Gwałtow<strong>na</strong> dyskusja wokół skutków przewrotu majowego rozgorzała<br />

po dziesi´ciu latach; deto<strong>na</strong>torem był wiersz Konstantego Ildefonsa<br />

Gałczyƒskiego:<br />

(…) Chce pan <strong>na</strong>prawiç bł´dy systemu?<br />

(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />

Był tu ju˝ taki dziesi´ç lat temu.<br />

(skumbrie w tomacie pstràg)<br />

Tak˝e szlachetny. Strzelał. Nie wyszło.<br />

(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />

Krew si´ polała, a potem wyschło.<br />

(skumbrie w tomacie pstràg)<br />

(…) Skumbrie w tomacie, skumbrie w tomacie!<br />

(skumbrie w tomacie skumbrie w tomacie)<br />

ChcieliÊcie Polski, no to jà macie!<br />

(skumbrie w tomacie pstràg)<br />

(K.I. Gałczyƒski, Skumbrie w tomacie)<br />

Wkrótce wybuchła woj<strong>na</strong>, potem <strong>na</strong>stała PRL. Ale przecie ju˝<br />

od lat dwudziestu mamy Rzeczpospolità Polskà. Stan´ły pomniki,<br />

zawisły tablice pamiàtkowe i tabliczki z nowymi albo przywróconymi<br />

<strong>na</strong>zwami ulic, ukazały si´ ksià˝ki upami´tniajàce Legiony, Orl´-


38<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

ta Lwowskie, wojn´ dwudziestego roku, wywózki, Katyƒ, rzezie<br />

<strong>na</strong> Wołyniu, powojenne konspiracje, zbrodnie stalinowskie. Wzniesiono<br />

pomniki m´˝om stanu z lat dwudziestych, niektórzy <strong>na</strong>wet<br />

mówià o pomnikomanii, choç to chyba <strong>na</strong>tural<strong>na</strong> reakcja <strong>na</strong> wolnoÊç<br />

po tak długim poÊcie. Nie ma jedynie pomnika ofiar przewrotu majowego.<br />

O ile mi wiadomo, nikt si´ nie upomniał. Mo˝<strong>na</strong> domniemywaç,<br />

dlaczego: oddajàc czeÊç tamtym ludziom, trzeba by uz<strong>na</strong>ç, ˝e<br />

przy<strong>na</strong>le˝noÊç do jednych lub drugich nie czyni jeszcze z człowieka<br />

patrioty (albo sprzedawczyka). No, a inicjatorzy takiego monumentu<br />

niczego w sensie politycznym nie zyskajà, <strong>na</strong>tomiast mogà oberwaç.<br />

Z ró˝nych stron, <strong>na</strong>jmniej spodziewanych.<br />

Ârodowisko byłych ˝ołnierzy Polskich Sił Zbrojnych <strong>na</strong> Zachodzie<br />

przez wiele lat czyniło starania o wyz<strong>na</strong>czenie kwatery i postawienie<br />

kolumbarium dla swych poległych i zmarłych towarzyszy<br />

broni. W latach siedemdziesiàtych uzyskano zgod´ Zarzàdu Miasta<br />

Stołecznego Warszawy, ale sprzeciwił si´, tak jest, Główny Zarzàd<br />

Polityczny Wojska Polskiego, powołujàc si´ <strong>na</strong> ni mniej, ni wi´cej tylko<br />

rozporzàdzenie Prezydenta RP z 1933 roku (w myÊl owego rozporzàdzenia<br />

<strong>na</strong> polskim cmentarzu wojennym mogà le˝eç wyłàcznie<br />

˝ołnierze polegli <strong>na</strong> polskiej ziemi). Sà pytania? Zresztà w 1964 roku<br />

cmentarzowi zmieniono <strong>na</strong>zw´ i administratora (odtàd a˝ do lat<br />

dziewi´çdziesiàtych oficjalnie był nie wojskowy, lecz komu<strong>na</strong>lny,<br />

oczywiÊcie warszawiacy dalej mówili po swojemu), wi´c GZP teoretycznie<br />

nie powinien mieç tu nic do powiedzenia.<br />

Dopiero w 1987 roku uzyskano miejsce i zgod´ <strong>na</strong> urzàdzenie kwatery,<br />

a <strong>na</strong>wet współprac´; wojsko oddelegowało do pomocy jednostk´<br />

budowlanà. 19 marca 1992 roku uroczyÊcie wmurowano pierwsze<br />

urny w kolumbarium*. I to mógłby byç koniec owej haniebnej historii.<br />

Choç nie jest. Jako ˝e paƒstwo nie kwapiło si´ do partycypowa-<br />

*** Za: Do wolnej Polski <strong>na</strong>m powróciç daj. 1939–1945 Powàzki – dawny cmentarz wojskowy,<br />

Polskie Siły Zbrojne <strong>na</strong> Zachodzie, opr. Tadeusz Karolak, Władysław Metelski, Zygmunt<br />

Prugar-Ketling. Fundacja ˚ołnierzy Polskich Sił Zbrojnych <strong>na</strong> Zachodzie,<br />

Tom I, Warszawa 1998; Tom II, Warszawa 2000; Tom III, Warszawa 2004.


39<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

nia w kosztach, trzeba było powołaç fundacj´, by zaapelowała do<br />

˝ołnierzy PSZ i ich rodzin <strong>na</strong> całym Êwiecie o <strong>na</strong>bywanie symbolicznych<br />

cegiełek i wykupywanie miejsc w kolumbarium. Kochani rodacy,<br />

jeÊli chcecie piel´gnowaç tradycj´ i spoczywaç w ojczystej ziemi,<br />

to piel´gnujcie, spoczywajcie, ale za swoje.<br />

Cmentarz Wojskowy <strong>na</strong> Powàzkach, „Dziady” dziewi´t<strong>na</strong>stego<br />

i dwudziestego wieku. Moja <strong>na</strong>jwa˝niejsza Êciàga z historii <strong>na</strong>jnowszej,<br />

tablice poglàdowe, mój wzorzec metra. Gdy po powstaniu listopadowym<br />

lewobrze˝nà Warszaw´ otaczano fortami, ˝eby nie mogła<br />

ponownie si´ zbuntowaç, <strong>na</strong> Powàzkach stanàł garnizonowy szpital,<br />

obok przyszpitalny cmentarz, jak˝e i<strong>na</strong>czej. Takie były poczàtki jednej<br />

z <strong>na</strong>jÊwi´tszych polskich nekropolii. Jeszcze w latach pi´çdziesiàtych<br />

pod zachodnim murem widziałem rosyjskie ˝ołnierskie mogiły<br />

z dziewi´t<strong>na</strong>stego wieku, zaroÊni´te krzakami, zapuszczone. Na zachód<br />

od cmentarza ciàgnie si´ dzielnica Bemowo, resztki fortów i załamujàca<br />

si´ w kilku miejscach ulica Wrocławska, przy niej bloki<br />

pracowników Wojskowej Akademii Technicznej. W 2009 roku cz´Êç<br />

Wrocławskiej chciano przemianowaç <strong>na</strong> ulic´ ˚ołnierzy Wykl´tych,<br />

czyli partyzantów, którzy po 1945 roku walczyli dalej. „Ale pytany<br />

przez «Gazet´ Stołecznà» oficer rezerwy ma inne wytłumaczenie:<br />

«DziÊ ˝ołnierze wykl´ci to ci, którzy koƒczyli radzieckie uczelnie»”*.<br />

Imieniny Powàzek<br />

starych i nowych, wojskowych,<br />

nietrudny obowiàzek<br />

Êwieczek stearynowych.<br />

Le˝à zimne kamienie,<br />

stajemy co kawałek.<br />

Âwieczek pełne kieszenie,<br />

dwa pudełka zapałek…<br />

*** „Polityka” nr 19 (2704), 9 maja 2009.<br />

(W. Dàbrowski, Portret trumienny)


40<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

No i do˝yłem.<br />

Oto slogan reklamowy z<strong>na</strong>nej ksi´garni w Warszawie: „Kup dowolnà<br />

ksià˝k´ o powstaniu, a dostaniesz bezpłatnie opask´ powstaƒca”*.<br />

Sà pytania?<br />

„Wokół pomnika Gloria Victis powstaje 1 sierpnia specjalny sektor<br />

dla VIP-ów oddzielony od reszty cmentarza ochronnymi barierkami.<br />

(…) Setki powstaƒców muszà staç z daleka. Najbardziej<br />

poszkodowani sà ˝ołnierze słynnego batalionu AK «Parasol», którego<br />

kwatera sàsiaduje z pomnikiem. – O godz. 17 nie mo˝emy byç<br />

przy grobach bliskich. Przychodzimy wi´c o 15, potem jesteÊmy<br />

grzecznie wypraszani. Dawniej takie rzeczy si´ nie zdarzały – mówi<br />

Maria Stypułkowska-Chojecka, Kama z «Parasola». Z kolei ˝ołnierze<br />

batalionów AK «Miotła»i«Wigry» nie mogà zbli˝yç si´ do grobów<br />

kolegów, bo alejk´ mi´dzy kwaterami zastawiajà platformy<br />

telewizyjne. (…) Nic jed<strong>na</strong>k tak nie oburza powstaƒców jak rozgrywajàce<br />

si´ <strong>na</strong> cmentarzu awantury. Politycy ciàgnà za sobà swoich<br />

zwolenników i przeciwników. W ubiegłym roku uroczystoÊç przy<br />

Gloria Victis zmieniła si´ w wiec”**.<br />

Zacytowałem fragment artykułu, ˝eby nie musieç opisywaç tego<br />

łajdactwa własnymi słowami.<br />

***<br />

Poniemieckà kurtk´ nosiłem przez całe liceum, studia i jeszcze troch´,<br />

a˝ przeprowadziłem si´ do Zakopanego, a tamtejsze Êrodowisko<br />

w <strong>na</strong>turalny sposób wymusiło <strong>na</strong> mnie inny rodzaj ubraniowego<br />

szpanerstwa.<br />

Szedłem Krupówkami, kiedy zaczepił mnie starszy pan w staromodnych<br />

pumpach i zagadał z polska po niemiecku, czy wiem, ˝e to<br />

kurtka oficerska, ch´tnie by jà odkupił. Ni z tego, ni z owego dostałem<br />

małpiego rozumu i odpowiedziałem, ˝e nie sprzedam, bo to pamiàtka<br />

rodzin<strong>na</strong>, ojciec był partyzantem, zabił właÊciciela, a zresztà<br />

dobrze mi si´ w niej chodzi. Wkrótce potem przyjrzałem si´ kurtce<br />

*** „Polityka” nr 33 (2718), 15 sierpnia 2009.<br />

*** T. Urzykowski, Powstaƒcy za barierkà. „Gazeta Wyborcza” nr 163 (6075), 13 lipca 2009.


41<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Kurtka w okresie schyłkowym.<br />

Êwie˝ym okiem i odkryłem rzecz ba<strong>na</strong>lnà, ˝e ju˝ od daw<strong>na</strong> nie <strong>na</strong>daje<br />

si´ do noszenia. Zapewne kupiłaby jà filmowa rekwizytornia, par´<br />

groszy z pewnoÊcià by si´ przydało, ale nie miałem poj´cia, jak to<br />

załatwiç. Młodzieƒcza skłonnoÊç do ˝artowania te˝ stawała si´ coraz<br />

bardziej a<strong>na</strong>chronicz<strong>na</strong>.<br />

***<br />

W grudniu 1990 roku ciocia Terenia przyleciała z Londynu jako członek<br />

delegacji wiozàcej insygnia władzy paƒstwowej, by <strong>na</strong> Zamku<br />

Królewskim przekazaç je uroczyÊcie prezydentowi Lechowi Wał´sie.<br />

Ju˝ atmosfera w samolocie wprawiła jà w dobry humor, który<br />

przez całe ˝ycie pomagał jej przetrwaç, ale te˝ przysparzał kłopotów.<br />

Gdy inni członkowie delegacji zacz´li <strong>na</strong>kładaç biało-czerwone opaski,<br />

przypi<strong>na</strong>ç miniaturki orderów i dyskutowaç, w jakiej kolejnoÊci<br />

majà wkraczaç do wyjÊcia dla VIP-ów, ciocia niczego sobie nie


42<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

przypi´ła, poszła do wyjÊcia dla zwykłych pasa˝erów, wi´c komitet<br />

powitalny <strong>na</strong> lotnisku wr´czajàcy czcigodnym weteranom bukiety<br />

i wsadzajàcy ich do aut, o mało jej nie pominàł i musiałaby smarowaç<br />

z Ok´cia <strong>na</strong> własnà r´k´, a potem szukaç hotelu. Nie wiem<br />

zresztà, mo˝e to było nie za pierwszym, lecz za drugim jej przylotem,<br />

w rocznic´ powstania, gdy jà odz<strong>na</strong>czali. – Bardzo pi´k<strong>na</strong> uroczystoÊç,<br />

jestem wzruszo<strong>na</strong>, ale przykro mi, bo zupełnie nie widz´ tu<br />

młodzie˝y, za to wielu urz´dników, choç owszem, nie powiem, eleganccy<br />

– wyz<strong>na</strong>ła do kamery telewizyjnej. O ˝alu z powodu braku<br />

młodzie˝y poszło, elegancj´ urz´dników wyci´to.<br />

Byłem z nià wtedy jeden jedyny raz <strong>na</strong> cmentarzu wojskowym.<br />

Rozglàdała si´ z niedowierzaniem, ˝e jed<strong>na</strong>k po tylu latach tu dotarła.<br />

– O rany, ale jaja! – zawołała, <strong>na</strong>jwyraêniej chcàc ukryç wzruszenie.<br />

Przez jej dom w Londynie przewin´ła si´ masa ludzi z kraju,<br />

ciocia pomagała im jak mogła, wspierała podziemnà „SolidarnoÊç”,<br />

a przy okazji, by nie traciç kontaktu z Ojczyznà, przyswajała młodzie˝owy<br />

slang, to był jej swego rodzaju snobizm, choç w odniesieniu<br />

do cioci nie jest to <strong>na</strong>jodpowiedniejsze słowo. Wło˝yła powstaƒczy<br />

beret z orzełkiem i gwiazdkami, stan´ła w szyku, uÊmiechn´ła si´<br />

i pomaszerowała obok sarkofagów Bieruta i Marchlewskiego pod pomnik<br />

Gloria Victis. Stanàłem z innymi <strong>na</strong> chodniku, w miejscu, gdzie<br />

przed laty pełniłem wart´. Uformował si´ spory pochód, szły delegacje.<br />

W jednej z nich Tadeusz Fiszbach. – Co tu robisz partyjniaku,<br />

wynocha stàd, tu <strong>na</strong>m takich nie potrzeba, tu jest Polska! – krzykn´ła<br />

któraÊ z moich sàsiadek. Klaskały albo chrzàkały, w zale˝noÊci<br />

od tego, kto właÊnie przechodził. Rodziła si´ nowa obrz´dowoÊç mojej<br />

nekropolii, jeszcze niedawno nie do pomyÊlenia.<br />

„Na powàzkowskim pomniku, przy którym odbywajà si´ obchody<br />

rocznicy wybuchu Powstania Warszawskiego, widnieje <strong>na</strong>pis «Gloria<br />

victis», czyli chwała zwyci´˝onym. W tym roku mo˝<strong>na</strong> było odnieÊç<br />

wra˝enie, i˝ zwyci´˝eni wcale nie sà <strong>na</strong>jwa˝niejsi – włàcznie<br />

z kombatantami, których tradycyjnie odsuni´to od postumentu, gdy<br />

zjawiła si´ tam delegacja rzàdowa. Nie był to jedyny zasmucajàcy


43<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

obrazek. Rozpoczy<strong>na</strong>jà si´ uroczystoÊci <strong>na</strong> tzw. Łàczce, w miejscu,<br />

gdzie potajemnie grzebano ofiary represji z lat 40. i 50. Przemawia<br />

minister Bartoszewski, którego osoba nie wszystkim zgromadzonym<br />

wokół si´ podoba, skoro słychaç półgłosem wypowiadane opinie:<br />

«Niemiecki zdrajca!». Kiedy minister oddaje hołd patriotom,<br />

rozlegajà si´ okrzyki niezadowolenia, ju˝ teraz głoÊniejsze: «Kto<br />

ich pomordował? Ubecy ˚ydzi!». UroczystoÊç koƒczy si´ w ciszy, jakby<br />

w ogólnym zawstydzeniu. Przyglàdam si´ jeszcze z daleka, jak<br />

dwie starsze agresywne kobiety dopadły solidarnoÊciowà posłank´<br />

Ew´ Tomaszewskà i chcà jà rozszarpaç. Jakby za mało było polityki<br />

<strong>na</strong> cmentarzu, przy bramach usadowili si´ emisariusze jednego<br />

z kandydatów <strong>na</strong> se<strong>na</strong>tora z Bloku 2001, <strong>na</strong>mawiajàcy przechodniów<br />

do składania podpisów.<br />

Chwała to wielkie słowo. Wystarczyłby przy<strong>na</strong>jmniej szacunek<br />

dla zmarłych bohaterów”*.<br />

Zjawisko <strong>na</strong>rasta, informacje podobnej treÊci pojawiajà si´ w prasie<br />

rokrocznie. W 2008 roku jed<strong>na</strong> z gazet poszła jeszcze dalej i zaproponowała,<br />

˝eby szczàtki Bieruta i Marchlewskiego przenieÊç<br />

z Alei Zasłu˝onych <strong>na</strong> mniej reprezentacyjne miejsca, choçby w obr´bie<br />

tego samego cmentarza. Ha. Przed laty, gdy mumi´ Stali<strong>na</strong><br />

wyniesiono z mauzoleum i pochowano pod murem kremlowskim, reakcjà<br />

ludzi, tak zapami´tałem, było troch´ złoÊliwej satysfakcji, troch´<br />

Êmichów-chichów, ale przede wszystkim niesmak, kr´cenie<br />

głowami: jak˝e tak mo˝<strong>na</strong>… Jak˝e to… Powtarzano, ˝e ktoÊ widział<br />

<strong>na</strong>pis <strong>na</strong> sarkofagu Bieruta: BOLEK, SZYKUJ SI¢ DO PRZE-<br />

PROWADZKI! Nie wiem, czy taki <strong>na</strong>pis rzeczywiÊcie był, bardziej<br />

prawdopodobne, ˝e to po prostu jeden z wielu sarkastycznych warszawskich<br />

dowcipów, ale <strong>na</strong> własne oczy widziałem w ubikacji Biblioteki<br />

Uniwersyteckiej: PRZENIEÂLI KOSTKI KULTU JED-<br />

NOSTKI. Ludzi sprawa <strong>na</strong>dspodziewanie obeszła, sporo si´ <strong>na</strong> ten<br />

temat mówiło, nie tyle ze wzgl´du <strong>na</strong> Stali<strong>na</strong>, ile… no… Zbigniew<br />

*** Z. Pietrasik, Szacunek zwyci´˝onym, „Polityka” nr 32 (2310), 11 sierpnia 2001.


44<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Herbert w wierszu o pot´dze smaku jasno to wyło˝ył. Krà˝ył kawał,<br />

˝e <strong>na</strong> ˝yczenie towarzyszy radzieckich PZPR zmieniła statut; dotychczas<br />

<strong>na</strong>jwy˝szà karà było wyrzucenie z partii, od dziÊ wyrzucenie<br />

z grobu.<br />

Mo˝e by tak pójÊç dalej i zlustrowaç całà Alej´ Zasłu˝onych,<br />

od generała Karola Âwierczewskiego do dyrygenta Waleria<strong>na</strong> Bierdiajewa,<br />

od Andrzeja Struga do Władysława Gomułki? Ten godzien,<br />

tamten niegodzien. Co robiç z odrzuconymi – porozstawiaç po kàtach,<br />

wytyczyç Alej´ Byłych Zasłu˝onych, w ogóle zlikwidowaç?<br />

(Aleja Byłych Zasłu˝onych to nie mój głupi dowcip; widziałem taki<br />

<strong>na</strong>pis <strong>na</strong> cmentarzu w Legnicy).<br />

A gdy ju˝ uda si´ to przeprowadziç w Warszawie, pozostanà inne<br />

miasta. Przed kilkoma laty oglàdałem cmentarz mauzoleum.<br />

Centralnie pomnik ze stosownym <strong>na</strong>pisem, po lewej i prawej obeliski<br />

upami´tniajàce ofiary wojny, a poÊród nich, tu˝ koło pomnika,<br />

w trawie, omszała płyta. Metalowe litery oderwano, lecz pozostał<br />

Êlad, słabo czytelny: BOHATEROM W WALCE O SOCJALIZM.<br />

KtoÊ pochlapał ten kamieƒ czerwonym lakierem.<br />

OczywiÊcie, ˝e nie walczyli o socjalizm, <strong>na</strong>jprawdopodobniej nie<br />

z<strong>na</strong>li tego słowa w peerelowskim z<strong>na</strong>czeniu, w pierwszych latach po<br />

wojnie mówiło si´ d e m o k r a c j a. DziÊ s o c j a l i z m kojarzy si´ powszechnie<br />

z komunizmem, <strong>na</strong>wet ze stalinizmem. Dawny, ongiÊ<br />

oczywisty, jednoz<strong>na</strong>czny sens został wymazany ze ÊwiadomoÊci, je-<br />

Êli nie liczyç paru hobbystów.<br />

Ukazała si´ właÊnie ksià˝ka Adama Uziembły NiepodległoÊç socjalisty*,<br />

próba przywrócenia fundamentalnej wiedzy o tradycji polskiego<br />

ruchu socjalistycznego, który przed pierwszà wojnà Êwiatowà<br />

wniósł ide´ niepodległoÊciowà. Ten ruch poszedł w niepami´ç. Zarówno<br />

PRL-owska propaganda, jak póêniejsze Êrodowiska prawicowe<br />

nie były zainteresowane, by t´ pami´ç przywróciç. Nie ma si´ co<br />

łudziç, ˝e jed<strong>na</strong> ksià˝ka załatwi problem, ale niech˝e przy<strong>na</strong>jmniej<br />

*** A. Uziembło, NiepodległoÊç socjalisty, z komentarzami Anieli Uziembło, OÊrodek KAR-<br />

TA, Dom Spotkaƒ z Historià, Warszawa 2008.


45<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

ktoÊ si´ zdziwi, ˝e socjaliÊci to nie komuniÊci, a ju˝ z pewnoÊcià nie<br />

utrwalacze. Warto by wznowiç monumentalne dzieło Lidii i Adama<br />

Ciołkoszów Zarys dziejów socjalizmu polskiego, wydawane w Londynie<br />

w latach szeÊçdziesiàtych i siedemdziesiàtych, dziÊ praktycznie<br />

niedost´pne. A to przecie˝ wielki szmat dziejów kultury polskiej.<br />

O ile˝ wi´cej tu wolnoÊci<br />

ni˝ dziad za Batorego miał –<br />

wolno <strong>na</strong> wiwat paliç z dział<br />

i wolno koÊçmi grywaç w koÊci,<br />

gdy je niesiemy z leÊnej jamy<br />

w godniejszy czy mniej godny grób,<br />

gdy ci´, historio, poprawiamy<br />

metodà wielokrotnych prób.<br />

(W. Dàbrowski, Portret trumienny)<br />

Polskie nekropolie dwudziestego wieku mogà zainspirowaç producentów<br />

gier komputerowych. Gra edukacyj<strong>na</strong>: Mały lustrator.<br />

Z załàczonej listy sławnych Polaków ułó˝ Alej´ Zasłu˝onych<br />

AD 1938, 1948, 1956, 1968, 1989 i aktualnà. Wersja dla zaawansowanych:<br />

zasłu˝eni z <strong>na</strong>dania piłsudczyków, endeków, chadeków, ludowców,<br />

socjalistów, komunistów. Postacie do przełkni´cia i nie do<br />

przełkni´cia dla przeciwników politycznych oz<strong>na</strong>czyç kółkiem lub<br />

krzy˝ykiem. Zatwierdzone przez Ministerstwo Edukacji Narodowej<br />

do u˝ytku szkolnego jako materiał pomocniczy z historii <strong>na</strong>jnowszej.<br />

Ja tu sobie ironizuj´, a to przecie˝ niebezpieczne; nie ma konceptu<br />

<strong>na</strong> tyle głupiego, by nie z<strong>na</strong>lazł zwolenników, ju˝ Jan<br />

Kochanowski o tym pisał.<br />

Podobnie jak ruiny zarastajà trawà i chwastami, spomi´dzy których<br />

strzelajà brzózki, podobnie jak w Beskidzie Niskim w doliny,<br />

z których wysiedlono Łemków, schodzi z wierchów las – <strong>na</strong>jpierw<br />

jałowce, za nimi drzewa i cała reszta – tak wojenne pogorzeliska<br />

i powstaƒcze symbole zarastajà kiczem. Kicz to rozpaczliwe prag-


nienie szcz´Êcia, właÊciwe ka˝demu człowiekowi, wyprawa do Arkadii<br />

<strong>na</strong> skróty, <strong>na</strong> przełaj, bez wzgl´du <strong>na</strong> realia, teraz zaraz, wbrew<br />

wszystkiemu. Kicz obłaskawi <strong>na</strong>wet wojn´ i powstanie, jeÊli daç mu<br />

wi´cej czasu. A skoro dojrzeje i spełni swojà rol´, wnuki wyszydzà go<br />

i beztrosko odrzucà, zast´pujàc niepami´cià. Zwykła kolej rzeczy.<br />

Tak było po ka˝dym kataklizmie.<br />

Gdy si´ ˝yje kop´ lat z okładem, mo˝<strong>na</strong> spojrzeç wstecz i wyraênie<br />

dostrzec etapy owego procesu. Najpierw był humor, bardziej lub<br />

mniej wyszukany, ludzie musieli odreagowaç. – Chlaj liter! – pozdrawiali<br />

si´ pijacy pierwszych lat powojennych, a my, chłopaki, powtarzaliÊmy<br />

wierszyk:<br />

AwBerlinie, w magazynie,<br />

siedzi Hitler <strong>na</strong> spr´˝ynie.<br />

A spr´˝y<strong>na</strong> si´ wygi´ła<br />

i Hitlera w nos paln´ła.<br />

Tu˝ po wojnie chodzili jeszcze po Biela<strong>na</strong>ch kol´dnicy z gwiazdà<br />

i turoniem. Ówczesny król Herod miał to, co zawsze: czerwony<br />

płaszcz, koron´, berło, ale ˝eby rozweseliç publicznoÊç i zgarnàç troch´<br />

wi´cej grosza, malował sobie w´glem charakterystyczny wàsik,<br />

a swà odwiecznà kwesti´ skandował, w zàbek czesany, charakterystycznà<br />

into<strong>na</strong>cjà, z r´kà uniesionà w faszystowskim pozdrowieniu.<br />

Oto jestem Êwiata król.<br />

Tysiàc rzek i tysiàc pól<br />

Pod moim panowaniem.<br />

A gdy id´, lud pada,<br />

Sto pokłonów mi składa.<br />

Od Êwitu a˝ do zmroku<br />

Id´ we krwi potoku.<br />

Ja, pan Êwiata całego,<br />

Brz´kiem miecza mojego<br />

46<br />

ANTONI KROH STARORZECZA


47<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Podbiłem całe <strong>na</strong>rody.<br />

Na tronie siadam<br />

I wam zapowiadam,<br />

ByÊcie tu przy mnie byli<br />

I rozkazy moje pełnili.<br />

PublicznoÊç p´kała ze Êmiechu i biła brawo. Była zaskoczo<strong>na</strong>,<br />

choç przecie˝ z<strong>na</strong>ła tekst. Cichła, kiedy Herod rozkazał wymordowaç<br />

wszystkie niemowl´ta w paƒstwie, zaÊ entuzjazm si´gał szczytu<br />

w scenie fi<strong>na</strong>łowej, gdy diabeł, kłujàc Heroda widłami w tyłek,<br />

wołał:<br />

Ej, Hitlerze, za twe zbytki<br />

idê do piekła, boÊ ty brzydki!<br />

Milicja wkrótce zakazała kol´dowania w ramach walki z bandytyzmem,<br />

bowiem niektórzy przebieraƒcy terroryzowali lokatorów,<br />

kradli z mieszkaƒ co si´ dało i spokojnie wychodzili, głoÊno Êpiewajàc<br />

kol´dy i kr´càc gwiazdà, uradowani, ˝e nikt nie rozpoz<strong>na</strong> w nich<br />

rabusiów.<br />

Po Biela<strong>na</strong>ch chodziła te˝ kapela podwórkowa. Biegałem za nià<br />

jak inne dzieci, chłonàłem jej niedoÊcignionà maestri´, kształtowała<br />

moje poczucie pi´k<strong>na</strong>. Zapadł we mnie urywek powstaƒczej piosenki,<br />

Êciskajàcej gardło wzruszeniem:<br />

Pod czołg idzie z butelkà dziewczy<strong>na</strong>,<br />

Szkopy walà w nià.<br />

Jaka pi´k<strong>na</strong> jest moja dziewczy<strong>na</strong>,<br />

wi´c uwielbiam jà.<br />

A usteczka ma słodsze od wi<strong>na</strong>,<br />

kiedy spragnione dr˝à,<br />

jaka miła jest moja dziewczy<strong>na</strong>,<br />

wi´c uwielbiam jà.


48<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Nigdy ju˝ jej póêniej nie spotkałem. Mo˝e rozpłyn´ła si´, jak tyle<br />

innych, mo˝e gdzieÊ ˝yje. JeÊli jà kiedyÊ usłysz´, zrobi mi si´<br />

smutno. Ulicz<strong>na</strong> kapela zarabiajàca <strong>na</strong> kieliszek chleba i kapela<br />

przebranych apaszy w telewizyjnym studiu zatrudnio<strong>na</strong> <strong>na</strong> umow´<br />

o dzieło tak ró˝nià si´ od siebie, jak przej´ty dziesi´cioletni AntoÊ<br />

ró˝ni si´ od starego konia, który właÊnie zbiera si´ w sobie, ˝eby to<br />

dzieło <strong>na</strong>jwy˝szych artystycznych lotów, płynàce z samej gł´bi serca,<br />

wyciskajàce <strong>na</strong>jprawdziwsze łzy, <strong>na</strong>zwaç szmirà.<br />

Musiało minàç dwadzieÊcia lat i wyrosnàç nowe pokolenie, ˝eby<br />

kicz wojenny wszedł w kultur´ masowà jak nó˝ w masło. Kapitan<br />

Kloss (1965) i Czterej pancerni z psem Szarikiem (1966) zawojowali<br />

serca Polaków, zwłaszcza dzieci i młodzie˝y. Mijajà ustroje i generacje,<br />

a uwielbienie trwa i zapewne długo jeszcze potrwa. ˚eromski<br />

si´ zestarzał, Waƒkowicz porasta mchem, przecenio<strong>na</strong> Tr´dowata<br />

˝ółknie <strong>na</strong> wystawie, a Stawka wi´ksza ni˝ ˝ycie i Czterej pancerni<br />

i pies bijà kolejne rekordy oglàdalnoÊci.<br />

Obu serialom zarzucano niezgodnoÊç z prawdà historycznà, a to<br />

przecie˝ błàd logiczny, pomieszanie poj´ç. To nie sà filmy historyczne,<br />

lecz przygodowe w wojennej scenografii. Choçby jed<strong>na</strong> zasadnicza<br />

sprawa – <strong>na</strong> prawdziwej wojnie co dnia ginà ˝ołnierze, mo˝e to<br />

spotkaç ka˝dego w ka˝dej chwili, lecz nie Klossa ani pancernych,<br />

skoro majà wystàpiç w <strong>na</strong>st´pnym odcinku. Sà bezpieczni, choç tak<br />

nieprawdopodobnie si´ <strong>na</strong>ra˝ajà. Ale wszystko b´dzie dobrze, bo takie<br />

sà prawa gatunku. Wyobraêmy sobie, jaka wybuchłaby awantura,<br />

gdyby sce<strong>na</strong>rzysta uÊmiercił Gustlika albo gdyby przyczepił Szarikowi<br />

do obro˝y materiał wybuchowy i kazał podczołgaç si´ pod niemiecki<br />

czołg, by wysadziç go w powietrze. Wykluczone. A przecie˝ Armia<br />

Radziecka tresowała po to psy, <strong>na</strong>wet wydano o tym ksià˝eczk´ dla<br />

dzieci z obrazkami. Wypo˝yczyłem w szkolnej bibliotece i przeczytałem.<br />

˚eby wam za to, szanowni wydawcy, smród nogi powykr´cał.<br />

NiezniszczalnoÊç głównych bohaterów, oczywista dla ka˝dego widza,<br />

była warunkiem powodzenia Stawki wi´kszej ni˝ ˝ycie i Czterech<br />

pancernych.


49<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Gdyby ktoÊ <strong>na</strong>kr´cił, jak trzej muszkieterowie i d’Artag<strong>na</strong>n przybyli<br />

do Polski, by wspomóc solidarnoÊciowców w potyczkach z zomowcami,<br />

i z okrzykiem Vive la Solidarité! zmuszajà do rejterady<br />

batalion chłopców gol´dzinowskich, zdobywajàc armatk´ wodnà<br />

i kolumn´ radiowozów, byłby to film historyczny w takim samym<br />

stopniu co Kloss albo Pancerni i równie˝ mógłby si´ bardzo podobaç.<br />

Za moich studenckich lat leciał w ki<strong>na</strong>ch wojenny film amerykaƒski,<br />

którego akcja działa si´ mi´dzy innymi w Warszawie. Gestapowiec<br />

aresztuje łàczniczk´, katuje, dziewczy<strong>na</strong> osuwa si´<br />

<strong>na</strong> ziemi´, Niemiec widzi, ˝e jà z rozp´du zabił, jest przera˝ony. Bierze<br />

bohaterk´ <strong>na</strong> r´ce, próbuje ratowaç, dziewczynie opada głowa,<br />

oczy m´tniejà, spod beretu wypływa kaskada lÊniàcych złotych włosów,<br />

niewàtpliwie przed chwilà umytych <strong>na</strong>jlepszym szamponem<br />

z od˝ywkà. Gasnàca konspiratorka uÊmiecha si´, szepce, ˝e nic nie<br />

powie, nie powie, nie powie, nie po… Sztywnieje, gestapowca dr´czà<br />

wyrzuty sumienia, w tle solówka <strong>na</strong> skrzypcach. Okupacyj<strong>na</strong><br />

Warszawa po hollywódzku. Jeszcze pi´t<strong>na</strong>Êcie lat wczeÊniej byłoby<br />

wielkie zgorszenie, o ile rzecz w ogóle dopuszczono by do rozpowszechniania,<br />

co wydaje mi si´ nieprawdopodobne. W połowie lat<br />

szeÊçdziesiàtych publicznoÊç wyła ze Êmiechu. Najbardziej, gdy zobaczyła<br />

<strong>na</strong> ekranie zbli˝enie zdumionej, a po chwili przera˝onej<br />

i zrozpaczonej twarzy zbrodniarza-wra˝liwca w szwabskim mundurze.<br />

Ciekawe, czy pan re˝yser o tym si´ dowiedział.<br />

Dzisiaj ludzie przypuszczalnie ziewaliby z nudów, jeÊli w ogóle<br />

wybraliby si´ <strong>na</strong> taki film.<br />

Z biegiem lat rocznica wybuchu wojny coraz bardziej zlewała si´<br />

z uroczystoÊcià rozpocz´cia roku szkolnego. Na ogół załatwiano<br />

spraw´ raz dwa, identycznie jak przed rokiem, bo có˝ nowego mo˝<strong>na</strong><br />

tu wymyÊliç? W mieÊcie, którego <strong>na</strong>zwiska nie powiem, nic to albowiem<br />

do rzeczy nie przyda, postanowiono rocznic´ o˝ywiç,<br />

uprzyst´pniç młodzie˝y, tym bardziej ˝e akurat wypadła okràgła,<br />

szeÊçdziesiàta. Ale tak krawiec kraje… Mieli byç s<strong>na</strong>jperzy <strong>na</strong> dachach,<br />

có˝, kiedy nie starczyło pieni´dzy. Nalot i bombardowanie te˝


50<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

okazały si´, dzi´ki Bogu, zbyt kosztowne i kłopotliwe. Uruchomienie<br />

syren alarmowych wymagało zezwolenia wojewody, za póêno si´<br />

zwrócono i równie˝ nic z tego nie wyszło. Za to było przemówienie<br />

ministra Becka z taÊmy i muzyka z filmu Podwójne ˝ycie Weroniki<br />

oraz dymy i wybuchy, młodzie˝ si´ cieszyła, starsi mniej, ktoÊ całkiem<br />

bez powodu dostał ataku serca, rozdzwoniły si´ telefony do<br />

Stra˝y Miejskiej, ˝e przecie˝ <strong>na</strong>le˝ało t a k i e c o Ê wczeÊniej ogłosiç,<br />

˝eby si´ psychicznie przygotowaç (moje sprawozdanie jest mo-<br />

˝e zbyt ogólnikowe, ale ka˝dy z<strong>na</strong> tych kilka <strong>na</strong>jwa˝niejszych przekleƒstw<br />

i mo˝e sobie uzupełniç). Lepiej udała si´ łapanka, uzgodnio<strong>na</strong><br />

z łapanymi, przeszkolonymi uczniami. Na rynek zajechały ci´˝arówki,<br />

wysypali si´ z nich ˝ołnierze, co prawda grupa uczennic<br />

zmodyfikowała sce<strong>na</strong>riusz i samowolnie pogalopowała w stron´ bud,<br />

aby si´ nie daç poszturchiwaç „gestapowcom”, bo to wstyd. Ci´˝arówki<br />

zgodnie z planem rozwiozły aresztantów pod pomniki i groby<br />

celem zło˝enia wiàzanek kwiatów. Ale młodzie˝, jak to młodzie˝:<br />

kilku licealistów zaczepiało <strong>na</strong>potykanych mundurowych prowokacyjnym<br />

pytaniem: – Szprechen zi dojcz? – Ci poskar˝yli si´ pedagogom,<br />

wi´c <strong>na</strong>st´pnego dnia w liceach <strong>na</strong>pi´tnowano sprawców tych<br />

po˝ałowania godnych incydentów. Nie zawiedli zaproszeni duchowni:<br />

katolicki, ewangelicki, ˝ydowski i prawosławny, zaÊ prezydent<br />

miasta, tłumaczàc si´ w radiu z tych atrakcji, bo impreza zrobiła si´<br />

sław<strong>na</strong>, obÊmiewano jà przez kilka dni, był uprzejmy podkreÊliç:<br />

„W uroczystoÊci wzi´li te˝ udział byli wi´êniowie obozów koncentracyjnych.<br />

Mamy ich jeszcze kilku ˝ywych”. Tak mu si´ powiedziało.<br />

***<br />

W 2008 roku Jelenia Góra obchodziła dziewi´çsetlecie lokacji. Przygotowano<br />

wiele atrakcji, mi´dzy innymi spalenie czarownicy <strong>na</strong> stosie.<br />

„Z proÊbà o odstàpienie od tego punktu programu w liÊcie<br />

otwartym do prezydenta miasta wystàpiła dr hab. Monika Płatek,<br />

prezeska Polskiego Stowarzyszenia Edukacji Prawnej. Jej zdaniem,<br />

czynienie z tragicznej Êmierci ludzi atrakcji turystycznej jest w <strong>na</strong>j-


51<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

wy˝szym stopniu <strong>na</strong>ganne i ˝ałosne”*. Ojcowie Jeleniej Góry <strong>na</strong>tychmiast<br />

wycofali si´ z niefortunnego pomysłu, choç przecie jasne<br />

jak słoƒce, ˝e to miało byç <strong>na</strong> niby. W tej samej notatce czytamy:<br />

„Podczas coraz bardziej ostatnio modnych inscenizacji i rekonstrukcji<br />

historycznych mogliÊmy ju˝ oglàdaç sceny rozstrzeliwania<br />

powstaƒców warszawskich”. Mo˝<strong>na</strong> te˝ wypo˝yczyç panterk´ i fura-<br />

˝erk´ z orzełkiem i za stosownà opłatà przejÊç ka<strong>na</strong>łami.<br />

***<br />

Woj<strong>na</strong> zarasta kiczem nierównomiernie: <strong>na</strong>jszybciej wrzeÊniowa<br />

agresja z zachodu, wolniej powstanie, bo oficjalnie mówiono o nim<br />

półg´bkiem, ˝e bohaterscy ˝ołnierze i zbrodnicze dowództwo, <strong>na</strong>jwolniej<br />

zaÊ siedem<strong>na</strong>sty wrzeÊnia, poniewa˝ owa data ˝yła tylko<br />

w ludzkiej pami´ci. Swojà drogà ciekawe, czy ktoÊ <strong>na</strong>prawd´ wierzył,<br />

˝e wielomilionowy <strong>na</strong>ród o czymÊ takim jak siedem<strong>na</strong>sty wrze-<br />

Ênia po prostu zapomni, skoro gazety konsekwentnie milczà. Raczej<br />

nie, ze strony władzy to był chyba zwykły dupochron, a mówiàc ówczesnym<br />

j´zykiem, chowanie głowy w piasek. W latach siedemdziesiàtych<br />

tłumaczyłem powieÊç z gatunku płaszcza i szpady; rzecz<br />

działa si´ w siedem<strong>na</strong>stym wieku, bohaterami byli dwaj przyjaciele,<br />

którzy w połowie utworu si´ znie<strong>na</strong>widzili, jeden drugiemu usiłował<br />

wbiç nó˝ w plecy. – Niech pan zmieni to sformułowanie, bo mogà byç<br />

kłopoty. Nó˝ w plecy to przecie˝ siedem<strong>na</strong>sty wrzeÊnia, ka˝demu<br />

tak si´ kojarzy. – Zostawmy, prosz´ pani, mo˝e si´ uda. – Udało si´,<br />

cenzura przeoczyła, czytelnicy pewnie te˝.<br />

Katynia równie˝ nie było, a jeÊli ju˝ koniecznie, to sprawcami tej<br />

zbrodni byli Niemcy. Tak <strong>na</strong>m tłumaczyła pani profesorka, przedstawiajàc<br />

argumenty nie do podwa˝enia. Nie sama z siebie, tylko dlatego,<br />

˝e ktoÊ z klasy zapytał. Miałem londyƒskà broszurk´, postanowiłem<br />

puÊciç jà w obieg. Zaczàłem od kolegi, do którego miałem zaufanie.<br />

Oczy mu błysn´ły, chwycił. Na <strong>na</strong>st´pnej lekcji do klasy wszedł woêny.<br />

*** M.H., Niestosowny stos, „Polityka” nr 36 (2670), 6 wrzeÊnia 2008.


52<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

– Kroh do dyrektora!<br />

Dyro miał bardzo srogà min´. Przed nim <strong>na</strong> biurku le˝ała moja<br />

broszura.<br />

– Posłuchaj Antek uwa˝nie, bo nie b´d´ powtarzaç. Po pierwsze,<br />

zabraniam ci jakiejkolwiek agitacji <strong>na</strong> terenie szkoły. JeÊli mi obiecasz,<br />

˝e to si´ nie powtórzy i nikomu si´ tym nie pochwalisz, sprawa<br />

zostanie mi´dzy <strong>na</strong>mi i nie b´d´ ci´ musiał relegowaç. Bardzo<br />

bym nie chciał. I po drugie, zapami´taj sobie <strong>na</strong> całe ˝ycie, dobrze<br />

zapami´taj, <strong>na</strong>zwisko tego kolegi. KiedyÊ ta informacja mo˝e ci si´<br />

przydaç.<br />

UÊmiechnàł si´.<br />

– Mo˝esz mi to po˝yczyç <strong>na</strong> kilka dni? Bàdê spokojny, ja <strong>na</strong> ciebie<br />

do dyrektora z pewnoÊcià nie donios´.<br />

Tak właÊnie było. Nikomu si´ nie pochwaliłem, tylko mamie, a o<strong>na</strong>,<br />

w <strong>na</strong>jwi´kszym zaufaniu, powiedziała kilku przyjaciołom. A teraz,<br />

w dwudziestym pierwszym wieku, b´dzie mi tu jeden z drugim wypisywał,<br />

˝e PRL była paƒstwem totalitarnym.<br />

No i tak. Min´ło kilkadziesiàt lat, jad´ tramwajem i podsłuchuj´<br />

trajkocàce <strong>na</strong>stolatki.<br />

– Stara, ci mówi´, wczoraj miałam w domu normalny katyƒ. Matka<br />

mi wywaliła wszystko z szafy i kazała poukładaç.<br />

Normalniejemy, chwaliç Boga – pomyÊlałem.<br />

Z legendà partyzanckà było jeszcze i<strong>na</strong>czej. W 1968 roku, gdy moczarowcy<br />

próbowali zjed<strong>na</strong>ç sobie społeczeƒstwo, pozujàc <strong>na</strong> spadkobierców<br />

i stra˝ników partyzanckiego etosu, zacz´to <strong>na</strong>zywaç ich<br />

ironicznie partyzantami. Pojawiła si´ cała seria dowcipów i skrzydlatych<br />

słów: „partyzant z wyci´tego lasu”; „Ênieg po pas, a my<br />

w zbo˝e”; „był dwa razy ranny – jeden raz pod Kielcami, a drugi raz<br />

w dup´” (zresztà jest to powiedzonko z pierwszej wojny Êwiatowej,<br />

popularne wÊród legionistów). „Pami´tnik partyzanta: Poniedziałek.<br />

Zaj´liÊmy leÊniczówk´. Wtorek. Niemcy wyparli <strong>na</strong>s z leÊniczówki.<br />

Âroda. OdbiliÊmy leÊniczówk´. I tak a˝ do niedzieli, kiedy<br />

wrócił z miasta leÊniczy i wygonił <strong>na</strong>s i Niemców z lasu”. „Co to by-


53<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

ła druga woj<strong>na</strong> Êwiatowa? Historyczne tło bitwy w Lasach Janowskich”.<br />

Sporo tego krà˝yło mi´dzy ludem, zwłaszcza po marcu.<br />

W koƒcu lat pi´çdziesiàtych społeczeƒstwo <strong>na</strong>s, harcerzy, lubiło.<br />

CzuliÊmy to. Kontroler komunikacji miejskiej nie ˝àdał okazania biletu;<br />

było rzeczà oczywistà, ˝e harcerz nie jedzie <strong>na</strong> gap´. Mundur<br />

ułatwiał te˝ podró˝owanie autostopem.<br />

Lecz wkrótce z<strong>na</strong>czenia poj´ç „harcerz” i „partyzant” w mowie<br />

potocznej zbli˝yły si´ do siebie – zacz´ły oz<strong>na</strong>czaç pajaca, człowieka<br />

niepowa˝nego, wiecznego chłopca. „Działania partyzanckie”,<br />

czyli chaotyczne, bezplanowe, <strong>na</strong> łapu capu. Mimo ˝e w owych latach<br />

˝yło niemało ludzi, którzy dobrze wiedzieli z własnego doÊwiadczenia,<br />

˝e akcja partyzancka, jeÊli miała przynieÊç po˝àdany skutek,<br />

musiała byç przemyÊla<strong>na</strong> w <strong>na</strong>jdrobniejszych szczegółach i przeprowadzo<strong>na</strong><br />

z <strong>na</strong>jwi´kszà precyzjà. ˚yli jeszcze członkowie Szarych<br />

Szeregów, absolutnego fenomenu w całej okupowanej Europie.<br />

***<br />

W dzieciƒstwie chwaliłem si´, ˝e jestem wojenny, choç starsi tego<br />

nie uz<strong>na</strong>wali. DziÊ myÊl´, ˝e miałem niebywałe szcz´Êcie, bo nie jestem.<br />

Nale˝´ do pierwszego od co <strong>na</strong>jmniej dwóch stuleci pokolenia<br />

Polaków, które nie zaz<strong>na</strong>ło wojny. Stanu wojennego 1981/1982 nie licz´,<br />

to była woj<strong>na</strong> tylko z <strong>na</strong>zwy, woj<strong>na</strong> bez wojny. Wyrosłem, prze-<br />

˝yłem młodoÊç, teraz si´ starzej´, robi´, co chc´, nikt mnie nie<br />

przeÊladuje za głoÊne mówienie po polsku, nie musiałem do nikogo<br />

strzelaç, nikt nie strzelał do mnie. Nie uciekałem z płonàcego domu,<br />

miałem i wcià˝ mam cudowne ˝ycie.<br />

***<br />

Stryj Tadeusz, ten, co tak mazura wodził, zachował si´ <strong>na</strong> paru fotografiach<br />

i w kilku spisanych wspomnieniach.<br />

„(…) o<strong>na</strong> – płowa, z odrzuconà w tył głowà, gibka, on – kr´py, barczysty,<br />

zwarty, ze szczecinà wàsów <strong>na</strong>d mocno wysuni´tà dolnà<br />

szcz´kà, <strong>na</strong>jłatwiej byłoby powiedzieç – brzydki, ale by to nie okre-


54<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Êliło ani zrywu, ani pulsujàcego w nim ˝ycia. Jak taƒczyli! Zapami´tale,<br />

«organicznie», inne pary odchodziły <strong>na</strong> bok, by zostawiç ich<br />

<strong>na</strong> placu. Fascynowali – patrzyło si´ <strong>na</strong> tego ich niezrów<strong>na</strong>nego kujawiaka<br />

nie mogàc oczu oderwaç, jak od płomienia <strong>na</strong> kominku. (…).<br />

Spotkałam go po dłu˝szym czasie znów <strong>na</strong> jakimÊ wieczorze czy<br />

balu. Powiedział mi: «Dobry hodowca powinien rozpoz<strong>na</strong>ç êrebca<br />

od pierwszego wejrzenia, jeszcze <strong>na</strong> okólniku. Widziałem panià<br />

przed dwoma laty u Skórewicza. Kiep byłem». RozeÊmiałam si´ –<br />

tak, to był prawdziwy komplement. (…) Opowiadał o koniach swoich,<br />

o polowaniu, o tym, ˝e jak si´ nie uda za pierwszym spotkaniem<br />

zastrzeliç lisa, to potem trzeba go bardzo długo obje˝d˝aç coraz to<br />

ciaÊniejszym kr´giem, zanim si´ go upoluje. WÊród ˝yczeƒ, jakie<br />

otrzymałam po Êlubie, była kartka z Afryki – Maroka czy Algerii.<br />

«Polujàc <strong>na</strong> lwy, dowiedziałem si´, ˝e lisa ju˝ ‘objechali’, przesyłam<br />

wi´c <strong>na</strong>jlepsze ˝yczenia. T. L.».<br />

Ten polski centaur był pułkownikiem artylerii konnej, legendarnej<br />

odwagi i fantazji, wielokrotnie ranny <strong>na</strong> wojnie, brak mu było palców<br />

u strzaskanej lewej r´ki. Miał ukoƒczonà Wiedeƒskà Akademi´ Handlowà<br />

i inne studia ekonomiczne. Był podsekretarzem stanu przy Prezydium<br />

Rady Ministrów, podlegało mu Biuro Ekonomiczne (…).<br />

Tadeusz Lechnicki miał niebywałà fantazj´ w staropolskim<br />

i współczesnym z<strong>na</strong>czeniu tego słowa i równie wielkie poczucie humoru.<br />

Promieniował jakby st´˝onà witalnoÊcià.<br />

KiedyÊ pojechaliÊmy w kilka osób do Wilanowa i o małoÊmy si´<br />

nie rozbili i nie pozabijali o jadàcà w stron´ Warszawy, lewà stronà<br />

szosy, <strong>na</strong>ładowanà kopiasto zieleninà fur´ bez Êwiatła ze Êpiàcym<br />

jak kamieƒ woênicà. Lechnicki wysiadł z auta, nie dał zdenerwowanemu<br />

do białoÊci szoferowi budziç pijanego woênicy, tylko sam zawrócił<br />

fur´ i pop´dził konia, który spokojnie, po właÊciwej ju˝ teraz<br />

stronie szosy kontynuował swojà w´drówk´, tyle ˝e w przeciwnym<br />

kierunku. Lechnickiego zabawiła myÊl o zdumieniu zbudzonego<br />

w domu chłopa i uz<strong>na</strong>ł to za zasłu˝onà sankcj´ karnà. To było w jego<br />

stylu. (…)


55<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

Na swoje imieniny, wyprzedzajàc o par´ dni Êw. Huberta, urzàdzał<br />

bieg myÊliwski. I kiedy tak z niesłychanym rozmachem konno<br />

p´dził, prowadzàc ów bieg, pomyÊlałam o jakimÊ wata˝ce <strong>na</strong> czele<br />

swej dru˝yny, nie podejrzewajàc, ˝e uj´cie tego˝ obrazu wkrótce powtórzy<br />

historia – w jakim˝ powi´kszeniu!<br />

W 1939 roku przyjaciele <strong>na</strong>si ani mój mà˝ nie wierzyli w wybuch<br />

wojny. (…) KtóregoÊ z ostatnich dni sierpnia zostawiwszy córk´ i jej<br />

przyjaciółk´ pod opiekà sàsiadów w Sulejówku przyjechałam dopilnowaç<br />

koƒca remontu <strong>na</strong>szego mieszkania <strong>na</strong> Szucha 16. (…) <strong>na</strong> rogu<br />

Alei Ujazdowskich <strong>na</strong>tkn´liÊmy si´ <strong>na</strong> płk. Lechnickiego.<br />

Ucieszył si´ ogromnie tym spotkaniem i <strong>na</strong>mówił <strong>na</strong> kolacj´ u Simo<strong>na</strong><br />

i Steckiego. Na moje obiekcje powiedział, ˝e to jego ostatni<br />

wieczór w cywilu. Lechnicki zdawał w ciàgu tego dnia urz´dowanie<br />

i wszystkie swe godnoÊci w Prezydium Rady Ministrów i zgłosił si´<br />

po prostu do swojej jednostki wojskowej.<br />

(…) Dalszego ciàgu dowiedziałam si´ bardzo póêno. Po rozbiciu<br />

frontu do gł´bi podobno zrozpaczony płk Lechnicki <strong>na</strong> czele szczàtków<br />

swego oddziału bronił si´ w Lubelszczyênie, zbierajàc rozbitków,<br />

którzy si´ do niego z ró˝nych formacji dołàczali. Cofał si´ ku<br />

południowi w dobrze z<strong>na</strong>ny sobie lesisty teren. Doszedł do Janowa<br />

Lubelskiego ze sporym ju˝ oddziałem. Robił niebywałej brawury wypady<br />

<strong>na</strong> Niemców. Jest to przypadek jakby drugiego, wczeÊniejszego<br />

Hubala. U˝ywam tu tego porów<strong>na</strong>nia, gdy˝ przez film i pras´ <strong>na</strong>zwisko<br />

to spopularyzowało w obecnym społeczeƒstwie postaw´ bohaterskiego<br />

oporu i nieuz<strong>na</strong>wania rzeczywistoÊci kl´ski. Na którymÊ<br />

z tych wypadów porwawszy za sobà swój oddział – Tadeusz Lechnicki<br />

desperacko zaatakował wi´zienie janowskie, ci´˝ko ranny przeniesiony<br />

został do szpitala. I tu spotkałam dwie wersje. Wedle jednej<br />

– Êmiertelnie ranny płk Lechnicki usłyszał <strong>na</strong> swym szpitalnym łó˝ku<br />

dalekie dêwi´ki wojskowej orkiestry. MyÊlàc w goràczce, ˝e to polska<br />

odsiecz, zerwał si´, jakimÊ niesłychanym wysiłkiem dotarł do<br />

ok<strong>na</strong> i uczepił framugi: zobaczywszy wkraczajàcy <strong>na</strong> rynek oddział<br />

niemiecki – osunàł si´ martwy <strong>na</strong> podłog´. Druga wersja nic nie mó-


56<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

Polska Liga Wojen<strong>na</strong> Walki Czynnej skupiała dawnych konspiratorów,<br />

którzy w latach wielkiej wojny tworzyli wojsko polskie <strong>na</strong> wschodzie.<br />

wi o Êmierci przy oknie. W obu wersjach <strong>na</strong>tomiast powtarza si´ fakt<br />

wystawienia przez niemieckiego dowódc´ warty honorowej – według<br />

jednej przy łó˝ku szpitalnym. Obie wersje mówià o salwie honorowej<br />

niemieckiego oddziału <strong>na</strong> cmentarzu w uz<strong>na</strong>niu bohaterskiej postawy<br />

wojskowej w obliczu wroga. No có˝ – był to poczàtek wojny. Wehrmacht<br />

honorował jeszcze tytuły militarne”*.<br />

Podczas jednej z ostatnich konnych przeja˝d˝ek <strong>na</strong>d Âwidrem<br />

stryj powiedział do mamy, gdy stan´li <strong>na</strong> popas:<br />

– Wiesz, Zosiu, ˝al mi ciebie. MyÊmy walczyli, <strong>na</strong>ra˝aliÊmy si´,<br />

widzieliÊmy <strong>na</strong> własne oczy, jak ni z tego, ni z owego była Polska <strong>na</strong><br />

pierwszego. BraliÊmy w tym udział, jest co wspomi<strong>na</strong>ç. Pami´tam<br />

<strong>na</strong> Wołyniu, miałem dwadzieÊcia kilka lat, dowodziłem niewielkim<br />

oddziałem, stacjonowaliÊmy we wsi. Byłem – czy ty to rozumiesz? –<br />

byłem Polskà we własnej osobie, <strong>na</strong>jwy˝szà władzà. Stan´ła przede<br />

mnà para miejscowych staruszków. – Panie poruczniku, <strong>na</strong>jpokorniej<br />

prosimy o rozwód, my ju˝ ze sobà wytrzymaç nie mo˝emy. – A ile<br />

*** H. Ostrowska-Grabska, Bric ∫ brac 1848–1939, PIW, Warszawa 1978.


57<br />

KROK DEFILADOWY NA GRUNTACH PODMOKŁYCH<br />

lat jesteÊcie razem? – Ze czterdzieÊci, kto by zliczył. – Dobrze,<br />

oz<strong>na</strong>jmiam wam, ˝e nie jesteÊcie ju˝ m´˝em i ˝onà. Wystarczy? –<br />

Wystarczy, wystarczy, dzi´kujemy stokrotnie. Chcieli mnie całowaç<br />

po r´kach, ale nie pozwoliłem. To był, Zosiu, pierwszy akt prawny<br />

Rzeczypospolitej w tamtej okolicy. Staruszkowie wrócili <strong>na</strong>st´pnego<br />

dnia. – Panie poruczniku, my bez siebie ˝yç nie mo˝emy, prosimy<br />

o Êlub, bo jak˝e tak mieszkaç ze sobà bez Êlubu? To˝ to wielki<br />

grzech. – Dobrze, od tej chwili przed majestatem NajjaÊniejszej Rzeczypospolitej<br />

jesteÊcie m´˝em i ˝onà. To był drugi akt prawny. – Bóg<br />

zapłaç, Bóg zapłaç! Dwa dni póêniej: panie poruczniku, my ju˝ ze<br />

sobà wytrzymaç nie mo˝emy, prosimy o rozwód. Kazałem ich zamknàç<br />

w chlewiku <strong>na</strong> trzy doby o chlebie i wodzie, ˝eby si´ pogodzili.<br />

To był trzeci akt prawny. WieÊç si´ rozniosła i trudno opisaç, jaki<br />

potem miałem mir w całej okolicy. – B´dzie <strong>na</strong>m dobrze w Polsce,<br />

jak takie màdre i sprawiedliwe oficery komandirujà.<br />

Tadeusz Lechnicki


58<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

A co przed tobà? Spokoj<strong>na</strong>, cicha egzystencja. Masz dobrego m´-<br />

˝a in˝yniera, Êlicznà córeczk´, głod<strong>na</strong> nie chodzisz. I co dalej? Kolejne<br />

dzieci, wnuki, coraz lepsze mieszkania, auto, woja˝e.<br />

– Stryju, ˝eby stryj nie powiedział tego w złà godzin´.<br />

–Etam, w złà godzin´. Pleciesz, dziecko. Ja tkwi´ w samym<br />

Êrodku polityki. Chyba wiem, co si´ dzieje.<br />

Kilka miesi´cy póêniej pułkownik Tadeusz Lechnicki poległ <strong>na</strong><br />

wojnie, jak tylu innych.


Ksià˝´<br />

BANDA CZERWONEGO BYKA I INNE ORGANIZACJE<br />

DZIADEK MRÓZ BABCIA PRZESTAŁA LUBIå CZEKOLADOWE<br />

CUKIERKI SEZON ZAMORDOWANYCH CHOINEK<br />

METAMORFOZY DZIADKA MROZA I WANT YOU<br />

FOR U.S. ARMY! CZY STARSI KOCHAJÑ WIELKIEGO STALINA?<br />

SIEPACZE SIEPIÑ CZY SIEPAJÑ? PI¢åDZIESIÑT GROSZY<br />

W ZYSKU<br />

Informator o nielegalnych antypaƒstwowych organizacjach i bandach<br />

zbrojnych działajàcych w Polsce Ludowej w latach 1944–1956, Ministerstwo<br />

Spraw Wewn´trznych Biuro „C” Tajne!, Warszawa 1964. Wpadł<br />

mi w r´ce przedruk tego dzieła z poczàtku lat dziewi´çdziesiàtych*.<br />

W dziale Organizacje młodzie˝owe (w tym klerykalne) wymieniono, po-<br />

Êród wielu, takie oto sprzysi´˝enia: Bracia Atomy; Chór Walki z Komunizmem;<br />

Eskadra Wyzwolicieli Ziemi Kieleckiej z Komunizmu;<br />

Młoda Gwardia Przeciwko Komunizmowi; Szajka Krajowa; Banda<br />

Czerwonego Byka; Kochaj Ryzyko; MÊciwy S´p; Taj<strong>na</strong> Organizacja<br />

Patyków; Taj<strong>na</strong> Organizacja Wy<strong>na</strong>lazców i Odkrywców. Podano liczb´<br />

członków (od kilku do kilkudziesi´ciu), ich wiek (12–16 lat), Êrodowisko<br />

(<strong>na</strong>jcz´Êciej paczka szkol<strong>na</strong>, podwórkowa, przyjaciele z rozwiàzanej<br />

w 1949 roku dru˝yny harcerskiej albo zuchowej, ministranci).<br />

Data powstania, data rozbicia, <strong>na</strong>zwiska, pseudonimy, inne wa˝niejsze<br />

dane, zastosowane Êrodki.<br />

Otó˝ <strong>na</strong> tej liÊcie nie z<strong>na</strong>lazła si´ Polska Partia Podziem<strong>na</strong>, PPP,<br />

zało˝o<strong>na</strong> w Warszawie <strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch w grudniu 1952, działajàca do lutego<br />

1953 roku.<br />

*** Wydawnictwo RETRO, Lublin 1993.


60<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

M´˝czyz<strong>na</strong> roÊnie, krzepnie, powa˝nieje, jest ogromnie spostrzegawczy,<br />

ma Êwietnà pami´ç, du˝o czyta, rozglàda si´ bystro po okolicy,<br />

chłonie i a<strong>na</strong>lizuje fakty, stawia zasadnicze kwestie, staje si´<br />

odpowiedzialny za siebie i innych – a˝ <strong>na</strong>dchodzi dzieƒ, kiedy koniecznie,<br />

teraz, zaraz, <strong>na</strong>tychmiast, musi doko<strong>na</strong>ç czegoÊ wielkiego.<br />

Nie i<strong>na</strong>czej było i ze mnà.<br />

Niemało czynników zło˝yło si´ <strong>na</strong> utworzenie PPP: lektura zakazanej<br />

ksià˝ki Kamienie <strong>na</strong> szaniec, piosenka „O mamo otrzyj oczy,<br />

z uÊmiechem do mnie mów, ta krew, co z piersi broczy, to za <strong>na</strong>s,<br />

za <strong>na</strong>sz Lwów”, fotografia uÊmiechni´tego chłopaczka w harcerskim<br />

mundurku, dêwigajàcego torb´ powstaƒczej poczty, przedwojen<strong>na</strong><br />

powieÊç dla młodzie˝y Zdzich szuka ojca o małym warszawiaku, który<br />

ruszył w podró˝ pełnà przygód przez Gdyni´, Oslo (tam wyciàgnàł<br />

ze stawu tonàcego chłopca, przypadkiem królewicza), Laponi´, by<br />

w koƒcu wyrwaç z łap bolszewickich ukochanego tatusia; lecz bezpoÊrednim<br />

impulsem było opowiadanie w „Płomyczku”, jak to pastuszek<br />

spod Połaƒca uratował ˝ycie Tadeuszowi KoÊciuszce, za co<br />

otrzymał pierÊcieƒ z <strong>na</strong>pisem Oyczyz<strong>na</strong> – Obroƒcy Swemu. PierÊcieƒ<br />

był za du˝y, zsuwał si´ z palca. – Nie myÊlałem, ˝e i dzieci b´d´ nim<br />

<strong>na</strong>gradzał – powiedział wzruszony Naczelnik.<br />

Pastuszek z czytanki miał dziesi´ç lat, ja niecałe dziesi´ç i pół,<br />

niepodob<strong>na</strong> było zwlekaç.<br />

Zebranie organizacyjne Polskiej Partii Podziemnej odbyło si´<br />

w piwnicy spalonego domu.<br />

Te ruiny to było <strong>na</strong>sze królestwo. Walały si´ tam ksià˝ki, połamane<br />

meble, kafelki o <strong>na</strong>jwymyÊlniejszych kształtach i kolorach, wspaniałych<br />

do gry w klasy. KiedyÊ Zbyszek wygrzebał w gruzach pudło<br />

wyÊciełane gra<strong>na</strong>towym aksamitem, pełne dziwnych szybek. Oglàdajàc<br />

pod Êwiatło, mo˝<strong>na</strong> było dojrzeç górskie krajobrazy, jakieÊ tajemnicze<br />

zamki, panów w Êmiesznych mundurach z rogatymi czapkami,<br />

konie bioràce przeszkody, a <strong>na</strong>wet rozebrane kobiety. WejÊcie maskował<br />

fortepian bez wieka i przednich nóg, przysypany Êniegiem; mo˝<strong>na</strong><br />

było siàÊç <strong>na</strong> teczce i zjechaç niby z górki po ob<strong>na</strong>˝onych stru<strong>na</strong>ch.


61<br />

KSIÑ˚¢<br />

Zjazd był wprawdzie króciutki, ale za to wspaniale hałaÊliwy. Aby dostaç<br />

si´ do piwnicy, <strong>na</strong>le˝ało przeczołgaç si´ pod fortepianem, dorosły<br />

nie był w stanie tego doko<strong>na</strong>ç ani <strong>na</strong>wet si´ domyÊliç, ˝e tu da si´ wejÊç.<br />

W krótkim, zwartym przemówieniu, starannie dobierajàc słowa,<br />

zarysowałem plan działania, a tak˝e cele organizacji oraz jej struktur´.<br />

Przyz<strong>na</strong>łem sobie tytuł ksi´cia, Waldek i Marcin zostali hetma<strong>na</strong>mi,<br />

Zbyszek i Stasiek atama<strong>na</strong>mi. (Uprzejmie dzi´kuj´ p. Henrykowi<br />

Sienkiewiczowi za inspiracj´, a babci za cowieczorne czytanie<br />

Ogniem i mieczem). Zbyszek troch´ sarkał. Obiecałem szybki<br />

awans, jeÊli zasłu˝y.<br />

PostanowiliÊmy rozrzuciç ulotki, opanowaç Spółdzielni´ Pracy<br />

„Metalowiec” <strong>na</strong> Słodowcu, aby miał <strong>na</strong>m kto <strong>na</strong>prawiaç zdobyczne<br />

samochody i broƒ, zajàç lotnisko <strong>na</strong> Chomiczówce, <strong>na</strong>st´pnie Belweder,<br />

stamtàd wydamy odezw´ do <strong>na</strong>rodu, a póêniej si´ zobaczy.<br />

Stasiek dostał <strong>na</strong> gwiazdk´ gumowà drukarenk´, mianowałem go<br />

atamanem-redaktorem. W niedziel´ był z rodzicami <strong>na</strong> Trasie W–Z,<br />

jeêdzili ruchomymi schodami (dar <strong>na</strong>rodów ZSRR), tato spotkał koleg´<br />

i mruknàł „Stalinie skurwysynie, zabierz schody, oddaj Êwinie”,<br />

kolega si´ oÊmiał, mama fukn´ła. To by si´ <strong>na</strong>dawało <strong>na</strong> ulotk´.<br />

– Nie, „Precz ze Stalinem” lepsze, mniej literek.<br />

– Ale tamto jest do wiersza, łatwiej zapami´taç.<br />

– Nasza partia nie b´dzie u˝ywaç brzydkich słów, niegodnych Polaka.<br />

Co innego do kogoÊ <strong>na</strong> ulicy, co innego <strong>na</strong>pisane. Przecie˝ jak<br />

rozrzucimy ulotki w szkole, to pierwszaki si´ dorwà.<br />

– Papier jest, mamy zeszyty, ka˝dy da po jednym.<br />

– Nie ma <strong>na</strong> co czekaç.<br />

– No to zaraz po choince noworocznej. Porozwieszajà dekoracje,<br />

b´dzie doÊç papieru <strong>na</strong> ulotki, tylko trzeba poÊciàgaç. Zeszytów lepiej<br />

nie, bo si´ wyda.<br />

– Najlepiej, jak wszyscy b´dà si´ rozchodziç.<br />

– Albo drugiego dnia rano.<br />

RzeczywiÊcie, aula szkol<strong>na</strong> była suto udekorowa<strong>na</strong>. Z sufitu i Êcian<br />

zwisały girlandy z krepiny, ale tak˝e kwiatki, gwiazdki, gałàzki, pi´k-


62<br />

ANTONI KROH STARORZECZA<br />

nie wymalowane <strong>na</strong> brystolu. PorozumieliÊmy si´ wzrokiem. Bardzo<br />

dobrze. PoÊrodku stała choinka obwieszo<strong>na</strong> gołàbkami pokoju, watà<br />

udajàcà Ênieg, kolorowymi bombkami, łaƒcuchami. Na czubku czerwo<strong>na</strong>,<br />

pi´cioramien<strong>na</strong> gwiazda z sierpem i młotem.<br />

Pod choinkà stał Dziadek (w orygi<strong>na</strong>le cz´Êciej дядя, czyli Wujek)<br />

Mróz, obok pani <strong>na</strong>zywa<strong>na</strong> Druhnà. Dziadek Mróz miał czerwony<br />

kubrak i czerwonà czapk´, lamowane białym futerkiem,<br />

czerwone hajdawery i czarne buty z wywini´tymi cholewami. Wielka<br />

˝ółtawa broda zasłaniała mu prawie całà twarz, przez to mówił<br />

troch´ niewyraênie, wi´c <strong>na</strong>t´˝ał głos.<br />

– Zdrawstwujtie rebiata. To jest po rosyjsku, z<strong>na</strong>czy witajcie<br />

dzieci. Jestem wasz ulubiony Dziadek Mróz. Słyszałem, ˝e w Warszawie<br />

<strong>na</strong> Biela<strong>na</strong>ch, w szkole numer dwadzieÊcia jeden, sà bardzo<br />

pilni i grzeczni uczniowie, wi´c przyjechałem do was. Długo, długo<br />

jechałem, szmat drogi, bo ja, mo˝e wiecie, a mo˝e nie wiecie, mieszkam<br />

<strong>na</strong> Syberii, <strong>na</strong> radzieckiej dalekiej północy. A zgadnijcie, czym<br />

przyjechałem? Saniami! Troch´ zmarzłem, chciałbym si´ ogrzaç.<br />

Pozwolicie?<br />

– Taaak!<br />

– No, i rozumie si´ przywiozłem wam prezenty, przecie˝ Dziadek<br />

Mróz musi mieç worek z prezentami. Telefonowałem do waszej pani,<br />

powiedziała, ˝e wszystkie jesteÊcie grzeczne. Prawd´ powiedziała?<br />

– Taaak!<br />

– Wi´c rózeg nie wziàłem. Wasza pani b´dzie po kolei wyczytywaç,<br />

a ja ka˝demu coÊ dam. Zgoda?<br />

– Zgooodaaa!<br />

– Ale to dopiero póêniej, <strong>na</strong> po˝eg<strong>na</strong>nie. Teraz si´ wspólnie pobawimy.<br />

Bardzo lubi´ bawiç si´ z grzecznymi dzieçmi.<br />

–Aja – powiedziała Druh<strong>na</strong> – jestem Druh<strong>na</strong> Jola. Te˝ chciałabym<br />

si´ z wami pobawiç. Z<strong>na</strong>m całà mas´ ró˝nych gier, zabaw i piosenek.<br />

Ale musicie mnie słuchaç. B´dziecie?<br />

– Taaak!<br />

– To <strong>na</strong> poczàtek <strong>na</strong>ucz´ was harcerskiego zawołania: W <strong>na</strong>uce,<br />

w pracy, w walce – czuwaj!


63<br />

KSIÑ˚¢<br />

Druh<strong>na</strong> ubra<strong>na</strong> była w gra<strong>na</strong>towà spódnic´, zielonà koszul´<br />

z podwini´tymi r´kawami i czerwony krawat. Na piersi miała pi´kny<br />

emblemat z biało-czerwonym sztandarem, czymÊ jeszcze i literami<br />

ZMP. Âmiała si´, podskakiwała.<br />

– Uwa˝ajcie, zaczy<strong>na</strong>my pysznà zabaw´! åwiczenie szybkiego zapami´tywania.<br />

Dziadek Mróz ma wierszyki wypisane <strong>na</strong> kawałkach<br />

brystolu. Wyjmie <strong>na</strong> chwil´ jeden po drugim, poka˝e wszystkim, ale<br />

zaraz potem schowa. A ja mam, widzicie, ooo, torebk´ cukierków czekoladowych.<br />

Kto zapami´ta <strong>na</strong>jwi´cej wierszyków, wygrywa. Uwaga,<br />

zaczy<strong>na</strong>my!<br />

Wróciłem szcz´Êliwy do domu. Pochwaliłem si´ babci, otworzyłem<br />

torebk´.<br />

– Prosz´.<br />

– Powiedz wreszcie te wierszyki, nie mog´ si´ doczekaç.<br />

Stanàłem w dumnej pozie.<br />

NIE STRASZNE NAM RYKI GŁOSU AMERYKI!<br />

PRZEZ OÂWIAT¢ I KULTUR¢ BIKINIARZOM DAMY<br />

W SKÓR¢!<br />

TRUMAN, BOMBA ATOMOWA, IMPERIALIZM NIECH SI¢<br />

SCHOWA!<br />

NIE POTRAFI OŁGAå CHŁOPA RADIO WOLNA EUROPA!<br />

–Iza to dostałeÊ cukierki? To ja dzi´kuj´.<br />

– Nie chce babcia cukierka?<br />

– Nie.<br />

– Dlaczego?<br />

– Bo nie lubi´.<br />

– Nie lubi babcia czekoladowych cukierków?<br />

– Nie.<br />

– Ale w Bo˝e Narodzenie babcia jadła.<br />

– Byç mo˝e. Ale teraz nie lubi´.<br />

– Naprawd´? Ja tam lubi´.<br />

– To jedz <strong>na</strong> zdrowie, kochany wnusiu.<br />

Par´ dni póêniej, wieczorem, zdarzyło si´ nieszcz´Êcie. Babcia<br />

przeczytała <strong>na</strong>m baʃ Hansa Christia<strong>na</strong> Anderse<strong>na</strong> Choinka.

Hooray! Your file is uploaded and ready to be published.

Saved successfully!

Ooh no, something went wrong!